– Kredytów faktycznie szybko przybywa, ale trzeba pamiętać, że zadłużenie Polaków w relacji do PKB jest znacznie mniejsze niż w Europie Zachodniej. Wysoka dynamika świadczy o tym, że zmierzamy w stronę modelu panującego na Zachodzie – wyjaśnia Piotr Bielski, ekonomista Banku Zachodniego WBK.
Analityk BZ WBK podkreśla, że największy udział we wzroście zadłużenia mają kredyty mieszkaniowe. Faktycznie, odpowiadają one za trzy piąte ubiegłorocznego przyrostu (podobna proporcja była w 2004 r.). Ale duże znaczenie mają należności o przeznaczeniu typowo konsumpcyjnym: pożyczki gotówkowe, kredyty samochodowe i ratalne. W NBP-owskich statystykach są one ujmowane jako „pozostałe”. W ub.r. (podobnie jak w 2004 r.) przypadło na nie ok. jednej trzeciej przyrostu zadłużenia osób prywatnych.
Takie kredyty są zazwyczaj udzielane na kilka, kilkanaście miesięcy. To, że ich saldo rośnie, oznacza, że banki szybko zdobywają dużo nowych klientów. Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że tylko w IV kw. ub.r. miało ono o 36% więcej próśb banków o raporty kredytowe klientów niż w analogicznym okresie 2004 r. Tylko w grudniu BIK udostępnił bankom ponad 900 tys. takich raportów.
Zadłużamy się coraz chętniej ponieważ rosną nasze dochody oraz poprawia się zatrudnienie.
Mimo optymizmu klientów banków, rozwój rynku kredytów konsumpcyjnych zapewne zwolni po tym, jak wejdą w życie tzw. przepisy antylichwiarskie, wprowadzające górny pułap oprocentowania kredytów i pożyczek. Ale – zdaniem bankowców – nie będziemy mieli do czynienia ze spadkiem.