W USA w czwartek rozpoczęło się sympozjum Fed w Jackson Hole, ale wszyscy gracze czekali na piątkowe wystąpienie szefa Fed. Cześć z nich postanowiła na wszelki wypadek zrealizować dwudniowe, całkiem spore zyski (blisko 5 procent na S&P 500), co było całkiem zrozumiałe.
Zaszkodziło też niedźwiedziom to, że Francja, Włochy i Hiszpania po sesji przedłużyła do 30 września zakaz krótkiej sprzedaży dla spółek sektora finansowego. Skoro podejmuje się takie decyzje to znaczy, że regulatorzy bardzo się boją rozwoju sytuacji.
Bardzo dziwne było zachowanie niemieckiego XETRA DAX przed opublikowaniem tej decyzji. Po rozpoczęciu sesji w USA doszło tam do potężnej wyprzedaży. Indeks tracił już około cztery procent i zakończył dzień spadkiem o 1,7 proc. Twierdzi się, że gracze zabezpieczali swoje pozycje na innych giełdach sprzedając akcje niemieckie w oczekiwaniu na przedłużenie zakazu krótkiej sprzedaży. Pojawia się pytanie: skąd wiedzieli? Ale może nie ma nawet sensu zadawać takich pytań. Po prostu wiedzieli.
Publikowany w czwartek raport mówiący o ilości nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych też nie pomógł bykom, bo był słaby. Nowych wniosków było 417 tys. (oczekiwano 405 tys.) Wzrosła też średnia 4. tygodniowa. Sam ten raport nie doprowadziłby jednak w żadnym wypadku do przeceny. Pojawiły się inne złowrogie sygnały. Miasto Harrisburg w Pensylwanii poinformowało, że może nie spłacić w terminie (15.09) obligacji na kwotę 3,3 mln USD. Joseph Stiglitz, znany noblista, powiedział, że prawdopodobieństwo wejścia gospodarki USA w recesję jest bardzo duże.
Na rynku akcji znaczenie miały dwie informacji. Po środowej sesji dowiedzieliśmy się, że Steve Jobs, dyrektor wykonawczy Apple, rezygnuje ze swej funkcji w trybie natychmiastowym. To przeceniło akcje Apple. Przeciwwagą była informacja o planowanym zainwestowaniu Berkshire Hathaway, Warrena Buffeta w Bank of America. Bank, który ostatnio miał bardzo zła prasę, bo twierdzono, że będzie musiał podnieść kapitał.
Te informacje nie były jednak najważniejsze. Chęć zrealizowania części zysków przed wystąpieniem szefa Fed, przecena w Niemczech, przedłużenie zakazu krótkiej sprzedaży i słabe dane makro stworzyły mieszankę doskonale służącą „niedźwiedzim” interesom. Na godzinę przed końcem sesji indeksy traciły po około półtora procent. W końcówce było nieco, ale nie dramatycznie gorzej. Sesja ma jednak znaczenie prognostyczne: jeśli szef Fed naprawdę zawiedzie nadzieje (tyle, że nikt nie wie, co to dokładnie znaczy) to może nas czekać niezła przecena.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję od blisko półtoraprocentowego wzrostu, ale prawie natychmiast rynek został schłodzony. Niepewność przed piątkowym wystąpieniem szefa Fed nadal ograniczała aktywność graczy. Nic więc dziwnego, że przed południem WIG20 wrócił w okolice środowego zamknięcia. Po stabilizacji, około południa rynek znowu leniwie ruszył na północ, ale niewiele z tego wyszło. Dane makro publikowane w USA znowu sprowadziły WIG20 w okolice środowego zamknięcia.
Ten marazm przerwała informacja o zamiarze zainwestowania Berkshire Hathaway, Warrena Buffeta w Bank of America. WIG20 błyskawicznie zyskał jeden procent. Potem zawalił się idąc za błyskawicznie tracącym rynkiem niemieckim (opis w części amerykańskiej). Spadał już jeden procent, ale dzięki fixingowi WIG20 został podciągnięty na wysokość 0,55 proc, nad środowym zamknięciem. Obrót był mały, a sesja nie miała najmniejszego znaczenie prognostycznego.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi