Giełdowy pociąg do zakupów nareszcie się zatrzymał. To chyba dobrze dla wszystkich (także tych, którzy siedzą „na papierach”), bo podróżowanie w górę w takim tempie, jak przez ostatnich parę sesji, często kończy się wypadkami. WIG20 przez trzy i pół sesji urósł o prawie 12 proc. i zasłużył sobie na odpoczynek.
Spadek tego indeksu o niecałe 0,9 proc. jest dla inwestorów sygnałem, że strefa 1900-1950 pkt. nie będzie zbyt łatwa do pokonania. Nic dziwnego – przejście przez te dwa szczyty bez szwanku mogłoby oznaczać dla giełdy początek kolejnej fali wzrostów cen akcji. A nikt nie ma pewności, czy na nią „zasłużyliśmy”. Wyniki spółek za pierwszy kwartał na razie nie zachwycają. Telekomunikacja Polska, Orlen – to tylko niektóre rozczarowania. Nieco lepiej od oczekiwań spisują się na razie głównie banki (tylko BPH odnotował naprawdę złe wyniki)
Jednak mimo swojego korekcyjnego charakteru wtorkowa sesja na warszawskiej giełdzie świadczy o wciąż sporej sile optymistów. WIG20 na początku wcale nie miał ochoty spadać – do południa zbliżył się nawet na kilkanaście punktów do 1900 pkt. Później obóz optymistów kontrolował skalę przeceny. I nie dopuścił, by choćby na chwilę padła bariera 1850 pkt. Widać więc, że nadzieje na w miarę szybki skok w okolice 2000 pkt. jeszcze nie umarły.
Ale czy się spełnią? To zależy od wieści z giełd Zachodu. W czwartek amerykański bank centralny ogłosi czy największe banki będą musiały szukać na rynku dodatkowego kapitału, pod koniec tygodnia czeka nas też dość duża porcja wieści makroekonomicznych. Od ich wymowy będą zależały nastroje inwestorów. Oczywiście dziś stan ich duszy jest taki, że każda neutralna albo nawet umiarkowanie zła wiadomość jest ignorowana. Ale ewidentnie złych wieści, grożących powrotem oka cyklonu bessy zignorować się nie da.
Póki co jednak wygląda na to, że inwestorzy na Zachodzie nie boją się zbytnio perspektywy spadków. Wtorkowa sesja na Wall Street zakończyła się co prawda na minusach – tam też przyszedł czas na korektę, a przecież giełdy w USA mają za sobą najlepszy miesiąc od dziesięciu lat! – ale pod koniec handlu kupujący pokazali jednak lwi pazur, wydatnie ograniczając skalę przeceny do symbolicznych 0,3-0,5 proc.
Paweł Grubiak
Doradca inwestycyjny
Superfund TFI
Źródło: Superfund TFI