Chiński Bank Centralny podwyższył stopę rezerw obowiązkowych o 50 pb., bo Państwo Środka chce uniknąć baniek spekulacyjnych. Światu jednak ta gorączka jest na rękę.
W ostatnim czasie w mediach pojawiały się spekulacje, że Chiny będą chciały nieco ochłodzić swoją gospodarkę. Wczoraj plotki te zostały potwierdzone: tamtejsze władze podniosły stopę rezerw obowiązkowych o 50 punktów. Dla dużych banków wynosi ona obecnie 15,5 proc. a dla mniejszych instytucji 13,5 procent. Władze zdają sobie sprawę, że tamtejsza gospodarką jest bardzo gorąca, a utrzymując dużą podaż pieniądze stwarza się podstawy do tworzenia baniek spekulacyjnych.
Niestety ta chińska gorączka jest światu jak najbardziej potrzebna, bo im większy popyt na stal, ropę czy inne towary, tym szybciej gospodarki będą wychodzić z kryzysu. Dlatego wczorajsza decyzja nie została dobrze przyjęta przez rynki, inwestorzy uciekli tam gdzie zawsze, czyli do amerykańskiego dolara. Kurs EUR/USD zszedł do poziomu 1,4470, jednak dłużej nie udało się go utrzymać i w drugiej części sesji euro odżyło osiągając jednak poziom 1,45.
Całkiem dobrze radził sobie tymczasem złoty. Naszej walucie udało się minimalnie przebić przez granicę 2,8 zł za dolara, co jak na warunki zewnętrze jest dobrym wynikiem. EUR/PLN wciąż oscyluje wokół tegorocznego dołka w okolicach 4,05, co cały czas podtrzymuje możliwość udanego ataku na ten poziom.
Warto zwrócić uwagę, że inwestorzy zagraniczni powrócili do transakcji carry trade z użyciem dolara: indeksy na świecie traciły na wartości, podczas gdy dolar wzrastał. Nie da się zagwarantować, że gra ta potrwa dłużej, jednak na najbliższe dni wydaje się jak najbardziej obowiązująca. Euro nie pomagały wczoraj doniesienia z Unii Europejskiej ,która przeglądnęła greckie dane dotyczących tamtejszych finansów publicznych i doszukała się „pewnych nieregularności”.
Dziś kolejny dzień bez kluczowych danych makro, więc spodziewany jest względny spokój na rynku. Ciekawe zapowiada się odczyt Beżowej Księgo Fed, czyli raportu o stanie gospodarki USA, ale poznamy go dopiero po godz. 20 naszego czasu.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo