Po niewielkiej realizacji zysków w środę czwartek zapowiadał się w USA na dobry dzień (dla byków dobry). Zachęcało zachowanie rynków europejskich, które przemyślały wyniki LTRO i wpadły w bardzo „byczy” nastrój”. Niemałe znaczenie miało też to, że rozpoczynał się miesiąc, co często zmusza fundusze do napełniania portfeli.
Publikowane w czwartek dane makro były niejednoznaczne – w większości słabe. Jedynie tygodniowe dane o ilości nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych (351 tys.) były dobre (czteroletnie minimum). Raport o wydatkach/przychodach Amerykanów przyjęto beznamiętnie, ale dobre to one nie były. Dochody w styczniu wzrosły o 0,3 proc. m/m (nieco mniej niż oczekiwano, a wydatki o 0,2 proc. m/m (oczekiwano 0,4 proc.). Niezadowalający był też lutowy indeks ISM dla przemysłu. Oczekiwano wzrostu, a tymczasem spadł z 54,1 na 52,4 pkt. Raport o wydatkach na inwestycje budowlane też nie mógł ucieszyć. W styczniu wydatki spadły o 0,1 proc. m/m (oczekiwano 1 proc., wzrostu).
Na rynku akcji pomagał bykom sektor sprzedaży detalicznej. Lutowa sprzedaż w sieciach sprzedaży w sklepach czynnych dłużej niż 1 rok była generalnie wyższa od oczekiwań (6,7 proc. r/r). Sektor finansowy też zyskiwał najwyraźniej z opóźnieniem reagując na środową aukcję LTRO. Jak widać środowa realizacja zysków była całkowicie niegroźna. Wzrost indeksów mimo nienajlepszych danych makro był wyraźnym potwierdzeniem trwającej hossy.
Ostatnia godzina była jednak dla byków gorsza. W handlu posesyjnym cena baryłki ropy wzrosła o dodatkowe około 1,5 pkt. proc. (czyli chwilami nawet o około 3 procent). Powodem były kolejne (pojawiły się już wcześniej w trakcie dnia) wypowiedzi urzędników rządowych ostrzegających, że USA mogą wspólnie z Izraelem zaatakować Iran w celu powstrzymania tego kraju przed budową broni atomowej. W ostatniej godzinie pojawiły się jeszcze informacje (z Iranu) o pożarze saudyjskiego rurociągu. Indeksy zanurkowały.
Gracze wiedzieli, że to tylko pogróżki, ale niepewność zawsze szkodzi bykom wtedy, kiedy indeksy są na wysokich poziomach. W samej końcówce nerwy zostały opanowane i indeksy umiarkowanie wzrosły, ale pamiętać trzeba, że czynnik irański połączony z ceną ropy jest nieobliczalny. Może doprowadzić do dłuższej (ale niegroźnej na razie) korekty.
GPW rozpoczęła sesję czwartkową od blisko jednoprocentowego spadku WIG20. Jednak szybkie redukowanie strat przez inne giełdy europejskie, a potem nawet wzrosty indeksów na tych parkietach, doprowadziło nasz indeks blisko poziomu neutralnego. Zazielenić się jednak nie chciał. Nawe wtedy, kiedy w Europie pojawiały się jeszcze lepsze nastroje nasz rynek nie reagował, a byle osłabienie wzrostów na innych giełdach pogłębiało u nas spadki.
Dopiero po publikacji pierwszej partii danych w USA nasz rynek zaczął nieco ożywać. Niewiele z tego ożywania wynikło. WIG20 kosmetycznie wzrósł (0,16 proc.), co było porażką byków w sytuacji, kiedy na innych giełdach europejskich indeksy rosły po ponad 1,5 procent. Najwyraźniej GPW czeka na kapitał zagraniczny. Na krajowym oporów nie zaatakuje.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi