Do tego doszły informacje, że Polska nie będzie objęta procedurą nadmiernego deficytu, choć jest ryzyko, że jej deficyt przekroczy wartość referencyjną na poziomie 3 proc. PKB. Na dodatek Komisja Europejska pozytywnie oceniła polski program konwergencji, uznając, że rząd planuje adekwatne środki fiskalne, by stabilizować gospodarkę.
– Korekta została wywołana doniesieniami agencyjnymi. Do tego doszły informacje, że sam EBC jest zaniepokojony wahaniami kursów walut państw członkowskich spoza strefy euro i werbalna interwencja czeskiego banku centralnego, który zapowiada koniec obniżek stóp – mówi Andrzej Dziewięcki, analityk firmy doradczej Credos.
Krótko po tych wydarzeniach złoty umocnił się do euro o prawie 12 groszy. W ciągu całego dnia – o prawie 14 groszy. Kurs przebił psychologiczną barierę 4,80 zł za euro. Analitycy są pewni: umocnienie pogłębiło się, gdy do gry wkroczył rząd. Choć mógł to zrobić wcześniej, zaraz na pierwszej fali zainteresowania złotym.
– Gdyby rano rząd zaczął sprzedawać euro na rynku, to zapewne wywołałby uruchomienie zleceń typu stop-loss – mówi Jan Koprowski, diler walutowy z BNP Paribas.
BGK zaczął działać na rynku po południu. Początkowo nie potwierdzał plotek, które zaczęły krążyć wśród dilerów. Pierwszy raz na rynek BGK wszedł około 14.00. Drugi raz – godzinę później.
Analitycy walutowi liczą na to, że po środowych wydarzeniach złoty – przynajmniej na jakiś czas – ustabilizuje się.
– Najważniejsze byłoby to, że złoty mógłby się ustabilizować na wyższych niż obecne poziomach, co pozwoliłoby nam przeczekać najgorszy okres. Nasza waluta po jakimś czasie zyskiwałaby ze względu na czynniki fundamentalne – mówi Jan Koprowski.
Eksperci są zgodni, że kwota, jaką dysponuje Rada Ministrów, jest znaczna jak na obecne warunki rynkowe. Według informacji, jakie GP uzyskała w Ministerstwie Finansów, na rachunkach w NBP jest obecnie ponad 3,1 mld euro na obsługę funduszy unijnych. W najbliższych dniach MF spodziewa się wpłaty zaliczki na jeden z programów operacyjnych w wysokości ponad 8,5 mld euro.
– Kwota 3 mld euro to wystarczająco dużo, by przy poziomach powyżej 4,9 zł za euro ruszyć rynkiem. Nie wiem nawet, czy jest akurat aż tak duży apetyt na osłabienie złotego, by rynek mógł łatwo wchłonąć takie pieniądze – mówi Koprowski.
Rozmówcy GP dodają, że Ministerstwo Finansów nie musi angażować dziś dużych sum, by osiągnąć cel.
– Kiedy kilka lat temu resort wymieniał środki na rynku, wartość poszczególnych kroków nie była duża, a kurs znacząco się zmieniał. Dziś 100–200 mln euro to jest poważna suma. Do tego ważne jest, kto i w jakich okolicznościach rzuca to na rynek – mówi Andrzej Dziewięcki. Według Jana Koprowskiego obecnie średnie obroty dzienne na rynku to 1–1,5 mld euro. Jacek Wiśniewski, główny ekonomista Raiffeisen Banku, mówi, że w normalnych warunkach wynosiły one 3–4 mld euro.
– Nie ma żadnych dokładnych raportów na temat obrotów na rynku walutowym. Dziś są one z pewnością mniejsze niż kilka miesięcy temu, zapewne o kilkadziesiąt procent. Jest mniejsza chęć do brania ryzyka, więc relatywnie małe kwoty – rzędu 200 mln euro – mogą przesunąć złotego o kilkanaście groszy – mówi Jacek Wiśniewski.
Eksperci dodają jednak, że rząd musi wykazać się dużym wyczuciem, sprzedając euro na rynku.
– Rosjanie wydali 200 mld dol. na obronę rubla i niewiele to dało. Interwencja interwencji nie równa. W naszym przypadku ważne może być to, że rząd czy bank centralny pokażą swoją aktywność, co może zniechęcić spekulantów do gry przeciwko złotemu – mówi Andrzej Dziewięcki.
Według Jacka Wiśniewskiego kluczowa obecnie jest odpowiedź na pytanie, czy zakończył się ten etap, w którym na rynku walutowym obecna była tylko jedna strona, czyli zwiększony popyt na waluty.
– Nawet 3 mld euro kiedyś się skończy. Nie wiemy do końca, jaki jest obecnie bilans popytu i podaży. Do tej pory popyt na waluty przeważał – mówi ekonomista Raiffeisen Banku.
Marek Chądzyński
Gazeta Prawna 19.02.2009 (35) –forsal.pl – str.A10