Przed kilkoma laty regionalne migracje ściągały mieszkańców mniejszych miast i wiosek, poszukujących pracy lub swojego miejsca do życia w dużych aglomeracjach. Najbardziej aktywny w takich miejscach rynek nieruchomości, przygotował grunt na przybycie wielkiego boomu. Rosła liczba nowych mieszkań, podobnie jak ich ceny, a chętnych wciąż było więcej i więcej.
W momencie gdy bariera psychologiczna związana z ceną przekroczyła próg przyzwoitości, coraz więcej kupujących zaczęło dostrzegać alternatywę. Miał nią być cichy dom pod miastem w zastępstwie 2 lub 3 pokojowego mieszkania w centrum tętniącym specyficznym, szybkim życiem miasta. Tak faktycznie się stało. Zmiana priorytetów zainteresowanych nabyciem nieruchomości oraz wyniki porównań w przypadku powyższych inwestycji wskazują, że zielone zakątki są interesującą alternatywą dla wielu Polaków.
Już ponad 70% osób planujących zakup nieruchomości nie chce mieszkać w mieście. Z takim dylematem mają do czynienia zarówno młode rodziny, energicznie rozwijające w miastach karierę zawodową, jak też osoby o ustabilizowanej sytuacji finansowej (35 – 40 latkowie). Z coraz większą intensywnością poszukują prywatności z dala od skrupulatnie zabudowanych miejskich placów. Znudzeni blokowiskami, podirytowani bliską obecnością sąsiadów – balkon w balkon, okno w okno.
Poddając analizie dane z poniższej tabeli, dowieść można jak ceny nieruchomości – mieszkań i domów (czy to wolnostojących czy w zabudowie szeregowej) na różnych lokalnych rynkach odbiegają od siebie i w jaki sposób może to przemawiać do potencjalnego nabywcy.
Okazuje się, że w Warszawie i okolicach ceny pomiędzy obydwoma typami nieruchomości wykazują ok. 25% rozbieżność, przy założeniu ze dom kupowany jest w stanie developerskim co dodatkowo o ok. 1/3 podnosi koszt inwestycji. Budowa domu jednorodzinnego w systemie gospodarczym, czyli inaczej na własną rękę to koszt ok. 3,5-4,5 tys. zł za metr kwadratowy. Chcąc zatem kupić dom w którejś z podmiejskich warszawskich lokalizacji np. Janki, Marki, Piaseczno, Jozefów, Konstancin, Magdalenka, Raszyn, Anin itp. o powierzchni 150-200 m2 ( z działką ok. 300-500m2) nabywca musi liczyć się z kosztem średnio ok. 750 – 1000 tys. zł, w droższych lokalizacjach powyżej 1500 tys. zł. W tym samym czasie apartament w nowo budowanym apartamentowcu o pow. 120 m2 w centrum Warszawy można dla porównania nabyć za bagatela 1200 tys. zł. Rachunek jest więc prosty. Za cenę dużo mniejszego i mniej komfortowego mieszkania w mieście, można nabyć dom z ogrodem w odległości ok. 15 km od centrum miasta i cieszyć się niezależnością i swobodą jakiej nie sposób zaznać na ciasnej klatce wśród licznego sąsiedztwa. Tabela wskazuje, że przykład Warszawy i jej okolic nie jest odosobniony. Podobne zależności cenowe widać w pozostałych większych miastach, a ich peryferie to coraz częściej place budowy pod nową jednorodzinną zabudowę.
Oczywiście nie sposób zapomnieć o pozytywnych i negatywnych stronach (plusach i minusach) tak miejskiego jak i podmiejskiego życia.
Wiele argumentów za, wiele również przeciw odnośnie każdej z opcji – wybór indywidualny i zależny od preferencji nabywcy. Jednakże z danych statystycznych GINB niezbicie wynika, że już od 2002 roku rokrocznie liczba oddawanych do użytku domów jednorodzinnych wzrasta o blisko 100%. W samym roku 2007 wydano ok. 105 tys. pozwoleń na budowę tego typu nieruchomości (najwięcej w województwie mazowieckim i wielkopolskim).
Marzymy o przyjemnych miejscach do życia, miejscach które dają swobodę, które sprawiają, że prawdziwie oddychamy i czujemy życie. Dom na peryferiach w większym zakresie może spełnić te potrzeby. Nie dziwi więc fakt, że rynek nieruchomości ewidentnie zmierza w kierunku odwrotnym do jeszcze niedawno obserwowanego trendu (do miasta!). Skoro możemy mieć więcej za mniej i mentalnie i fizycznie – to chyba robi wrażenie.
Sebastian Saliński
Analityk Gold Finance