Prawo o upadłości konsumenckiej obowiązujące w Polsce jest najgorsze w Europie, a prawdopodobnie również na świecie. W kraju mamy 38 mln obywateli i kilkaset tysięcy konsumentów, którzy wpadli w spiralę rosnącego i niespłacalnego zadłużenia. Jednak przez rok obowiązywania upadłości konsumenckiej skorzystało z jej wątpliwych dobrodziejstw zaledwie kilkanaście osób!
Rosnąca rzesza obywateli chowa się przed komornikiem i wierzycielami w szarej strefie, a wierzyciele zmuszeni są przez prawo do ściągania długów, o których wiedzą, że są nieściągalne. Z każdym miesiącem rośnie liczba tych, których zobowiązania przekraczają majątek oraz przyszłe dochody. Jeśli nie powstanie upadłość konsumencka, która będzie w stanie im pomóc, to ta grupa doczeka się w końcu populistycznego wybawcy. A ten zaszkodzi nie tylko dłużnikom popadłym w spiralę zadłużenia, ale również polskim bankom i obrotowi gospodarczemu. Naprawa niedziałającej, niesprawiedliwej i niewydajnej upadłości konsumenckiej staje się zatem konieczna. Na szczęście powtarzamy błędy popełnione w ostatnim ćwierćwieczu w Europie Zachodniej. Naprawienie upadłości konsumenckiej w naszym kraju jest dosyć proste. Mamy gotowe wzorce z UE, gdzie skutecznie poprawiono podobne ustawy.
Wzorce z Zachodu
Od lat 70. ub. wieku państwa Europy Zachodniej najpierw doświadczyły wzrostu dostępności kredytu, a następnie borykały się z rosnącą liczbą niewypłacalnych konsumentów. Od 1984 r. zatem uchwalały ustawy o upadłości konsumenckiej, zazwyczaj na początku restrykcyjne i zawierające mocny element potępienia moralnego wobec nadmiernie zadłużonych klientów banków. Z czasem jednak wyszło na jaw, że większość niewypłacalnych to osoby ubogie o niskim majątku i dochodach, którym nie poszczęściła się ekonomiczna gra zakupu na kredyt. Po latach okazało się, że wyłączenie konsumentów z redukcji zadłużenia w procesie upadłości konsumenckiej skutkuje jego wykluczeniem z oficjalnego obiegu gospodarczego… A to nie przynosi oczekiwanych korzyści moralnych. W rezultacie kolejne państwa europejskie liberalizowały dostęp do upadłości konsumenckiej i zmniejszały jej dolegliwość.
Na razie powtarzamy nad Wisłą błędy Europy Zachodniej. Co gorsza, robimy to w sposób dość skrajny i niestety przewidywalny. Rok temu w jednym z raportów pisałem: „Niedawno uchwalona w Polsce ustawa o upadłości konsumenckiej, podobnie jak pierwsze ustawy europejskie, jest niezwykle restrykcyjna. Tylko niewielki odsetek niewypłacalnych polskich konsumentów będzie mógł skorzystać z dobrodziejstwa nowego początku za pomocą upadłości i to przy niezwykle wysokim koszcie. Ponadto ustawa w ogóle nie dotyka kwestii odpowiedzialności kredytodawców za udzielanie niespłaconych kredytów – brakuje w niej jakichkolwiek mechanizmów zachęcających kredytodawców do społecznie pożytecznego odróżniania mniej i bardziej wiarygodnych kredytobiorców”.
Pomyliłem się tylko w jednym. Sądziłem, że ustawa w niewielkim, ale jednak w pewnym, być może liczony kilkuset osobami, stopniu przyczyni się do rozładowania narastającego problemu dłużników winnych więcej, niż kiedykolwiek będą w stanie spłacić. Niestety jest znacznie gorzej, o czym świadczy zaledwie kilkanaście upadłości konsumenckich przeprowadzonych przez rok jej funkcjonowania w Polsce.
