W czwartek Amerykanie dostali bardzo dobre dane makro, ale przez długi czas jakoś nie mogli się pozbierać. Być może nadal pretekst w postaci zamieszek w Egipcie (atakowani są dziennikarze) i z pewnością wysokość poziomów na które dotarły indeksy hamowały zapędy byków. Spójrzmy wpierw na raporty makro.
Ilość noworejestrowanych bezrobotnych spadła w ostatnim tygodniu do 415 tys., czyli do wartości mniejszej niż oczekiwano. Przypominam, że poprzednio gwałtownie ilość wniosków o zasiłek wzrosła, więc nadal nie wiemy, gdzie jest prawda o tym rynku szczególnie, że teraz wzrosła średnie 4. tygodniowa. Wydajność pracy w czwartym kwartale wzrosła o 2,6 proc. (oczekiwano 2 proc.), a indeks cen pracy spadł o 0,6 proc. Oczekiwano wzrostu. Wydajność pracy jest ostatnio lekceważona, ale im wyższa wydajność tym mniejsza presja inflacyjna, czyli dane były dobre.
Okazało się też, że sprzedaż detaliczna w sieciach, w sklepach czynnych przynajmniej rok, wzrosła o 4,2 proc. r/r (oczekiwano 2,7 proc.). Dodatkowo w styczniu sektor usług rozwijał się szybciej niż tego oczekiwano. Indeks ISM wzrósł z 57,1 do 59,4 pkt. (oczekiwano małego spadku). Również zamówienia w przemyśle amerykańskim wzrosły w grudniu o 0,2 proc. m/m – oczekiwano spadku.
Rynek akcji dostał same bardzo pozytywne informacje, ale pół godziny po rozpoczęciu sesji doszło nawet do krótkotrwałej wyprzedaży. Potem indeksy przez 1,5 godziny wracały w okolice środowego zamknięcia, gdzie rynek zamarł. W ostatniej godzinie byki zaatakowały. W ostatniej godzinie byki zaatakowały. Bez najmniejszych problemów udało się im zakończyć sesję niewielkimi zwyżkami indeksów. Układ techniczny się nie zmienił. Pamiętać trzeba, że dzisiaj jest raport z rynku pracy, ale w przyszłym tygodniu w kalendarium nie ma prawie nic. Trudno będzie wtedy prowadzić indeksy na północ.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję nieoczekiwanie optymistycznie. Spodziewałem się otwarcia neutralnego, a było zdecydowanie pozytywne, mimo tego, że wzrosty były nieduże. W sytuacji, kiedy widać było niepewność giełd europejskich taki początek sygnalizował, że część graczy chce zaatakować opory broniące się od 3 miesięcy.
WIG20 zyskiwał już blisko jeden procent, ale po południu w Europie pojawiło się kosmetyczne osłabienie, co natychmiast sprowadziło u nas indeksy niżej. Nie tak jednak niżej, żeby gracze zapomnieli o dobrym początku. Dopiero po pobudce w USA i w następstwie osunięcia się indeksów na innych giełdach WIG20 wrócił do poziomu niewiele wyższego od środowego zakończenia sesji. Bykom udało się jednak wybronić rynek i ocalić niewielki wzrost (0,32 proc.). Nie ulega wątpliwości, że od dwóch sesji (wczoraj już bardzo wyraźnie) widzimy chęć naszego rynku do zaatakowania oporów z pierwszej połowy 2008 roku. Zrobi to jeśli pojawi się do tego choćby niewielki pretekst.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi