Na całym świecie miniony tydzień był jednym wielkim strojeniem okien wystawowych na koniec roku. Celowali w tym Amerykanie, którym zależało na zakończenie roku wzrostem indeksu S&P 500. Wyjątkiem była środa.
Wydawało się, że będziemy świadkami kolejnej nudnej sesji, ale po godzinie 15.00 doszło do nagłej wyprzedaży euro. Rynek akcji poddał się niedźwiedzim, nastrojom. Indeksy straciły po ponad jeden procent. Szukano najróżniejszych powodów do takiej wyprzedaży (szybko odrobionej w czwartek). Żaden nie był przekonujący.
Mówiono na przykład o strachu przed czwartkową aukcją obligacji włoskich, ale to wytłumaczenie nie ma najmniejszego sensu w sytuacji, kiedy środowa aukcja bonów zakończyła się sukcesem. Twierdzono też, że rynek wystraszyła informacja o rekordowych depozytach banków europejskich lokowanych w ECB. Dość logiczne wytłumaczenie (bardziej logiczne niż mówienie o tym, że to wielkość pożyczek ECB była powodem przeceny – też jeden z cytowanych pretekstów, ale jak się spojrzy na godzinę publikacji raportu ECB (nieco po 9.00) i godzinę przeceny (tuż po 15.00) to widać, że to nie mogło być powodem wyprzedaży.
Pozostają, więc dwa inne wytłumaczenia (pewnie nie jedyne). Pierwsze to takie, że naruszony został poziom 1,30 USD, co doprowadziło do wygenerowania przez systemy automatycznego inwestowania sygnałów sprzedaży. Na płytkim, świątecznym rynku takie zlecenia mogły doprowadzić do przeceny. Drugi (potencjalny, ale nie wiadomo czy realny) powód jest bardziej niepokojący. Ktoś może wiedzieć, że w pierwszych dniach stycznia pojawią się informacja przeceniająca euro.
Komentowanie piątkowej sesji w USA też nie ma specjalnego sensu. Tak zresztą jak i pisanie o sesjach w Europie, gdzie indeksy (zdecydowanie na siłę i na śladowym wolumenie) zostały podciągnięte. W Stanach kalendarium było puste, informacji ze świata i spółek nie było, a graczy czekał 3.dniowy weekend (w poniedziałek sesji nie ma). Gra szła tylko o to, żeby zakończyć dzień na indeksie S&P 500 ponad poziomem 1.257 pkt., czyli żeby zakończył rok zwyżką. W drugiej połowie sesji, kiedy już nic się nie działo, bo gracze zrezygnowali z handlu, indeksy zaczęły się obniżać, ale bykom udało się obronić zakończenie tuż nad poziomem 1.257 pkt. Bardzo to był skromny ten „sukces” byków.
Złoty w ostatnim tygodniu zachowywał się znakomicie, ale w czwartek widać było, co mogłoby się stać, gdyby nie czuła opieka NBP i BGK. W piątek gracze znowu zaatakowali naszą walutę. Wyczekali do 11.00, czyli do ustalenie średniego kursu NBP (nawet usiłowali zaatakować wcześniej, ale szybko dostali kubeł zimnej wody na głowę) i potem poprowadzili kursy na północ. Pozostawało zgadywanie, czy NBP pokaże, że nie rezygnuje z interwencji (to byłoby sensowne), czy pójdzie spać.
Poszedł spać, ale nie do końca. Po 14.00 widać było niewielka interwencję. Kursy zaczęły się osuwać. Jak myślę pomogło też to, czego zresztą można było oczekiwać. Ministerstwo Finansów poinformowało, że zgodnie z jego szacunkami w 2011 roku relacja długu publicznego do Produktu Krajowego Brutto (PKB) nie przekroczyła 54 procent, pozostając poniżej kluczowego poziomu 55 procent. Po rozpoczęciu sesji w Stanach nieustępliwe byki (grający na wzrost kursu) znowu poprowadzili EUR/PLN., USD/PLN i CHF/PLN na północ zakładając, że drugiej interwencji już nie będzie. I tak się też stało. Złoty stracił ponad jeden procent
Na GPW w minionym tygodniu praktycznie nic się nie działo. Obroty były znikome, a walka między niedźwiedziami i bykami nieco udawana. Przede wszystkim sporej części funduszy wcale nie zależało na podciąganiu indeksów. Zarządzający woleli wypracować niską bazę tego roku (skoro nie był szans n zakończenie roku zwyżką) po to, żeby mieć większe szanse w 2012 roku.
W piątek sesja znowu rozpoczęła się od niewielkiego spadku indeksów i WIG20 wszedł w wąski kanał trendu bocznego tuż po poziomem z zakończenia sesji czwartkowej. W drugiej części sesji niedźwiedzie przycisnęły, mimo że zarówno w Niemczech jak i we Francji podciągano w ostatnich minutach indeksy. WIG20 stracił 0,84 proc. (najmocniej ciążyły mu banki), co kolejny raz pokazało, że gra szła o jak najniższe zakończenie roku (indeks tracił blisko 22 procent).
Dzisiaj nie będzie na rynkach inwestorów z USA i Wielkiej Brytanii (święto za 1. stycznia), co powinno nadal znacznie ograniczać aktywność graczy.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi