Obniżenie z 7,3 do 2,3 proc. wysokości składek przekazywanych funduszom emerytalnym wydaje się przesądzone. Odsunie w czasie konieczność zreformowania finansów państwa, ale z pewnością odbije się na naszej giełdzie i koniunkturze na parkiecie oraz sytuacji na rynku finansowym.
Determinacja rządu i motywy, jakimi się kieruje są oczywiste, choć przykrywane deklaracjami usprawnienia funkcjonowania kapitałowego systemu emerytalnego. Finanse państwa nie są w sytuacji dramatycznej, ale dalekiej od komfortu. Minister finansów, Jacek Rostowski, w swej wypowiedzi dla dziennikarzy z 4 stycznia 2011 roku rzecz ujął wprost, mówiąc: „jedna ważna rzecz wynika z tego rozwiązania w sprawie OFE, które przyjęliśmy, to że w tym roku na pewno nie przekroczymy progu 55 proc. długu w relacji do PKB, (…) czego nie moglibyśmy być pewni, gdyby nie te zmiany”. A wiceminister finansów, Ludwik Kotecki, uściślił, że „te zmiany” obniżą deficyt finansów państwa i dług publiczny w 2011 roku o 0,8-0,9 punktu procentowego. I to jest stawka w grze, która toczy się wokół OFE już od kilku miesięcy.
Odpowiedzi na pytanie, czy szczęśliwych z tego rozwiązania będzie prawie 15 milionów uczestników Otwartych Funduszy Emerytalnych, na razie trudno szukać na gruncie analitycznym. Można jednak oszacować, jakie decyzja o zmniejszeniu z 7,3 do 2,3 proc. wysokości składek przekazywanych funduszom, wywoła skutki na rynku kapitałowym i finansowym. A trzeba się liczyć z ich pojawieniem się nie za kilka miesięcy, gdy składka zostanie faktycznie zredukowana i dopływ pieniędzy ograniczony, ale już w najbliższych dniach i tygodniach.
Nad konsekwencjami proponowanych przez rząd zmian już zaczynają się zastanawiać zagraniczne instytucje finansowe. W ostatnich dniach analitycy BNP Paribas ostrzegli, że OFE nie będą w stanie pełnić roli „pochłaniaczy szoku” w okresie zwiększonego odpływu zagranicznego kapitału z warszawskiego parkietu oraz z rynku papierów dłużnych. Ich zdaniem wzrośnie ryzyko związane ze zwiększonymi wahaniami cen akcji i obligacji. Można przypuszczać, że to opinia nieodosobniona i wkrótce pojawią się podobne, autorstwa kolejnych instytucji finansowych. A one nie są zainteresowane udziałem w dyskusji o kształcie polskiego systemu emerytalnego, tylko efektywnym inwestowaniem pieniędzy swoich i swoich klientów. Z tego punktu widzenia oceniają nasz rynek. Z tych ocen wyprowadzają przesłanki do podejmowani decyzji i rekomendacje. A skoro dostrzegają ryzyko, jakie wiąże się z projektowanymi przez rząd rozwiązaniami, to można się spodziewać, że swoje limity inwestycyjne i strategie odpowiednio do tego ryzyka dopasują.
W ciągu ostatnich pięciu lat średni dzienny udział otwartych funduszy emerytalnych w obrotach na giełdzie przekraczał 5 proc. W ciągu ostatnich trzech lat w trakcie każdej sesji OFE handlowały akcjami o wartości od 85 do 114 mln zł. Wartość akcji, notowanych na warszawskim parkiecie, znajdujących się w ich portfelach w 2010 roku przekroczyła 71 mld zł., a ich udział w aktywach OFE wyniósł ponad 39 proc., zaś udział OFE w kapitalizacji warszawskiej giełdy sięgnął 8,9 proc.
Ograniczenie dopływu gotówki w przypadku tak dużego gracza na naszym rynku kapitałowym z pewnością odczuje giełda i działający na niej inwestorzy. W drugim kwartale 2010 roku dodatnie saldo transakcji akcjami dokonywanych przez fundusze wyniosło 5,5 mld zł. W niezbyt dużym uproszczeniu wszystkie podane powyżej liczby trzeba będzie już wkrótce podzielić przez trzy. I niewiele tu pomogą zapowiadane zmiany limitów inwestycyjnych, dla resztek, które będą trafiać do OFE. Mówi się, że prawdopodobnie zostaną one tak złagodzone, że fundusze będą mogły nawet całość środków lokować w akcje. Takie stwierdzenia trudno jednak traktować jako poważne argumenty. Nawet akcyjne fundusze inwestycyjne, za wyjątkiem nielicznych, najbardziej agresywnych, rzadko osiągają tak wysoki poziom zaangażowania w akcje. Najczęściej jest to od 75 do 95 proc.
Trudno przypuszczać, że jakikolwiek fundusz emerytalny zdecyduje się na zbliżenie się choćby do dolnej granicy tego umownego przedziału. Przecież cel ich działania się nie zmieni. Nadal będą to fundusze emerytalne, a te, ze swej natury muszą być nastawione przede wszystkim na ochronę powierzonego im kapitału. Patrząc racjonalnie na kwestię subfunduszy o zróżnicowanym poziomie ryzyka, trzeba zdawać sobie sprawę, ze struktury wiekowej klientów funduszy. Subfundusze najbardziej agresywnie inwestujące mogłyby obejmować zaledwie około jednej trzeciej spośród 15 milionów członków OFE. A można szacować, że kwoty zgromadzone do tej pory na kontach tych najmłodszych klientów stanowią dużo mniej niż jedną trzecią aktywów funduszy. Na masowe dokupowanie akcji przez fundusze, by wyraźnie zwiększyć udział tych papierów w podwyższonego limitu i zrekompensowanie w ten sposób negatywnych dla giełdowego rynku skutków ograniczenia środków płynących do OFE z pewnością nie ma co liczyć.
