Europejskie strachy znów zdominowały sytuację na rynkach. Jedynie lepsze dane makroekonomiczne są w stanie przekonać inwestorów, by nie pozbywali się akcji. Na rewelacje jednak raczej się nie zanosi.
Amerykanie nie przeszkadzali europejskim inwestorom w poniedziałek, za to mogą pomóc dziś niedźwiedziom. Podczas gdy za oceanem obchodzono święto pracy, której tam coraz mniej, w Europie mieliśmy do czynienia z jednym z najsilniejszych tąpnięć w ramach obecnej fali spadków. Wczorajszy spadek o 5,3 proc. we Frankfurcie był drugim pod względem skali, po sięgającej 5,8 proc. zniżce z 18 sierpnia.
DAX w ciągu dnia spadał o 6 proc., w ciągu trzech ostatnich sesji poszedł w dół o ponad 9 proc. i znalazł się na poziomie najniższym od 18 sierpnia 2009 r. Jeśli w najbliższych dniach przecena nie zostanie powstrzymana, kolejnych wsparć byki będą szukać jakieś 700 punktów, czyli 13 proc. niżej. A klimat dla nich jest wyjątkowo niesprzyjający. Grecja i Portugalia najwyraźniej nie radzą sobie ze spełnieniem warunków, pod którymi otrzymały międzynarodową pomoc, a Włochy jeszcze przed rozpoczęciem wdrażania programu oszczędności już go ograniczają. Kolejna już szósta przegrana w wyborach lokalnych CDU, partii, z której wywodzi się Angela Merkel jeszcze bardziej komplikuje polityczne dyskusje i praktyczne decyzje w ważnych dla strefy euro kwestiach. W Ameryce chwilowo się uspokoiło, zaczęło się gotować w Europie. I z taką przeplatanką należy się liczyć w nie tylko najbliższym czasie.
Jeśli jako przybliżoną miarę reakcji Wall Street na europejską sesję przyjąć ponad 2,5 proc. spadek w Brazylii i przekraczające 3 proc. zniżki w Meksyku i Argentynie, to wyłączając inne czynniki spadek w Nowym Jorku można by szacować na jakieś 2 proc. Ale dziś tych dodatkowych czynników nie zabraknie. Ważne będzie zachowanie się głównych europejskich parkietów, na które wpływ będą mieć, poza już wymienionymi, informacje o dynamice gospodarki strefy euro, gdzie szacuje się spadek z 2,5 do 1,7 proc. oraz zamówieniach w niemieckim przemyśle. Tu oczekuje się spadku o 1,4 proc., po czerwcowym wzroście o 1,8 proc. Publikacją najważniejszą będzie wskaźnik aktywności w amerykańskich usługach.
Oczekuje się jego spadku z 52,7 do 51 punktów. Każda miła niespodzianka będzie pretekstem do poprawy nastrojów. Rozstrzygających ruchów nie należy jednak się spodziewać przed środowym raportem Fed o stanie gospodarki oraz czwartkowymi wystąpieniami Baracka Obamy i Bena Bernanke.
Można powiedzieć, że mimo 3,5 proc. spadku WIG20 prezentuje się o niebo lepiej niż DAX i wygląda podobnie jak S&P500. Mała to pociecha, bo gorzej niż DAX wygląda chyba tylko indeks w Atenach, a w przypadku S&P500 podobnie znaczy tyle, co równie źle.
Dziś w Azji dominowały spadki. Nikkei na godzinę przed końcem sesji tracił 2 proc., na Tajwanie skala zniżki była podobna. Jedynie w Szanghaju wskaźniki były blisko poniedziałkowego zamknięcia. Kontrakty na amerykańskie indeksy zniżkowały po 0,5 proc., nie powodując szczególnych obaw o nastroje amerykańskich inwestorów.
Źródło: Open Finance