Związek Banków Polskich uważa, że niektóre zapisy obu rekomendacji mogą stanowić problem zarówno dla klientów, jak i samych banków. W skrajnym przypadku doprowadzając nawet do załamania rynku kredytów hipotecznych w naszym kraju.
Komisja Nadzoru Finansowego, konsekwentnie i dość dynamicznie, stara się wprowadzić w życie kolejne rozwiązania prowadzące do zaostrzenia zasad udzielania kredytów zarówno osobom indywidualnym, jak i przedsiębiorcom. Wystarczy przypomnieć, że niedługo po wejściu w życie Rekomendacji S II, pojawiła się Rekomendacja T i nowelizacja Rekomendacji A. Od pewnego czasu coraz głośniej, choć wciąż nieoficjalnie, dyskutuje się o propozycjach zapisów nowej Rekomendacji S, która ma zacząć obowiązywać już w 2011 r. Skala tych zmian, a także ich waga i potencjalne konsekwencje dla całego sektora powodują, że wiele banków już dzisiaj rozważa konieczność weryfikacji dotychczasowej strategii działania i polityki kredytowej.
Zaprenumeruj miesięcznik finansowy „Bank” |
Wiele z proponowanych, planowanych oraz już obowiązujących zapisów budzi od dawna zastrzeżenia Związku Banków Polskich. W główniej mierze chodzi oczywiście o założenie podstawowe Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego, a więc chęć ograniczenia dostępu do kredytów, a ich udzielanie jest przecież jedną z podstaw działalności banków. Jednak nie chodzi wcale o to, że tego typu pomysły pojawiają się w ogóle, bo przy odrobinie dobrej woli można motywację KNF uznać za racjonalną, ale o formę wprowadzania ograniczeń oraz skutki uboczne, jakie konkretne zapisy mogą spowodować. Lista uwag szczegółowych jest bardzo długa, bo jak wiadomo w diabeł tkwi szczegółach, ale spróbujmy przyjrzeć się tym najważniejszym, uznawanym przez ekspertów ZBP za niosące największe konsekwencje.
Ograniczanie dostępu
Większość z nowych obostrzeń ujawni się po stronie klienta. Zgodnie z zaleceniami Rekomendacji T przy ocenie jego zdolności kredytowej trzeba będzie uwzględnić roczne i miesięczne wydatki całego gospodarstwa domowego. Chodzi jedynie o wydatki, bo bank nie ma prawa się domagać informacji, np. o wysokości dochodów osób trzecich. Może się przecież okazać, że w czteroosobowej rodzinie trzy zarabiają całkiem nieźle, więc de facto obciążenie kredytobiorcy jest niewielkie. Ale rekomendacja mówi nieprecyzyjnie tylko o wydatkach, a nie o dochodach… Nie do końca też wiadomo, w jaki sposób weryfikować zarobki (kiedy zaświadczenia, a kiedy oświadczenia) i jakiego rodzaju dochody można lub należy uwzględniać (umowy zlecenia, umowy o dzieło itd.). Natomiast sama symulacja spłaty kredytu musi być przeprowadzona dla 25-letniego okresu kredytowania. A to budzi największe kontrowersje, biorąc pod uwagę fakt, iż dzisiaj 60 proc. kredytów hipotecznych jest zaciąganych na okres powyżej 25 lat!
Oba zapisy w prostej linii prowadzą do znacznego ograniczenia zdolności kredytowej klienta, ale KNF idzie dalej, rekomendując uwzględnienie w symulacji czasu potencjalnego przejścia na emeryturę i przyjęcia (domyślnie!), że w tym momencie dochody kredytobiorcy znacznie się zmniejszą. A poza tym bank musi przeprowadzić stress test dla warunków niemalże niemożliwych do wystąpienia, przy czym kredyty walutowe mają być analizowane według wskaźników kredytów złotowych. Jeśli dołożymy do tego fakt, iż obciążenie klienta z tytułu wydatków stałych nie będzie mogło przekroczyć 50 proc. dochodów (lub 60 proc. w przypadku lepiej zarabiających), okaże się, że pozostając w zgodzie ze wszystkimi procedurami, banki nie będą w stanie w ogóle udzielić jakiegokolwiek kredytu.
To oczywiście ponury żart, choć Związek Banków Polskich ostrzega, że tego typu regulacje mogą spowodować spadek sprzedaży kredytów zabezpieczonych hipoteką o ponad 20 proc. Z drugiej strony zapisy rekomendacji, dotyczące kredytów hipotecznych, zmieniają także podejście do samej finansowanej nieruchomości. Proponowany przez KNF sposób wyliczania wskaźnika LtV nie uwzględnia wartości rynkowej nieruchomości stanowiącej zabezpieczenie kredytu, ale jej potencjalną wartość w przypadku przymusowej sprzedaży. Co, po uwzględnieniu konieczności, presji czasowej i kosztów obsługi, oznacza znaczne obniżenie tej wartości, a więc także możliwość ubiegania się o kredyt na pełną wartość. Natomiast w bankach, które nie mają mechanizmów i baz danych pozwalających na szacowanie obniżki rynkowej wartości nieruchomości o koszty jej szybkiej sprzedaży, maksymalny poziom LtV nie powinien przekraczać 80 proc. dla kredytu na 5 lat i więcej oraz 90 proc. dla pozostałych.