Skutki ograniczenia wysokości przekazywanych funduszom emerytalnym składek o ponad dwie trzecie z pewnością odczuje cały rynek finansowy. Zmieni się w znaczący sposób struktura aktywności działających na nim podmiotów.
Od września 2007 r. do września 2010 r. OFE otrzymały prawie 65 mld zł składek. Odliczając prowizje i opłaty, miały do dyspozycji około 20 mld zł rocznie, czyli średnio prawie 1,7 mld zł miesięcznie. Już od 2011 roku będą mieć do zainwestowania około jednej trzeciej tego, co dotychczas, czyli niecałe 7 mld zł rocznie i niecałe 600 mln zł miesięcznie. Potwierdzają to słowa głównego architekta zmian Michała Boniego, który stwierdził, że w latach 2011-2017 do OFE trafi łącznie około 60 mld zł. A trzeba też pamiętać, że OFE zaczynają już emerytury wypłacać, co uszczupla posiadane przez nie aktywa. Od września 2009 do września 2010 roku ubyło im z tego tytułu nieco ponad 400 tys. zł. Na razie nie są to duże kwoty, ale co roku będą się zwiększać.
Rynek kapitałowy to nie jedyny obszar, na którym odczuwalne będą skutki reformowania OFE za pomocą obniżania składek. W ciągu ostatnich trzech lat średni udział w liczących od w tym czasie od 140 do ponad 200 mld zł aktywach papierów skarbowych wynosił średnio dwie trzecie, a momentami sięgał nawet 80 proc. Fundusze emerytalne i składki klientów w nich gromadzone odgrywają bardzo istotną rolę w finansowaniu zadłużenia Skarbu Państwa. Na koniec września 2010 roku udział ten wynosił 22,1 proc. całego zadłużenia krajowego, zaś od września 2008 do stycznia 2010 roku sięgał około 24 proc. Nietrudno się domyślić, że obniżenie o dwie trzecie środków ze składek płynących do OFE znacząco zmniejszy i ten udział i skalę zakupów bonów i obligacji skarbowych przez fundusze.
Z tych pobieżnych i szacunkowych wyliczeń, bo szczegółowe rozwiązania w większości kwestii jeszcze nie są znane, można wyprowadzić trzy grupy wniosków. Z bardzo dużym prawdopodobieństwem należy się liczyć ze spadkiem wartości obrotów na giełdzie o około 14 mld zł rocznie, choć w pierwszych dwóch latach czynnik ten jeszcze w aż takiej skali nie zadziała, bo przecież dotychczasowy udział akcji w aktywach OFE nie stopnieje, a ograniczeniu ulegną jedynie nowe zakupy. Skutkiem ubocznym będzie spadek przychodów giełdy i zwiększenie się udziału w obrotach inwestorów indywidualnych i portfelowego kapitału zagranicznego, a więc grup przyczyniających się do zmniejszenia stabilności rynkowej koniunktury.
Samo ograniczenie wysokości środków ze składek spowoduje zmniejszenie siły popytowej, co może wyraźnie wpłynąć na zmniejszenie się stóp zwrotu z akcji. Rykoszetem więc i na zasadzie sprzężenia zwrotnego, pogorszy wyniki inwestycyjne samych OFE oraz zmniejszy atrakcyjność naszego rynku kapitałowego dla wszystkich grup inwestorów. Mniejszy dopływ środków ograniczy też możliwości zakupu akcji na rynku pierwotnym, co odbije się niekorzystnie na jednej z podstawowych funkcji giełdy i rynku kapitałowego, czyli efektywnej alokacji środków w gospodarce. Uderzy także w plany prywatyzacyjne Skarbu Państwa, zmniejszając popyt na oferowane akcje spółek. Z tego powodu wpływy do budżetu mogą się zmniejszyć a Skarb Państwa może być zmuszony do sprzedaży spółek po niższych cenach. Tu powstaje kolejny paradoks, gdy rząd chcąc zmniejszyć deficyt i zadłużenie, jednocześnie ogranicza sobie możliwość uzyskania wpływów do budżetu.
Drastyczne ograniczenie wpływów ze składek spowoduje zmniejszenie zakupów przez OFE skarbowych papierów dłużnych, utrudniając finansowanie pożyczkowych potrzeb państwa i prowadząc do wzrostu kosztów pozyskiwania środków, spadnie bowiem presja popytowa, co będzie powodować sprzedaży papierów dłużnych po niższych cenach. Większy też będzie udział zagranicznego kapitału w finansowaniu państwa. To zaś zwiększy ryzyko z tym związane, polegające choćby na wyprzedaży polskich papierów w przypadku wzrostu ryzyka na rynkach finansowych, co jest szczególnie realne wobec dalekich od rozwiązania problemów części państw strefy euro i kłopotów całej strefy.
Do tego dołożyć można jeszcze znacznie mniej przewidywalne i trudniejsze do oszacowania perturbacje rynkowe związane z ewentualnymi zmianami struktury portfeli OFE oraz zmianą postrzegania naszego rynku przez instytucjonalnych inwestorów zagranicznych.
Już choćby tylko ten przedstawiony powyżej, mocno niekompletny i nie zawierający kwestii o bardziej zasadniczym znaczeniu, takim jak wpływ proponowanych zmian na wysokość przyszłych emerytur i długofalowe konsekwencje dla finansów państwa, zestaw konsekwencji i skutków ubocznych proponowanych przez rząd zmian, wzbudza wystarczająco dużo obaw.
Źródło: Open Finance