Powstały fundusze inwestycyjne, takie jak Fernwood Art Investments czy London-based Fine Art Fund, które w swoich portfelach zamiast akcji i obligacji, mają rzeźby i obrazy.
Philip Hoffman, dyrektor Fine Art Fund, funduszu inwestującego na rynku sztuki zapewnia, że 10-procentowy zarobek w ciągu roku jest całkowicie realny. Nie jest też gołosłowny. Jego fundusz wydaje ok. 2 mln dolarów miesięcznie na zakup obrazów i rzeźb.
Płótno zamiast papieru
Opracowania analityków dowodzą, że nie ma korelacji rynku sztuki z rynkiem kapitałowym. Zainwestowanie części oszczędności w obrazy czy rzeźby może więc być znakomitym uzupełnieniem portfela inwestycyjnego i jednocześnie sposobem na dywersyfikację ryzyka, a więc zabezpieczeniem w razie załamania na rynku papierów wartościowych. A bessa właśnie trwa.
Korzystne ulokowanie oszczędności nie jest jednak łatwe. Trudności sprawia odpowiedni dobór do portfela papierów wartościowych czy jednostek funduszy inwestycyjnych, a co dopiero mówić o dziełach sztuki. Oprócz znajomości rynku, śledzenia notowań aukcyjnych, niezbędna jest znajomość technik i okresów, z których twórczość poszczególnych artystów jest najbardziej ceniona. Przydaje się też wiedza na temat planowanych dużych wystaw, po których zainteresowanie prezentowanymi tam twórcami zaczyna się nasilać, wpływając tym samym na wzrost cen. Prawidłowość ta dotyczy również sponsorowania twórców współczesnych przez wpływowych marszandów i dużych kolekcjonerów.
O intratności inwestowania w sztukę świadczą kolekcje polskich instytucji finansowych: banków i towarzystw ubezpieczeniowych, które są właścicielami kilkuset obrazów najwybitniejszych artystów.
Sześć z dziesięciu największych banków przyznaje się do świadomego inwestowania w sztukę. Preferują dzieła polskich XIX-wiecznych malarzy, ale nie tylko. Powodzeniem cieszy się klasyka współczesnego malarstwa polskiego, tylko Grupa ING postawiła wyłącznie na dzieła powstałe po 1990 roku. Kupowane przed laty za przysłowiowe grosze dziś mają wielokrotnie większą wartość.
Sposób na zysk
Randall Willette, doradca na rynku sztuki z londyńskiego Fine Art Wealth Management twierdzi, że sztuka to nie tylko kolekcjonerstwo, ale również jedno z aktywów inwestycyjnych. Wśród opublikowanych przez miesięcznik ARTnews10 największych kolekcjonerów znajduje się aż trzech założycieli funduszy hedgingowych. W Polsce wprawdzie tak wyrafinowanych firm inwestowania jeszcze nie ma, ale w sztukę współczesną, obarczoną większym ryzykiem inwestycyjnym niż sztuka dawna, inwestuje coraz więcej osób. Zwłaszcza że powracające na rynek aukcyjny obrazy dają zadawalające stopy zwrotu. Wystarczy przypomnieć, że „Widok z Ukrainy” Leona Wyczółkowskiego podrożał w ciągu roku o 50 proc. „Wnętrze pracowni” Olgi Boznańskiej przyniosło w ciągu dwóch lat 90 proc. zysku, tak jak „Rekonesans huzarów austriackich” Maksymiliana Gierymskiego, który trzykrotnie pojawiał się na aukcjach.
Rosną też ceny za dzieła klasyków polskiej sztuki współczesnej. Trudno się jednak spodziewać spektakularnych zysków na płótnach najgłośniejszych nazwisk. Choć wydawałoby się, że drogi już do przesady Wojciech Fangor, potrafił jeszcze zadziwić. Jego M39 sprzedano w lutym 2007 roku w Sotheby’ s za 96 tys. dolarów, czyli za ponad 280 tys. zł, podczas gdy w kraju wyceny dochodzące do 140 tys. zł uznawano za wyśrubowane do granic możliwości. Ostatnio znacząco wzrosły też ceny prac Jerzego Tchórzewskiego, Tadeusza Dominika, Kajetana Sosnowskiego i Tadeusza Kantora, którego „Człowiek z parasolami” został sprzedany w Desie Unicum za 295 tys. zł. To rekordowa wycena pracy tego artysty na aukcjach w Polsce.