Stracić mogą wszyscy
Jest także jeszcze trzecia odsłona tej układanki, czyli wewnętrzne regulacje banków. Teoretycznie na zdolność kredytową klienta nie mają wpływu, ale… teoretycznie, bowiem konieczność pogłębionej analizy sytuacji finansowej kredytobiorcy, dodatkowe dokumenty, procedury i stress testy, a także konieczność przeprowadzania cyklicznych weryfikacji, na pewno zwiększy biurokrację, a rosnąca ilość „papierów” i obowiązków pociągnie za sobą wzrost kosztów uzyskania kredytu. Banki mają jednak większe zmartwienie. KNF chce bowiem, by walutowe kredyty zabezpieczone nieruchomościami nie przekraczały 50 proc. wartości kredytów hipotecznych w portfelach kredytowych poszczególnych banków. Skoro zaś w części banków udział kredytów walutowych wynosi 70–80 proc., decyzja ta spowoduje, że kredyty już udzielone będą musiały zostać sprzedane. Przy czym projektowane regulacje nie odnoszą się jedynie do kredytów mieszkaniowych, ale wszelkich tych, gdzie zabezpieczeniem jest hipoteka, a więc także do kredytów gospodarczych zabezpieczonych nieruchomościami. W konsekwencji przedsiębiorcy, w tym eksporterzy, także mogą stracić dostęp do kredytów walutowych.
Nie ulega wątpliwości, że zaostrzenie wymogów kredytowych przyniesie wiele zmian. Związek Banków Polskich pozostaje w stałym kontakcie z Komisją Nadzoru Finansowego, zgłaszając na bieżąco swoje uwagi i sugestie do proponowanych rozwiązań. ZBP alarmuje też w sytuacji, gdy negatywne konsekwencje wprowadzanych zmian mogą przewyższać potencjalne profity. Stara się także chronić sektor bankowy przed naturalnymi zakusami regulatora zmierzającymi do usystematyzowania i zestandaryzowania wszystkich aspektów – bądź co bądź – gospodarki rynkowej.
Czy są powody do prawdziwego niepokoju? Odpowiedź przyniesie czas, pamiętać jednak trzeba, że nie są to pierwsze w historii kontrowersyjne zapisy rekomendacji KNF. Jak dotychczas banki dawały sobie radę z kolejnymi obostrzeniami i procedurami i tak zapewne będzie i tym razem. Tylko czy aby na pewno chodzi o to, żeby jedna strona przykręcała śrubę, a druga zmuszona przyjmować konkretne rozwiązania, musiała rezygnować z własnych rozwiązań wypracowanych przez lata doświadczeń i współpracy z klientami? I czy taka unifikacja ograniczająca prawo do ponoszenia ryzyka według własnych standardów i analiz nie zaburzy naturalnej walki konkurencyjnej na rynku, co – jak zresztą niemal wszystko inne – przełoży się na klientów?
Dr Mariusz Zygierewicz, dyrektor w Związku Banków Polskich:
Poziom zadłużenia obywateli z punktu widzenia kredytu konsumpcyjnego jest bardzo wysoki, nawet jak na standardy międzynarodowe. Analizując sytuację pod kątem ilości udzielonych kredytów w stosunku do PKB w Polsce i krajach wysokorozwiniętych, widać iż poziom ten jest podobny, jednak nie możemy zapominać, że jesteśmy krajem biedniejszym. Z tego punktu widzenia jestem w stanie zrozumieć intencje, jakimi kieruje się Komisja Nadzoru Finansowego, opracowując kolejne, coraz bardziej restrykcyjne zapisy prowadzące do ograniczenia dostępności kredytów. Nie zmienia to jednak faktu, iż wiele rozwiązań szczegółowych wywołuje kontrowersje nie tylko samych banków czy potencjalnych kredytobiorców, ale także ekonomistów zajmujących się sprawami gospodarki. Tak silna chęć nadzoru ograniczenia możliwości zadłużania się Polaków, szczególnie w walutach obcych, może w efekcie doprowadzić do skutków negatywnych na znacznie szerszą skalę niż tylko zwiększenie biurokracji w bankach czy utrudnienie życia klientom. Na przykład spadek liczby zaciąganych kredytów może obniżyć popyt na nowe nieruchomości, a za tym w dalszej kolejności idzie spadek produkcji branży budowlanej, zmniejszenie zatrudnienia, spadek zysków firm, a w konsekwencji ograniczenie dochodów państwa z podatku CIT, PIT i VAT.
Niestety dyskusję z Komisją Nadzoru Finansowego, którą prowadzimy jako Związek Banków Polskich, utrudnia fakt, iż Urząd KNF, prezentując projekt rekomendacji, nie przedstawił analizy skutków tych regulacji, choć wydaje się, że każdej tak ważnej regulacji powinna towarzyszyć możliwie precyzyjna ocena konsekwencji.