To co kiedyś było naszym marzeniem, kilka lat temu przybrało formę strategicznego celu – plany dotyczące rozwoju GPW i NewConnect zdradza Prezes Ludwik Sobolewski.
Tomasz Jaroszek: Kilka tygodni temu obchodziliśmy trzecie urodziny NewConnect. Z perspektywy czasu, NewConnect spełniło swoje założenia?
Ludwik Sobolewski: Jest obecnie w trakcie spełniania naszych oczekiwań. Dane wskazują, że jest to rynek już całkiem dobrze uformowany, ustabilizowany. NewConnect cieszy się ogromną popularnością wśród przedsiębiorców, do których był adresowany. Wzrasta również jego popularność wśród inwestorów. Oprócz indywidualnych klientów pojawiają się instytucje typu funduszowego. Można nawet powiedzieć, że pojawia się potrzeba „uczytelnienia” rynku dla inwestorów.
Z czasem pojawi się bardzo wiele spółek, a więc trzeba dać pewne narzędzia inwestorom, aby mogli się coraz lepiej poruszać po tej podaży, po wachlarzu firm, które są notowane.
Pewne kroki już poczyniliśmy, wprowadzając chociażby NCIndex. Na wiosnę wprowadziliśmy segment NewConnect LEAD, który komunikuje, które z firm notowanych na rynku mają w naszej ocenie wysoki potencjał przejścia na dużą giełdę.
Pojawił się również ostatnio nowy indeks.
Tak, Life Science. To są środki, których używamy, żeby ułatwić orientację w bardzo dużej liczbie firm, które są notowane. Kolejnym takim działaniem, trudnym do wykonania, jest zachęcenie analityków do tego, żeby sporządzali jakieś, choćby elementarne raporty analityczne dotyczące tych spółek.
No i NewConnect przetrwał chyba najgorszy z możliwych okresów.
Rozwój NewConnect przypadł na lata ekstremalnego kryzysu na rynkach finansowych całego świata. Nie było jednak żadnej fali bankructw, żadnego załamania na NewConnect. Przez cały czas był strumień firm, które debiutowały na tym rynku, a obroty były coraz lepsze, zwłaszcza w roku 2010. W tym czasie sprawiliśmy, że platforma stała się również trampoliną dla firm, które chcą znaleźć się na głównym rynku papierów wartościowych. Mieliśmy już sześć takich przypadków, zresztą bardzo udanych.
Byłem zaskoczony, że aż tyle spółek było zainteresowanych tak szybko NewConnectem. Pamiętam jak trzy lata temu opisywaliśmy początki i było zaledwie pięć spółek, a teraz mamy ich już ponad 160.
Można już powiedzieć, bez żadnej przesady, że po prostu był to rynek dobrze zaprojektowany i się obronił. Dwie trzecie okresu, na który przypadła dotychczasowa działalność tego rynku, to jest czas na pewno niesprzyjający uruchamianiu nowych przedsięwzięć i na pewno czas trudny na rynkach IPO. Chcę podkreślić, że nie tylko liczba spółek wyróżnia go wśród innych europejskich rynków.
Czego zatem brakuje jeszcze NewConnect?
Trzeba pamiętać, że oczywiście to nigdy nie będzie główny rynek Giełdy Papierów Wartościowych z największymi spółkami. Trzeba patrzeć na NewConnect jak na zjawisko autonomiczne. Jakiekolwiek porównania z rynkiem regulowanym muszą mieć swoje granice. NewConnect to rynek spółek małych, wzrostowych, często w bardzo wczesnej fazie swojego rozwoju.
Jakim sposobem w tak niesprzyjających okolicznościach NewConnect udało się tak rozwinąć? Nie sprzyjał nam okres kryzysu finansowego na rynkach światowych, a z kolei sam rynek nie jest produktem dla niedoświadczonych graczy. Musimy się przecież liczyć z dużymi wahaniami kursowymi.
