Zapłacić większa składkę za ubezpieczenie na życie czy większą jej część przeznaczyć na inwestycję, budując sobie i swojej rodzinie zabezpieczenie na przyszłość – pytanie to zadaje sobie chyba każdy, kto rozważa zakup polisy na życie. Bardzo często motywacją do takich rozważań jest wizja 30-letniej spłaty kredytu hipotecznego.
Osoba zaciągająca kredyt bierze zobowiązania nie tylko na siebie, ale również na swoich najbliższych. Musi mieć świadomość swoich decyzji i brać za nie odpowiedzialność. W razie nieszczęśliwego zdarzenia rodzina może znaleźć się w bardzo trudnej sytuacji materialnej. Zapewnienie najbliższym ochrony w takiej sytuacji jest wyrazem wielkiego rozsądku i rozwagi osoby zaciągającej kredyt. Inny charakter, też istotny, mają produkty inwestycyjne, które pomagają rodzinie się wzbogacić i wreszcie spełnić niezrealizowane plany albo po prostu stanowią zabezpieczenie na tzw. wszelki wypadek.
Powyższe kwestie nabierają dodatkowego znaczenia zwłaszcza dziś, kiedy toczy się debata publiczna dotycząca przyszłości naszych emerytur. Poziomy stopy zastąpienia nie pozostawiają wątpliwości, że będziemy musieli odświeżyć sobie stare, polskie przysłowie „Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”.
Odpowiadając wprost na pytanie postawione w tytule – biorąc pod uwagę raport przygotowywany przez Polską Izbę Ubezpieczeń – można pokusić się o stwierdzenie, że szala przechyla się w kierunku produktów inwestycyjnych. Porównując udział produktów inwestycyjnych z udziałem produktów ochronnych niepowiązanych z produktami bankowymi w liczbie ubezpieczeń pozyskanych przez zakłady ubezpieczeń na życie w kanale bancassurance, zaobserwować możemy tendencję wzrostową zarówno w jednym, jak i drugim typie. Jednakże w przypadku produktów inwestycyjnych obserwujemy większą dynamikę. Oczywiście największy udział mają produkty ubezpieczeniowe stanowiące zabezpieczenie spłaty zadłużenia, ale te możemy wykluczyć z naszych rozważań, ponieważ są ściśle powiązane z produktem bankowym.
Ubiegły rok był kolejnym rekordowym, jeśli chodzi o rynek produktów strukturyzowanych oferowanych najczęściej w formie ubezpieczeń na życie i dożycie. W 2011 roku na rynku pojawiło się aż 487 nowych ofert, a łączna sprzedaż przekroczyła 10 mld złotych, co daje 14% wzrost w stosunku do roku 2010. Jednakże porównując te wartości do kwoty 477,3 mld zł zgromadzonych w bankach przez gospodarstwa domowe (według stanu na koniec lutego), można śmiało powiedzieć, że zakłady ubezpieczeń oferujące tego typu produkty mają jeszcze o co powalczyć. Według danych KNF w tej kwocie zawarta jest suma 70 mld złotych ulokowanych na tzw. lokatach antybelkowych, których posiadacze poszukiwać będą alternatywnych produktów, równie atrakcyjnych zarówno pod względem stopy zwrotu, jak i poziomu ryzyka. Naturalnym następcą wydawać by się mogły polisolokaty, ale obostrzenia związane ze zbliżającym się wejściem w życie nowego pakietu unijnych regulacji dla rynku ubezpieczeniowego Solvency II ograniczają możliwość szerokiego ich oferowania na rynku. Najbliższy czas pokaże, które produkty wypełnią po nich lukę, ponieważ na dzień dzisiejszy zdecydowanych liderów i spadkobierców tych środków jeszcze nie widać.
Złotym środkiem między ochroną a inwestycją pozostaną produkty typu unit-linked ze składką opłacaną regularnie lub jednorazowo. Produkty te gwarantują z jednej strony ochronę życia i zdrowia, a z drugiej strony dają możliwość osiągania dodatkowych zysków z części inwestycyjnej. Ten typ produktów będzie w najbliższym czasie ulegał daleko idącym modyfikacjom związanym z ich konstrukcją. W związku z dużą zmiennością na rynkach papierów wartościowych, wartość dodaną dla klientów stanowić będzie aktywne zarządzanie aktywami zgromadzonymi w danym portfelu.
Podsumowując rozważania „ochrona czy inwestycja”, sam narzuca się cytat z Pieśni Horacego: Aequam memento rebus in arduis servare mentem, czyli Pamiętaj o zachowaniu równowagi w trudnej sytuacji. Te słowa nabierają szczególnego znaczenia w kontekście skłonności do zaciągania kolejnych kredytów i „ryzyka” dożycia do emerytury…
Źródło: PR News