Ponieważ na maksimach nie powinno się kupować ani papierów wartościowych, ani obrazów, warto pobawić się w śledzenie nazwisk, które dopiero są lansowane przez marszandów, domy aukcyjne i kolekcjonerów. Oczywiście nie należy przesadnie wierzyć w to, co jest najbardziej nagłaśnianie, bo sztucznie wylansowana moda często pociąga za sobą nieuzasadniony wzrost cen. A moda może też się zmienić i okaże się, że cena nie tylko nie wzrośnie, ale i może spaść.
Warto śledzić przede wszystkim nazwiska artystów, którzy kiedyś wyemigrowali z kraju i na razie nikt zbyt głośno nie przywołuje ich pamięci – lub tych, którzy nie zdążyli zostać wylansowani przed narodzinami polskiego rynku aukcyjnego, a więc przed początkiem lat 90. XX wieku. Przykładami takimi mogą być: Kazimierz Ostrowski, uczeń Légera, Bolesław Brzeziński i Włodzimierz Bartoszewicz, uczeń Tadeusza Pruszkowskiego. Dobrym sposobem jest również przeglądania kalendariów muzeów i dużych galerii sztuki. Planowana wystawa może bowiem rozbudzić zainteresowanie danym artystą i sprowokować tym samym wzrost cen. Jeżeli się o tym nie wie, a sprzeda się za wcześnie – można wiele stracić.
Doradca załatwi Picassa
Zainteresowani inwestowaniem części swoich oszczędności w sztukę mogą skorzystać z ofert działających na rynkach rozwiniętych funduszy i dużych banków. UBS, ABN Amro, Deutsche Bank, Citigroup, JPMorgan i polski Noble Bank oferują specjalistyczne usługi określane jako art banking. Pracujący w nich doradcy, na podstawie danych historycznych, starają się prognozować wyniki, jakie mogą osiągnąć dzieła różnych twórców w ciągu kolejnych lat. Pomagają też tworzyć kolekcje, albo wynajdować interesujące klienta dzieła na całym świecie. Kupujący nie musi więc osobiście walczyć o upatrzone przedmioty na aukcjach lub prowadzić żmudnych poszukiwań w galeriach. Ma też poczucie bezpieczeństwa, że nie trafi na falsyfikat, albo dzieło wcześniej skradzione.
Specjaliści twierdzą, że na rozpoczęcie budowy dobrej kolekcji wystarczy 100 tys. zł Kwota ta nie wystarcza jednak na skorzystanie z usług banków zachodnich ukierunkowanych na najzamożniejsze osoby. Nie wystarczy też na zainwestowanie w London-based Fine Art Fund, który wymaga od inwestorów co najmniej 250 tys. dolarów. Polskim klientom na razie musi wystarczyć pomoc pracowników dużych domów aukcyjnych, takich jak Desa Unicum, Rempex czy Agra-Art. Pierwszy z nich przyjmuje zamówienia na konkretne dzieła sztuki. Na zlecenie klienta wynajduje je i kupuje na całym świecie. Załatwia też wszystkie formalności związane ze sprowadzeniem ich do Polski. Usługę pośrednictwa w zakupach dzieł sztuki oferują również firmy: New World Alternative Investments specjalizująca się we współczesnej sztuce polskiej, Stilnovisti stawiająca na artystów awangardowych i Wealth Solutions.
Ewa Bednarz
Artykuł pochodzi z archiwalnego numeru Przeglądu Finansowego Bankier.pl.
Chcesz otrzymywać aktualne informacje, nowe wywiady oraz podsumowanie najważniejszych wydarzeń mijającego tygodnia ze świata finansów?
Zapisz się na bezpłatną subskrypcję Przeglądu Finansowego Bankier.pl, by w każdy poniedziałek otrzymywać najnowszy numer naszego tygodnika.
Zapraszamy na http://www.bankier.pl/przeglad/! |