Kiedy pisaliśmy o finansowaniu kampanii wyborczej do samorządu terytorialnego, rynek kredytów bankowych dla polityków nie był jeszcze wykształcony. Same wybory też były nie tej rangi, co najbliższe, więc banki starały się wspierać finansowo raczej poszczególnych kandydatów niż komitety wyborcze. Dzisiaj sytuacja ma się zupełnie inaczej. Choć kredytowanie polityków to wciąż żaden powód do dumy, rynek takich kredytów wyraźnie się rozwija mając swoich liderów i swoje prognozy.
Zasady kredytowania
Bezkonkurencyjny w udzielaniu kredytów wyborczych jest bank PKO BP, który wspiera swoją ofertą kredytową przynajmniej kilka organizacji. Których? A tego już bankowcy nie mówią, zasłaniając się tajemnicą bankową.
Aby dokładnie określić jak duży i czy obiecujący jest dla sektora bankowego rynek kredytów przeznaczonych na kampanie wyborcze trzeba zbadać liczbę podmiotów zainteresowanych takimi kredytami, sprawdzić, jaka część z nich to partie polityczne i komitety wyborcze, a jaka poszczególni kandydaci. Trzeba także znać gwarancje, jakich banki wymagają do udzielenia takiego kredytu oraz metody określania zdolności kredytowych partii i kandydatów. System musi być szczelny, skoro Samoobronie i Andrzejowi Lepperowi banki odmawiają kredytowania. Znajomość wszystkich – pilnie strzeżonych przez szefów działów zajmujących się kredytowaniem instytucji – danych jest doskonałą odpowiedzią na pytanie, czy kredyty kampanijne to rentowny i opłacalny dla banku produkt.
A choć bankowcy zmuszeni swoimi produktami do poruszania się na najbardziej wysuniętej linii spinającej gospodarkę i politykę nabierają wody w usta, politycy mówią chętniej. Robią to właśnie ze względu na kampanię, żeby pokazać swoją otwartość i jawność finansowania partii politycznych.
Publicznie swoje zapotrzebowanie kredytowe ujawnili już Edward Kuczera, pełnomocnik finansowy Lewicy i Demokratów (maksymalnie 14 mln zł), Mirosław Drzewiecki, skarbnik Platformy Obywatelskiej (15 mln zł kredytu, głównie związanego z kosztami emisji spotów wyborczych w mediach elektronicznych) oraz Stanisław Kostrzewski, pełnomocnik finansowy Prawa i Sprawiedliwości (ok. 15 mln zł). Wiadomo również, że nie wszystkie banki będą chciały kredytować partie w aż tak wielkich kwotach – dlatego często trzeba rozważać wzięcie dwóch, odpowiednio mniejszych kredytów w dwóch różnych instytucjach finansowych.
– PKO Bank Polski stosuje jednolite zasady prowadzenia i obsługi rachunków bankowych, jak również jednakowe zasady finansowania wszystkich partii politycznych oraz komitetów wyborczych – dowiadujemy się od Marka Kłucińskiego, rzecznika banku. – Oznacza to stosowanie identycznych warunków, wykluczających jakiekolwiek odstępstwa i preferencje. Oznacza także obiektywizację oceny poszczególnych partii politycznych ubiegających się o finansowanie w naszym banku.
Kłuciński dodaje, że każdy klient z omawianego segmentu, aplikujący o kredyt w PKO BP, musi posiadać zdolność kredytową, określaną poprzez analizę dokumentów formalnoprawnych, do których sporządzania zobligowane są partie polityczne na podstawie powszechnie obowiązujących przepisów prawa oraz badanie wielkości potencjalnych przychodów w okresach przyszłych. – Obsługa partii politycznych skoncentrowana jest w jednym Oddziale Regionalnym Banku. Ze względu na obowiązującą nas w stosunku do każdego klienta tajemnicę bankową, nie udzielamy informacji na temat pojedynczych klientów – wyjaśnia.
Kredyt dla kandydata
W dużej części banki skupiają się na kredytowaniu poszczególnych kandydatów. Jak się dowiedzieliśmy, przede wszystkim ze względu na zabezpieczenia kredytu, które w przypadku osoby fizycznej są mniej wirtualne. Poza tym kredyt można zmieścić w kategoriach zwykłych kredytów konsumpcyjnych, co jest dla instytucji finansowej wygodne przede wszystkim z powodów prestiżowych – trudno jest bowiem po wyborach zarzucić instytucji zaangażowanie polityczne w wygraną tego, czy innego ugrupowania.
Analitycy bankowi nie ukrywają, że wiedząc, na co tak naprawdę kandydat pożycza pieniądze, inaczej wyliczają jego zdolność kredytową, a przy podejmowaniu decyzji wyjątkowe znaczenie mają sympatie polityczne społeczeństwa ogłaszane w sondażach. I tak członek Prawa i Sprawiedliwości czy Platformy Obywatelskiej szybciej dostanie kredyt niż szeregowy kandydat Ligi Polskich Rodzin, której – według wszystkich sondaży przedwyborczych – grozi polityczne zesłanie. Kandydat Samoobrony zaufania nie wzbudza wcale, ponieważ czołowe twarze tej partii były bądź są zaangażowane w spory dotyczące niespłacanych przez siebie kredytów.