Dla dobra naszej gospodarki i społeczeństwa upadłość konsumencką należy naprawić tak, aby była ona procesem półautomatycznym, dostępnym dla wszystkich niewypłacalnych konsumentów, opartym na standardowych procedurach. Sędzia powinien tylko nadzorować poprawność przeprowadzenia upadłości, a nie szczegółowo badać, czy niewypłacalny konsument zasługuje na skorzystanie z upadłości. Poprawnie skonstruowana ustawa o upadłości:
- Dopuści upadłość każdego, kto ma więcej długów, niż jest w stanie zapłacić – czyli zrezygnuje z dzielenia dłużników na winnych i niewinnych nadmiernego zadłużenia.
- Określi standardowe parametry ekonomiczne, na podstawie których sędziowie będą decydować o tym, jaki dochód na głowę w rodzinie powinien pozostać w trakcie spłacania kredytów, jaki zapas na nieprzewidziane wydatki powinien zostać dłużnikowi w tym okresie, ustali przewidywalny poziom oddłużenia konsumenta oraz przewidywalny okres pozostawania w upadłości.
Racjonalnie, ekonomicznie
Prawo upadłościowe działa na styku obrotu gospodarczego, polityki socjalnej, prawa kryminalnego i jako takie jest bezpośrednim wyrazem wartości wyznawanych przez objęte nim społeczeństwo. Naturalne zatem, że powyższa propozycja spotka się z niezrozumieniem lub wręcz potępieniem. Zapewne wielu krytyków naprawy upadłości konsumenckiej spyta: a co z karą, a co z funkcją prewencyjną prawa, a jak zabezpieczymy się przed nierzetelnymi dłużnikami lub wyłudzeniami? Odpowiedź na te zarzuty jest prosta. Nowoczesne prawo upadłościowe w większym stopniu niż tradycyjne korzysta z racjonalności ekonomicznej. Zarówno w odniesieniu do relacji dłużnik – wierzyciel, jak i sektor finansowy a reszta społeczeństwa. Dla wierzyciela nie ma sensu wydawać kolejnych dużych sum na ściąganie długów, których nie ściągnie. A współczesne społeczeństwo, które potrzebuje pracy i podatków każdego obywatela, nie może sobie pozwolić na narastanie podklasy pracowników szarej strefy ukrywających się do końca życia przed wierzycielami.
Zaprenumeruj miesięcznik finansowy „Bank” |
Prawo upadłościowe de facto było częścią prawa kryminalnego i narzędziem kredytodawców przeciw dłużnikom. Jego funkcją było egzekwowanie, karanie i odstraszanie. Długi ściągano z dłużnika do końca jego życia, a czasami ściągano je również z jego rodziny. Dłużnik był osobą złą, podobną kryminalistom. Jednak z czasem coraz szerzej stosowano racjonalność ekonomiczną w prawie. Początkowo tylko po to, by ułatwić ściągnięcie zapłaty za długi, potem – by maksymalizować dobrobyt społeczny. Dłużnika przestano postrzegać jako przestępcę, który łamie normy prawne i moralne, lecz jako kogoś, kto popełnił wybaczalny błąd lub nie miał szczęścia w grze gospodarczej, która wzbogaca całe społeczeństwo.
Podejmowanie ryzyka gospodarczego przez jednostki jest pożyteczne dla społeczeństwa. Korzysta ono zarówno, gdy obywatele ryzykują jako przedsiębiorcy oraz gdy ryzykują jako konsumenci. Przedsiębiorcy inwestują w nadziei, że znajdą się kupcy na ich towary i usługi. A konsumenci ryzykują, kupując mieszkania, ich wyposażenie oraz inne dobra i usługi w nadziei, że ich przyszłe zarobki wystarczą na spłatę podjętych zobowiązań. Jedna i druga forma ryzyka gospodarczego jest w rozsądnych granicach potrzebna i społecznie pożyteczna.
W Polsce, tworząc upadłość konsumencką, powtarzamy te same błędy, które popełniono w latach 80. i 90. w Europie. Na początku była ona tam dostępna pod bardzo rozbudowanymi warunkami oraz mocno uznaniowa i zawierała element rewanżyzmu moralnego. Z czasem możliwość skorzystania z upadłości konsumenckiej luzowano, a uznaniowość zastępowano jednolitymi i przewidywalnymi procedurami.
