Dziś rozpoczyna się sezon publikacji wyników amerykańskich firm. Rozstrzygające dla giełdowej koniunktury będzie nie to, czego dokonały one w poprzednich miesiącach ale to, czego spodziewają się w przyszłości.
Fatalne piątkowe dane o sytuacji na rynku pracy nie dawały bykom na Wall Street żadnych szans. Trzeba jednak przyznać, że nie spowodowały wielkiej paniki. S&P500 w najgorszym momencie zniżkował o 1,5 proc., docierając do 1333 punktów. Wraz z osiągnięciem tego poziomu nastąpiło uspokojenie nastrojów, a pod koniec sesji wyraźna ich poprawa. Ostatecznie skalę spadku indeks zredukował o połowę, kończąc dzień zniżką o 0,7 proc. Jeszcze lepiej poradził sobie Dow Jones, który stracił jedynie 0,5 proc. Po dwóch poważnych ciosach, jakie spadły w poprzednim tygodniu na byki, czyli słabszym odczycie wskaźnika aktywności gospodarczej w usługach i zaskakująco niskim wzroście liczby miejsc pracy w sektorze pozarolniczym, z uznaniem trzeba patrzeć na zachowanie się rynku. Odpowiedź na pytanie, czy będzie miał siłę na dalszy wzrost jest niełatwe. Kontynuacja zwyżki oznaczałaby zmierzenie się z kwietniowym szczytem, który w przypadku S&P500 znajduje się 20 punktów powyżej piątkowego zamknięcia. Wygrana byków mogłaby otworzyć drogę do kolejnego etapu letniego rajdu, a przynajmniej odsuwałaby zagrożenie realizacją scenariusza spadkowego do dołków z marca i czerwca. Można też łatwo zidentyfikować czynnik, od którego sytuacja na rynku będzie w najbliższym czasie zależeć.
Dziś początek sezonu publikacji wyników finansowych amerykańskich spółek za drugi kwartał. Tradycyjnie inauguruje go Alcoa. Oczekuje się wzrostu zysku na akcję z 13 do 34 centów. Zyski firm mogą być jeszcze nienajgorsze, ale inwestorzy z pewnością większą wagę przykładać będą nie do historycznych dokonań, lecz skoncentrują się na zapowiedziach i prognozach. W tych ostatnich szukać będą potwierdzenia lub rozproszenia obaw związanych z perspektywami gospodarki. Nasz rynek znajduje się w zupełnie innej sytuacji niż amerykański. Po piątkowej zniżce byki znów z obawą patrzą w dół, mierząc dystans, jaki dzieli indeks blue chipów od niedawnego dołka. Wynosi on zaledwie10 punktów.
Ciekawe, jak giełdy zareagują na weekendowe dane z Chin. Inflacja sięgnęła tam w czerwcu aż 6,4 proc. Seria podwyżek stóp procentowych nie daje więc efektów. Bardzo wysoka była nadwyżka handlowa, ale to efekt znacznego spadku dynamiki importu, co nie jest raczej dobrą wiadomością dla rynków, przynajmniej surowcowych. Zmniejszyła się ona z 28,4 do 19,3 proc.
Dziś w Azji zdecydowanie przeważały spadki. Na godzinę przed końcem handlu po około 1 proc. w dół szły indeksy w Hong Kongu, na Tajwanie i w Korei. Nikkei zniżkował o 0,7 proc. W samych Chinach Shanghai B-Share rósł o 0,8 proc., a Shanghai Composite o 0,2 proc. Kontrakty na amerykańskie indeksy spadając po 0,5-0,7 proc. wskazują na chęć pogłębienia korekty.
Źródło: Open Finance