Myślę, że na ten sukces złożyło się wiele czynników. Na pewno to, że droga na NewConnect nie jest tak skomplikowana jak droga na rynek regulowany. Jest to przede wszystkim taki rynek, który nie oznacza konieczności przechodzenia przez procedurę zatwierdzania prospektu emisyjnego, a więc przez działania Komisji Nadzoru Finansowego, jeżeli spółka decyduje się na tak zwaną ofertę prywatną. Pomagają również dobrze skonstruowane regulacje, które niewątpliwie przydają się w przekształcaniu się z przedsiębiorstwa w przestrzeni całkowicie prywatnej w przedsiębiorstwo, które jest spółką publiczną. Pamiętajmy, że ponad 160 firm notowanych na NewConnect to są w pełnym tego słowa znaczeniu spółki publiczne, które są odpowiedzialne wobec inwestorów i mają obowiązki informacyjne, które muszą raportować i składać sprawozdania kwartalne, roczne itp. prawie w takim samym stopniu jak spółki notowane na rynku regulowanym. Jest taki stereotyp, który mówi, że spółki notowane na rynku alternatywnym mają dużo łatwiej i są dużo liberalniej traktowane. Jeśli chodzi o obowiązki informacyjne, to absolutnie tak nie jest. One mają prawie takie same obowiązki, co spółki notowane na rynku regulowanym z tą różnicą, że instytucją, która sprawuje nadzór w zakresie jakości i wykonywania obowiązków informacyjnych dla spółek nie jest KNF, lecz GPW. No i oczywiście koszty są istotne. Nie są one wysokie, chociaż można powiedzieć, że w ogóle koszty wejścia na rynek publiczny nie są w Polsce wygórowane.
Myśli Pan, że utrzyma się ten trend wzrostowy? Wiem, że niełatwo o prognozy w tak trudnych czasach, ale czy NewConnect może faktycznie być liderem wśród europejskich platform tego typu?
Jestem przekonany, że jest tam jeszcze sporo potencjału i sporo naszej ambicji, żeby ten rynek wyglądał lepiej pod względem wielkości obrotów oraz przeciętnej wartości kapitalizacji spółki na nim notowanej. Istotne jest teraz, żeby nie popełnić błędu, jeśli chodzi o selekcję firm, które trafiają na ten rynek, bo to też jest jeden z czynników decydujących o powodzeniu naszego przedsięwzięcia. Autoryzowani doradcy stanowią w tym przypadku bardzo ważny filtr badający kandydatów do listingu na NewConnect. Ryzyko w biznesie istnieje i zawsze przestrzegamy przed tym inwestorów. Jest to jednak ryzyko rozpoznane i opisane. Do tej pory udawało nam się ustrzec przed próbami dokonania oszustwa wobec inwestorów i wobec całej infrastruktury, którą stworzyliśmy.
Minister Grad liczy, że z Giełdy Papierów Wartościowych może zrobić główne Centrum Finansowe i Kapitałowe w Europie Środkowowschodniej. Mrzonka czy realna szansa?
To już jest praktycznie rzeczywistością, a nie tylko odległym celem. To co kiedyś było naszym marzeniem, kilka lat temu przybrało formę strategicznego celu. Dzisiaj jesteśmy już bardzo blisko jego osiągnięcia. W ostatnich latach poszerzyliśmy zakres naszego działania o nowe rynki, o nową ofertę dla inwestorów i dla przedsiębiorców. Wprowadziliśmy do naszej kultury rynku kapitałowego i kultury przedsiębiorczości obligacje, jako instrument pozyskiwania kapitału finansowania swojej działalności, a z drugiej strony jako instrument pozwalający na lokowanie środków. Wraz z wprowadzeniem Catalyst, Giełda Warszawska stała się rynkiem kompletnym – zarówno rynkiem akcji dużych przedsiębiorstw, akcji spółek, które są na wczesnym etapie swojego rozwoju, czyli NewConnect i rynkiem instrumentów dłużnych. Zaczęliśmy się istotnie wyróżniać na tle innych giełd lokalnych w regionie Europy Środkowej i Wschodniej.
Jak to ma się do konkurencyjnych rynków, np. Czech, Austrii?
Można zapytać, gdzie te czasy, kiedy uważaliśmy, że Wiedeń jest wzorem do naśladowania. Było to zaledwie kilka lat temu, a dzisiaj jesteśmy już rynkiem i większym od każdego z tych rynków lokalnych, położonych poza Polską i zarazem jesteśmy najbogatszym rynkiem, jeżeli chodzi o ofertę dla inwestorów. To efekt wkomponowania GPW w pewną globalną, międzynarodową sieć, na którą składają się przede wszystkim firmy przynoszące do nas kapitał, tj. firmy inwestycyjne. Budujemy z kolei od kilku lat drugą sieć, mianowicie – emitentów instrumentów finansowych. Zależy nam aby byli to nie tylko emitenci pochodzący z lokalnej, krajowej gospodarki, ale też emitenci międzynarodowi. Konsekwentnie zmierzamy w kierunku uformowania w Warszawie tego, co nazywam regionalnym centrum finansowym, dlatego że nam już teraz pomaga wielkość, rozmaitość, wielosegmentowość naszego rynku.
