Trochę lepiej sytuacja wygląda w mniejszych miastach. Tam za średnią krajową pensję można kupić nawet 0,8 mkw. mieszkania. Prawda jest jednak też taka, że tam zarobki są o wiele mniejsze niż średnia krajowa.
Oczywiście w porównaniach tych chodzi także o średnią cenę metra kwadratowego. W Warszawie średnia cena to prawie 9 tys. za metr, ale można kupić metr za 6,5 tys. zł. W Łodzi można znaleźć mkw. w cenie 2,5 tys. zł, a średnia cena to ponad 4 tys. zł. Takie dysproporcje można znaleźć we wszystkich miastach. Dlatego warto szukać okazji.
Średnią cenę mieszkań obniżył trochę program dopłat do kredytów hipotecznych „Rodzina na swoim”. Deweloperzy chcąc sprzedać mieszkanie w ramach programu, muszą dostosować cenę do obowiązujących progów.
W Warszawie, aby klient banku otrzymał dopłatę do kredytu hipotecznego, cena mkw. nie może przekraczać 7 257 zł, w Łodzi – 5601 zł, a w Olsztynie 5875 zł. Inaczej też te progi kształtują się w województwach. W mazowieckim jest to 4326 zł, w łódzkim – 3901 zł, a w warmińsko-mazurskim – 4397 zł. Stąd na przykład pojawiły się duże dysproporcje w cenach nieruchomości w Warszawie i Pruszkowie.
Jednak główną przyczyną spadku cen jest kryzys. Już od jesieni polskie banki zaczęły zaostrzać kryteria przyznawania kredytów hipotecznych. Tymczasem podaż mieszkań ciągle rośnie. Od początku roku z miesiąca na miesiąc deweloperzy oddają do użytku coraz więcej mieszkań. Wynika to z tego, że ich budowę rozpoczynano jeszcze przed dwoma laty, kiedy na rynku nieruchomości trwała hossa. Wówczas deweloperzy sprzedawali mieszkania już na etapie „dziury w ziemi”. Dzisiaj, żeby sprzedać, muszą się liczyć ze znacznymi obniżkami cen.
Jak wynika z raportu portalu finansowego Comperia.pl, w drugim kwartale 2009 roku średnie ceny ofertowe spadły średnio o 2,31 proc. Analizując jednak sytuację w poszczególnych miastach, stwierdzenie to pasuje już tylko do części z nich.
Zarysował się wyraźny podział. Z jednej strony mamy miasta największe (nie licząc Sopotu) o najwyższej średniej cenie metra kwadratowego powierzchni mieszkalnej, z drugiej strony również główne miasta Polski, lecz o mniejszej liczbie mieszkańców, gdzie ceny ofertowe mieszkań są na niższym poziomie.
Pierwsze z nich, czyli Warszawę, Kraków, Wrocław oraz Sopot charakteryzuje postępujący od roku spadek cen, podczas gdy w Gdańsku, Poznaniu, Katowicach i Bydgoszczy odnotowano w ostatnim kwartale wzrost.
Można zatem stwierdzić, że aktualnie trwająca bessa na rynku sprowadza ceny mieszkań w największych aglomeracjach do poziomu bliższego ich realnej wartości, ponieważ jeszcze w poprzednim roku – przed wybuchem kryzysu finansowego – ceny mieszkań w Warszawie czy Krakowie były pompowane przez znaczny popyt i łatwy dostęp do kredytów hipotecznych.
Dobrym przykładem opisanej sytuacji jest Sopot, gdzie w ciągu roku ceny ofertowe średnio zmalały o blisko 14 proc. Z kolei ceny mieszkań w miastach, w których drugi kwartał tego roku przyniósł wzrost, nie były wcześniej aż tak bardzo sztucznie „napompowane”, dlatego po krótkiej korekcie ponownie się odbiły.