W USA od początku poniedziałkowej sesji nastroje były znakomite. Po części dlatego, że gracze mieli nadzieję na pozytywny wpływ na nastroje planu Geithnera, a po części dlatego, że dane makro były lepsze od oczekiwań. Sprzedaż domów na rynku wtórnym wzrosła o 5,1 procent (oczekiwano spadku o 0,9 procent).
To już drugie dane z rynku nieruchomości, które na pozór sygnalizują poprawę. „Na pozór”, dlatego, że cały ten wzrost wynikał ze sprzedaży przez banki odebranych kredytobiorcom domów (45 procent całej sprzedaży). Łapiący okazje kupowali tanie domy – mediana ceny spadła o 15,5 procent (drugi co do wielkości spadek w historii). Zdecydowanie za wcześnie, żeby mówić o końcu kryzysu w nieruchomościach, ale gracze musieli to wykorzystać.
Od początku dnia, a nawet w czasie weekendu, mówiono jednak przede wszystkim o planie, który w końcu przedstawił Timothy Geithner, sekretarz skarbu. W lutym, kiedy przedstawił jego zarys, rynki zareagowały gwałtowną wyprzedażą. Teraz miało być inaczej. Okazało się, że rzeczywiście zgodnie z planem Public Private Partnership Investment Program (PPPIP) powoływane mają być fundusze prywatno – państwowe, które będą skupować „trujące” aktywa. Będą też powoływane fundusze prywatno – państwowe do skupu kredytów. Na ten cel rząd przeznaczy 75 – 100 mld USD z programu TARP (plan Paulsona). Drugie tyle ma wyłożyć sektor prywatny.
Te nowe fundusze będą emitowały dług, gwarantowany przez FDIC (lub FDIC będzie sama udzielała niskooprocentowanego kredytu) – może to być sześć razy tyle ile wynosił kapitał początkowy. Dzięki temu fundusze skupią 500 mld USD aktywów. Docelowo może to być nawet 1000 mld USD. FDIC, mająca doświadczenie z „trującymi” aktywami (to gwarant depozytów bankowych), będzie organizował aukcje długu, nadzorowane przez prywatnych inwestorów. Drugą częścią planu jest rozszerzenie działającego już planu TALF. Teraz będzie nie 200 a 1000 mld USD. Fed będzie przyjmował starsze obligacje bazujące na kredytach hipotecznych i poszerzy zakres aktywów, które będzie mógł przyjmować jako zastaw pod pożyczkę.
Uważam, że cały ten program wygląda bardzo podejrzanie. W całości zgadzam się z tym, co napisał noblista Paul Krugmana w The New York Times (omówienie w pb.pl: http://www.pb.pl/Default2.aspx?ArticleID=d4bfa1fd-419e-4300-ba39-81d5dd1fd809). Nie bardzo też widzę, co takiego nowatorskiego znalazło się w tym planie, żeby gracze potraktowali go inaczej niż jego zarys, który wywołał wyprzedaż. Wytłumaczenie euforycznej reakcji rynku jest jednak dosyć proste. Gracze szukają nawet na siłę (vide dane z rynku nieruchomości) pozytywów, bo rynek chce rosnąć. Działania Fed (skup obligacji), informacje z banków (zyski w styczniu/lutym) i nowy plan pomocy mogły doprowadzić do utworzenia masy krytycznej, o której od pewnego czasu pisałem. Giełdy dyskontują to, że działania rządu i banku centralnego poprawią sytuację gospodarczą.
Na giełdach zapanowało szaleństwo. Głosy takie, jak wypowiedź Paula Krugmana utonęły z entuzjastycznych wypowiedziach analityków z funduszy i banków (trudno im się dziwić, prawda?). Jak na drożdżach rosły ceny akcji w sektorze finansowym. Niespecjalnie zastanawiano się po jakich cenach będą te nowe fundusze skupowały aktywa i czy w ogóle powstaną. Za dobrą monetę przyjmowano wypowiedzi niektórych zarządzających funduszami, że „są zainteresowani” uczestnictwem w PPPIP. Skalę zwyżki zwiększało to, że w piątek indeksy znacznie spadły, więc rynki miały co odrabiać. Nie zmienia to jednak postaci rzeczy, że wzrosty były potężne. Im bliżej było do końca sesji tym bardziej rosła dynamika zwyżki (wymuszone zamykanie krótkich pozycji). Siedmioprocentowe zwyżki pokazują dobitnie, w jakiej fazie jest rynek. Indeks S&P 500 naruszył linię blisko pięciomiesięcznego trendu spadkowego. Jeśli we wtorek indeks gwałtownie nie zawróci to dostaniemy potężny sygnał kupna.
GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję wzrostem, dzięki któremu WIG20 przełamał opór na wysokości 1.537 pkt. Prowadziły rynek na północ banki i spółki surowcowe pod wodzą KGHM. Warte zauważania było to, że rynek był szeroki – rosły też całkiem dynamicznie ceny akcji mniejszych spółek (MWIG40). Poza tym dynamicznie rósł obrót. Wszystko to były bardzo „bycze” sygnały. Po dwugodzinnej (niewielkiej) korekcie indeksy powoli ruszyły na północ napędzane przede wszystkim wzrostami kontraktów na amerykańskie indeksy i podążającymi za nimi indeksami na innych giełdach europejskich.
Opublikowanie komunikatu Departamentu Skarbu USA również u nas ochłodziło nastroje. Indeksy trochę się osunęły, a gracze zaczęli z niepokojem czekać na reakcję amerykańskich rynków akcji. Była niezwykle „bycza”, w czym oczywiście pomogły również dane z rynku nieruchomości, więc nasze indeksy szybko pomaszerowały na północ. Zakończenie sesji prawie trzyprocentowym wzrostem należy uznać za umiarkowanie pozytywne. „Umiarkowanie” dlatego, że nie różniliśmy się skalą zwyżki od innych giełd. Opór z 13 marca został przełamany, a WIG20 ma otwartą drogę do 1.600 pkt. Nie wykluczam też, że będzie dążył ku 1.900 pkt.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi