W ostatnich dniach złoty znowu tracił w stosunku do głównych walut. Frank szwajcarski osiągnął poziom prawie 3,1 zł, funt brytyjski zbliżył się do 5,09 zł, zaś euro było kwotowane w okolicach 4,60 zł. Celowo nie podaję bardziej dokładnych liczb, gdyż przy tak gwałtownych ruchach i niskiej płynności trudno określić, gdzie rzeczywiście był rynek.
Osłabienie złotego ma już wszelkie objawy typowej paniki. Z jednej strony nad rynkiem od dawna wiszą słynne już opcje, którymi wiele przedsiębiorstw spekulowało na rynku walutowym. Od niedawna uczestnicy rynku, i tak już przerażeni, straszeni są CIRS-ami, tym groźniejszymi, że o ile o opcjach wiele osób słyszało, o tyle CIRS-y to nowe, nieznane zło. Tymczasem są to zwykłe transakcje zamiany płatności w jednej walucie na drugą walutę, swapy walutowe, którymi przedsiębiorstwa konwertowały zobowiązania wyrażone w złotych na zobowiązania walutowe. Motywacja była oczywista i taka sama, jak przy wystawianiu opcji walutowych czy zaciąganiu kredytu we frankach szwajcarskich: złoty umacnia się, więc będzie się umacniał nadal i do tego obca waluta ma niższe oprocentowanie. Niestety, światowy kryzys zburzył tę strategie. Uważam, że założenia były dobre, podzielam zdanie, że w długim okresie nasza waluta będzie się umacniała, jednak skala spekulacji i podjętego ryzyka kursowego była nadmierna. Rozliczenia tych instrumentów mają jakoby spowodować ogromny popyt na waluty ze strony polskich przedsiębiorstw, co ma uzasadniać obecne osłabienie złotego (moim zdaniem większość transakcji jest typu „non-delivery”, bez fizycznej dostawy waluty, jedynie z rozliczeniem różnic kursowych i żadnego wzmożonego popytu nie będzie). Jakby tego było mało, pojawiają się niepokojące prognozy coraz to słabszego złotego, umotywowane już to skalą recesji jaka ma dotknąć Polskę, już to zagrożeniem ze strony krótkoterminowych zobowiązań walutowych. Od czasu do czasu po przebiciu przez złotego w dół kolejnej bariery puszczają też tzw. „stop-loss’y” w bankach i deprecjacja nabiera tempa. I tak nakręca się spirala, po której w otchłań zsuwa się waluta kraju, który jako jeden z nielicznych w Europie będzie miał w tym roku dodatnią dynamikę PKB, w którym nie trzeba było nacjonalizować banków i w którym udział eksportu w PKB to nieco ponad 30%. W takiej sytuacji aż ręce świerzbią, żeby kupować opcje put na dolara i euro.
Grzegorz Zatryb, Strefa Finansów
Źródło: Strefa Finansów Sp. z o.o.