Nic nie wskazuje na to, żeby Polska miała łatwiejszą drogę do euro niż Słowacja. Dlatego ekonomiści są zgodni, że 2011 rok jako termin wprowadzenia wspólnej waluty to termin prawie niemożliwy do spełniania.
Okazuje się, że na podstawie doświadczeń naszego sąsiada, można bez większego ryzyka wysnuć wniosek, że Polska już prawie od roku powinna być w systemie ERM2, w którym waluta narodowa może wahać się jedynie w ściśle określonych warunkach. Tymczasem Polska najwcześniej do tego przedsionka euro może wejść za kilka miesięcy.
– Jeżeli nie dostaniemy zgody od Unii Europejskiej na skrócenie przebywania w ERM2, to rok 2011 jest nierealny. A prawdopodobieństwo tego, że UE pójdzie nam na rękę, jest minimalne – mówi Marcin Mróz, główny ekonomista Fortis Banku.
Jak dodaje, okres między wejściem do ERM2 a przyjęciem euro trwa minimum 2,5 roku. W przypadku Słowacji od momentu wejścia do systemu ERM2 do faktycznego przyjęcia euro miną trzy lata. Po obowiązkowej obecności w systemie ERM2 około pół roku zajmuje proces decyzyjny w Unii Europejskiej – pozytywny raport Europejskiego Banku Centralnego, decyzje Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego.
– Oczywiście, można mówić, że będzie to połowa roku 2011, ale nie praktykuje się zmiany waluty w ciągu roku, bo jest utrudnienie dla chociażby przedsiębiorców, którzy muszą zmienić zasady księgowania – uważa ekonomista Fortis Banku.
Jego zdaniem dużo bardziej realnym terminem jest rok 2012, choć oczywiście po drodze mogą pojawić się problemy wewnętrzne – takie jak kwestia referendum czy zmiana konstytucji.
Autor: Mirek Kuk