W przypadku kredytu instytucjonalnego pozostaje jeszcze kwestia jego nazwy. Uważnie prześledziliśmy oferty bankowe i w żadnej z nich nie ma mowy o kredycie na wejście do parlamentu. Nie znaczy to jednak, że banki partii pieniędzy nie pożyczą – po prostu w nazwie kredytu będą nawiązywać do działalności inwestycyjnej czy rozwojowej i będą starać się dopasować go do swojej standardowej oferty. Szeregowi pracownicy bankowych frontoffice’ów w rozmowach z dziennikarzami „Gazety Bankowej” zapewniali, że kredytowanie wyborów jest możliwe. Partie polityczne i komitety wyborcze przy rozpatrywaniu wniosków kredytowych są traktowane tak, jak wszystkie inne organizacje starające się o kredyt, zaś ich wnioski są rozpatrywane w trybie przewidzianym dla wniosków kredytowych.
Gwarancje
Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich, przyznaje, że kredyt na kampanię wyborczą jest dla banków „bardzo specjalnym rodzajem ryzyka”. Ale jeśli partia jest znacząca i ma w sondażach duże poparcie, to automatycznie ma również gwarancje Skarbu Państwa, który dotuje partie polityczne obecne w parlamencie.
– Każdorazowo kredyt musi być oczywiście zabezpieczany także w inny sposób, bez względu na gwarancje Skarbu Państwa – wyjaśnia. – Banki korzystają więc z ustawowych zabezpieczeń materialnych w postaci posiadanych przez partie polityczne papierów wartościowych, czy majątku trwałego. Jeśli chodzi o rynek kredytów dla partii politycznych, to on się w Polsce dopiero kształtuje. Na razie mamy zapotrzebowanie na takie kredyty raz na jakiś czas, mamy gwarancje Skarbu Państwa i inne możliwości zabezpieczania kredytów. Z czasem z pewnością będzie się ów rynek rozwijał.
Krzysztof Pietraszkiewicz podkreśla, że żaden z działających nad Wisłą banków „nie kalkuluje zdolności kredytowych komitetów wyborczych oraz własnych zysków z udzielenia kredytu partii politycznej w sposób inny niż jest to robione na rynku kredytów konsumenckich”. Inaczej mówiąc banki nie oczekują od przyszłych polityków innego traktowania po ewentualnym przejęciu przez swoich klientów władzy.
Zdaniem Andrzeja Sadowskiego z Centrum im. Adama Smitha pytania, czy w Polsce jest wystarczająco transparentny system, w którym udzielenie kredytu na kampanię nie wiąże się z przyszłymi korzystnymi dla konkretnego banku rozwiązaniami prawnymi oraz czy kredyty polityczne mają taką samą wycenę ryzyka pozostają bez odpowiedzi.
– A to dlatego, że mamy system bardzo silnej regulacji gospodarki oparty na nie do końca precyzyjnych przepisach – wyjaśnia. – Krótko mówiąc, firmy działają na nie do końca wolnym rynku bardziej niż konkurencji obawiając się nieprzewidzianych decyzji urzędników państwowych. To samo dotyczy sektora bankowego w Polsce. Faktycznie jednak jest tak, że partie polityczne chętnie sięgają po kredyty wyborcze a banki chętnie ich udzielają. Prosta nauka dowodzi, że lepiej jest być w dobrych stosunkach z przedstawicielami wszystkich liczących się na scenie politycznej partii, niż narazić się kategoryczną odmową finansowego wsparcia.
Żywe konta
Kampania wyborcza jest dla banków okresem żniw również z powodu na wzmożone przepływy pieniężne związane z pozabankowym finansowaniem poszczególnych komitetów wyborczych. Obowiązująca ordynacja znacznie ogranicza możliwości finansowania – komitetom i partiom politycznym nie wolno było zbierać pieniędzy od anonimowych sponsorów. Wszystkie darowizny dla kandydatów i ich organizacji muszą przechodzić przez konta bankowe i być wpłacane za pomocą przelewów, czeków bądź kart płatniczych.
Kampania była okresem profitów dla banków również ze względu na wzmożone przepływy pieniężne związane z finansowaniem poszczególnych komitetów wyborczych. Zgodnie z art. 84 Ordynacji wyborczej, korzyści majątkowe przyjęte przez komitet wyborczy z naruszeniem przepisów ustawy podlegają przepadkowi na rzecz Skarbu Państwa. Przepadek ten bardzo często dotyczy właśnie kwot wpłacanych gotówką – „następuje niezależnie od winy i świadomości członków komitetu i obejmuje równowartość zużytej korzyści”.