Prof. Zyta Gilowska w rozmowie z „Polską” powiedziała, że w budżecie może zabraknąć aż 80 mld zł. To dość szokująca diagnoza.
Nie jest to żadna diagnoza, a już na pewno ekonomiczna. To wypowiedź wyłącznie na potrzeby polityczne, zresztą typowa dla Zyty Gilowskiej. Natomiast odnosząc się do prognoz ekonomicznych, nawet renomowanych instytucji, to uważam, iż nadal są one obarczone dużym ryzykiem. Sytuacja w gospodarce światowej bowiem wciąż nie jest ustabilizowana.
Premier Tusk zapowiada, że dopiero na początku lipca będzie miał ogląd sytuacji i podejmie ewentualną decyzję o nowelizacji budżetu.
Bo dopiero wyniki ekonomiczne za I półrocze dadzą pełniejszy obraz sytuacji. Wszystko wskazuje na to, że deficyt będzie wyższy niż założony i że będą konieczne działania. Ustawa budżetowa musi mieć jednak silny walor stabilności. Nie można państwa i jego budżetu traktować jak chorągiewki na wietrze. Dlatego nie chcemy zmieniać budżetu dopóty, dopóki nie będziemy mieli większej pewności co do faktycznego stanu państwa i jego gospodarki. Na nowelizację budżetu jest więc jeszcze czas. Trzeba też pamiętać, iż budżet jest odzwierciedleniem stanu budżetu, a nie kreatorem. Budżetem nie zlikwiduje się kryzysu, budżet tylko musi przewidywać jego skutki.
Co można zrobić? Większy dług czy cięcie wydatków?
Dalsze oszczędności – to jest i będzie priorytet. Każde inne działania muszą być bardzo ostrożne, bo są groźne dla gospodarki. Wolimy ciąć wydatki, niż zadłużyć się na poczet przyszłych pokoleń. Zwiększenie deficytu będzie więc ostatecznością. Nikt też nie rozważa teraz podniesienia składek na ubezpieczenia społeczne czy podatków.
Najprostsze byłoby podniesienie akcyzy, np. na paliwo.
Każde obciążenie powoduje wzrost kosztów działalności gospodarczej, a więc uderza w konkurencyjność firm. Takie narzędzia trzeba ostrożnie stosować, bo mają walor obosieczności.
A podwyżka składki na ubezpieczenia społeczne? To chyba najbardziej prawdopodobny ruch?
Nie rozważamy tego, choć to bardzo kuszące. Rocznie mogłoby dać prawie 20 mld zł. Trzeba jednak pamiętać – i to skutkuje wzrostem kosztów pracy. Pamiętajmy, że mamy jeden z najwyższych klinów podatkowych w Europie. Jeśli nie będzie konieczności, to należy myśleć o innych instrumentach. Trzeba pamiętać, że mamy do wykorzystania 20 mld dol. z linii kredytowej MFW.
To kolosalna kwota, ale ma głównie służyć obronie kursu złotego w przypadku wejścia do przedsionka euro.
Nie widzę jeszcze potrzeby użycia tych pieniędzy w ten sposób.
Opozycja twierdzi, że rząd nie reaguje na kryzys.
Oczywiście, że reaguje. Wprowadziliśmy wiele rozwiązań antykryzysowych. Uchwalono ustawy wprowadzające możliwość szerokiego stosowania poręczeń i gwarancji Skarbu Państwa, a nawet pożyczek dla firm. Dla małych przedsiębiorstw na przykład wprowadziliśmy ułatwienia w postaci ulgi inwestycyjnej. Już w przyszłym tygodniu będą przyjęte kolejne programy, które mają ułatwić firmom dostęp do kredytów. Jest też już wstępne porozumienie ze związkami i organizacjami pracodawców na temat pakietu antykryzysowego dotyczącego prawa pracy.
Trwało to pół roku.
I tak robimy to bardzo szybko. W UE prace nad ustawą trwają ok. 36 miesięcy, a u nas średnio 14 miesięcy. Ustawy antykryzysowe przyjmujemy właściwie w ekspresowym tempie, w dwa, trzy miesiące.
Może zanim te rozwiązania wejdą, kryzys się skończy?
Chcielibyśmy. Chcielibyśmy, by kryzys się jak najszybciej skończył. Na razie jednak mamy złe sygnały, ale są i dobre. Produkcja za marzec na przykład pozytywnie zaskoczyła ekonomistów. Podobnie jest w budownictwie. Mamy w I kwartale wzrost oddanych mieszkań o 9 proc. Kryzys na świecie dotknął głównie motoryzację, a w Polsce sprzedaje się więcej aut niż przed rokiem. To może dlatego niektórzy pytają: bardzo przepraszam, ale gdzie ten kryzys?!
To kryzys w Polsce jest, czy go nie ma?
Ujmę to tak. Mamy bardzo poważne i groźne spowolnienie gospodarcze na skutek światowego kryzysu. Prognozuję wzrost PKB w tym roku na poziomie 0,5-1 proc. To znacznie mniej niż zeszłoroczne 4,9 proc., ale to zdecydowanie więcej niż innych krajach Europy.
Opozycja zarzuca, że rząd nie mówił od początku, że będzie gorzej, i ten budżet jest nierealny, a prognozy chybione.
Nigdy nie ukrywaliśmy, że będzie gorzej, ale nikt z nas nie chciał się zapisać do klubu, który stworzyła opozycja – klubu czarnowidztwa. Poza tym każdy ekonomista panu powie, że jednym z najważniejszych działań antykryzysowych jest podtrzymywanie optymizmu po stronie przedsiębiorców i konsumentów.