Francuskie prawo o upadłości konsumenckiej między uchwaleniem w 1989 r. a rokiem 2003 podlegało trzem znaczącym nowelizacjom, które za każdym razem ułatwiały dostęp do upadłości oraz zwiększały korzyści dla upadłego konsumenta. Nowelizacją z 1991 r. zlikwidowano m.in. uznaniowość co do dochodu pozostawianego dłużnikowi będącemu w upadłości. Od tamtego czasu na mocy prawa upadłym należało zostawić dochód równy co najmniej oficjalnemu minimum socjalnemu.
W podobny sposób liberalizowano upadłość konsumencką w Niemczech, gdzie od 2002 r. dla większości upadłych konsumentów podniesiono dochód chroniony przed kredytodawcami o ponad 50 proc. oraz wprowadzono regularną indeksację tej sumy. W rezultacie 80 proc. upadłych niemieckich konsumentów – dłużników nie oddaje żadnej części ze swych i tak niskich dochodów kredytodawcom!
Co dalej?
Dziś jesteśmy na początku modernizacji prawa o upadłości konsumenckiej. W Polsce państwo stało i cały czas stoi zbytnio po stronie kredytodawców, zresztą na ich szkodę, bo przymus ściągania nieściągalnych długów oraz rosnąca rzesza obywateli uważających się za ofiary banków stanowią w obecnym klimacie gospodarczym i politycznym potencjalnie toksyczną mieszankę. Dobre prawo w pewnym stopniu pozwala dłużnikowi uciec od konsekwencji podpisanych przez niego umów. Nie karze na całe życie za zaciągnięte długi. Łamie zasadę pacta sunt servanda (umowy należy dotrzymywać), w imię racjonalności ekonomicznej. Umożliwia produktywnym jednostkom dalsze funkcjonowanie w oficjalnym obiegu gospodarczym: pracują w pełni efektywnie i płacą podatki, nie zbiegają do szarej strefy, której zbytnia ekspansja podważa porządek gospodarczy i polityczny oraz obniża konkurencyjność gospodarki. Prawo takie wyrównuje społeczny bilans kosztów i korzyści z konsumpcji na kredyt.
Wielu kredytodawców nie dochowuje należytej staranności w korzystaniu z dostępnych im źródeł informacji o kredytobiorcach lub wręcz żeruje na ludzkich potrzebach i słabościach.
Szczegółowe propozycje naprawy polskiej upadłości konsumenckiej przedstawiłem w raporcie Instytutu Sobieskiego pt. „O potrzebie naprawy upadłości konsumenckiej w Polsce”, który dostępny jest na stronach internetowych instytutu.
Nieco historii |
|
Pierwsze prawo upadłościowe USA z roku 1800 również pozwalało na całkowite umorzenie długów w wyniku upadłości. Co ważniejsze, prawo to kodyfikowało starą angielską zasadę, że im większy procent zadłużenia spłacił dłużnik, tym większy majątek zostawał przy nim. W Europie kontynentalnej prawo było bardziej konserwatywne i skłaniało się ku objęciu nadmiernego zadłużenia postępowaniem karnym. Typowa jest Francja, która posiadała przepisy dotyczące upadłości od co najmniej 1673 r. Jednak przepisy te dotyczyły wyłącznie kupców. Każda inna osoba mogła co najwyżej oddać wszystkie swoje aktywa wierzycielom, co chroniło ją jedynie przed więzieniem, ale nie przed konfiskatą majątku wypracowanego w przyszłości. Rozwiązanie to podtrzymane zostało nawet w postępowym jak na swoje czasy Kodeksie Napoleońskim. A straciło swe znaczenie dopiero w 1867 r. wraz ze zniesieniem kary więzienia za długi. Co charakterystyczne dla rewanżyzmu i kryminalizowania upadłości w Europie kontynentalnej, francuskie słowo faillite określające upadłość pochodzi z łacińskiego fallere, które znaczy oszukiwać i zwodzić. A francuskie słowo oznaczające niewypłacalność konsumenta déconfiture pochodzi z łacińskiego decoquere i oznacza dosłownie pomniejszać zawartość lub wyciągnąć esencję przez gotowanie. |
Paweł Dobrowolski
Ekspert Instytutu Sobieskiego i dyrektor ds. strategii i analiz w Lasanoz Finance.
Więcej w miesięczniku finansowym „Bank”
Źródło: Miesięcznik Finansowy BANK