Na pewno pomógł ostatni rok, było głośno o PGE, Tauronie, PZU. Padła także rekordowa ilość otwartych rachunków maklerskich inwestorów indywidualnych.
Jeśli mówi się, że są rzeczy trudne czy niemożliwe do przecenienia, to tak właśnie jest jeśli chodzi o efekty programu prywatyzacji i prywatyzacji tych właśnie dużych firm poprzez rynek giełdowy. Przyniosło nam to zwiększenie rozpoznawalności GPW na świecie, realne, skokowe zwiększenie wartości kapitalizacji, wartości obrotów, a przez to zwiększenie atrakcyjności giełdy.
Ostatnio ukazała się w prasie publikacja, w której naszą giełdę skazują na wzrosty w najbliższym roku ekonomiści tacy jak Robert Parker, Mark Mobius czy też Robert Koch. Pana zdaniem też czeka nas udany rok?
Również jestem zdania, że przed nami dobra przyszłość. Opinie ekonomistów, o których Pan wspomina mają swoją przyczynę w co najmniej dwóch rzeczach. Po pierwsze już jesteśmy numerem jeden w bardzo dużej części Europy, bo ten nasz region Europy Środkowo-Wschodniej to jest duże terytorium.
Trochę jednak niedoceniane.
Dokładnie, jest to niedoceniane, duże terytorium inwestycyjne, gdzie jesteśmy numerem jeden. W biznesie jest trochę jak w sporcie. Ten, kto jest numerem pierwszym ściąga na siebie nieproporcjonalnie większą uwagę, bo jest po prostu liderem rynku. Po drugie mamy dynamikę rozwoju najwyższą w Europie i jedną z najwyższych w świecie. Nie chcę tu uprawiać propagandy sukcesu w jakimkolwiek aspekcie. Jesteśmy rynkiem jeszcze niedużym, „średniakiem” wśród giełd europejskich, ale rozwijamy się w najszybszym tempie na starym kontynencie. Dynamiczny rozwój nie jest wcale regułą…
W szczególności w ostatnich latach kryzysu.
Szczególnie w ostatnich latach. Tempo zwiększania podstawowych parametrów rynku kapitałowego, jak wartość spółek notowanych na giełdzie, obroty, wolumeny transakcyjne, na przykład w instrumentach pochodnych… mamy to tempo najwyższe w Europie i jedno z najwyższych w świecie. Nawet zostawiając na boku sytuację kursową i prognozy, co do tego jak się może WIG20 czy inny WIG zmienić w przyszłości, to te cechy przemawiają na naszą korzyść. Uważam, że te dwie rzeczy powodują dzisiaj, że uwaga wielu komentatorów, takich właśnie międzynarodowych, jest poświęcana właśnie nam.
Pamiętam jak trzy lata temu, bodajże w jednym z wywiadów radiowych mówił Pan, że inwestorzy dostają produkt pozbawiony właściwie wad. Podtrzymuje Pan tę opinię?
Oczywiście. Tamta zapowiedź była pewnym wyrazem naszej pewności, ale znalazła potwierdzenie w praktyce. Jak każdy rynek kapitałowy, może przynosić też inwestorom czy instytucjom rozczarowanie, przykre niespodzianki, ale przeważają te zdecydowanie pozytywne strony. Rozwój i dynamika są wysokie. NewConnect jest jednym z naszych flagowych rozwiązań, w którym pokazujemy to ciągłe zwiększanie się różnych wartości i wciąż ogromny potencjał.
Na głównym parkiecie ponad 20 spółek zagranicznych, na NewConnect i kilku zagranicznych graczy na NewConnect. Uważa Pan, że to dobry wynik?
Jest to dosyć dobry wynik, dwadzieścia trzy firmy zagraniczne na głównym rynku oraz trzy zagraniczne na NewConnect. Jeżeli wziąć pod uwagę krótką historię, kiedy to staramy się, aby firmy zagraniczne notowały się na GPW, czyli od 2006 r. i jeśli przypomnimy sobie, że mieliśmy globalny kryzys finansowy, który oznaczał w niektórych krajach będących przedmiotem naszego zainteresowania, właściwie zapaść gospodarczą, no to jest to faktycznie dobry wynik. Będzie on ulegał systematycznej poprawie. Nasz cel strategiczny to zbudowanie w Warszawie centrum finansowego dla inwestorów z Europy i ze świata. Nie jest łatwym zadaniem, zaproponować firmie, która tkwi po uszy w lokalnej, zagranicznej gospodarce i otoczeniu, żeby zainteresowała się GPW, która przecież nie jest giełdą globalną, a jedynie średnią giełdą w Unii Europejskiej. Poza tym okoliczności zewnętrzne mogą również nie sprzyjać takim działaniom, o czym się bardzo boleśnie przekonaliśmy…
Ostatnie lata dobrze to pokazały.
Dokładnie. Rynkiem strategicznym, jeśli chodzi o nasze zagraniczne zainteresowanie, jest Ukraina. Tam właśnie los pokrzyżował nam szyki i sytuacja gospodarcza na Ukrainie, zwłaszcza w roku 2008 i 2009, spowodowała, że wiele ciekawych projektów po prostu nie dotarło na giełdę. Nasza polityka przynosi jednak wymierne efekty. Od pewnego czasu monitorujemy obroty dwudziestu lub trzydziestu spółek z najwyższymi obrotami na obu rynkach akcji. Bardzo często, właściwie regularnie, wśród tych trzydziestu firm o najwyższych obrotach są dwie, trzy, cztery firmy zagraniczne. To pokazuje, że polityka czynienia z GPW międzynarodowego centrum obrotu przynosi już efekty. Nasi inwestorzy nie mają uprzedzeń wobec inwestowania w firmy zagraniczne, nawet jeżeli te firmy pochodzą z krajów, które są powszechnie uważane za bardziej ryzykowne niż Polska z makroekonomicznego punktu widzenia.
Liczby nie robią wrażenia na czytelnikach, bo na chwilę obecną mamy trzy spółki zagraniczne na New Connect. Zainteresowanie chyba jednak rośnie?
Tak, zważywszy na krótką historię New Connect warto spojrzeć na dotychczasowe osiągnięcia, konkretne rezultaty oraz patrzeć na to, jaki jest potencjał. Z całą pewnością, jeżeli chodzi o rynek NewConnect, kiedyś może także jeśli chodzi o Catalyst, jako platformę obrotu obligacjami emitentów też niekoniecznie krajowych, a także główny rynek akcji – z pewnością potencjał istnieje i będziemy go wykorzystywać. Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie jest obecnie rynkiem międzynarodowym, jest jedynym rynkiem w regionie, na którym działają, wszystkie czołowe, światowe banki inwestycyjne.
W pierwszej połowie 2010 roku inwestorzy zagraniczni wygenerowali 47 procent obrotów na naszej giełdzie. W komunikacji z potencjalnymi firmami zagranicznymi mówimy „nie musicie szukać szczęścia w Londynie czy we Frankfurcie, gdzie jeszcze dodatkowo za to ewentualne szczęście zapłacicie więcej niż w Polsce. Światowy kapitał można znaleźć tutaj, znacznie taniej”.
Spodziewa się Pan większego napływu spółek w przyszłym roku?
Realizujemy szereg działań technicznych, jak np. zmiana struktury własnościowej, takie wielkie działania, historyczne wręcz, które znakomicie też wspierają strategię budowy centrum regionalnego. Wydłużyliśmy sesję giełdową, wprowadziliśmy krótką sprzedaż, nowe rozwiązania dla animatorów. Są to działania, które poprawiają płynność naszego rynku, zwiększają obroty, a dla inwestorów, a także przedsiębiorców, ma to właściwie największe znaczenie. Im bardziej płynny rynek, tym bardziej działa prawo ekonomii, które mówi, że koszt pozyskania kapitału ma wtedy szansę być niższy. Nasza strategia jest w dużej mierze wycelowana w akwizycję spółek zagranicznych.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Tomasz Jaroszek,
Bankier.pl
Źródło: Przegląd Finansowy Bankier.pl