Polska międzywojenna: Poszukiwanie zamożności
Początki Drugiej Rzeczypospolitej zbiegają się z początkami polskiej bankowości. Polacy dopiero uczyli się oszczędzać w spółdzielniach oszczędnościowo-pożyczkowych, bankach ludowych, komunalnych i pierwszych bankach komercyjnych. Jednak pierwsza wojna światowa i słabość młodego państwa sprawiły, że Polacy zamiast się bogacić, ubożeli. Nawet w okresie prosperity, czyli od przewrotu majowego w 1926 r. do Wielkiego Kryzysu w 1929 r., wkłady i lokaty w bankach pozostawały ciągle na poziomie niższym niż w 1913 r.
Bieda i wysokie bezrobocie zmuszały miliony Polaków do emigracji. Za granicą przebywało ok. 8 milionów osób, co stanowiło jedną czwartą wszystkich żyjących wówczas Polaków. Wielu z nich przesyłało zarobione pieniądze krewnym i znajomym w Polsce. Przed rokiem 1914 emigranci wysyłali do kraju ok. 65 milionów dolarów rocznie. Po pierwszej wojnie światowej kwota ta znacznie zmalała. Trudno to jednak dokładnie ocenić ponieważ duża część pieniędzy przechodziła poza systemem bankowym: przewożona osobiście, przesyłana w kopertach. Bez prowizji. Tak było taniej.
W przededniu Wielkiego Kryzysu pojawił się pomysł zintegrowania oszczędności polskiej emigracji. W tym celu w 1929 r. powstał Bank Pekao SA, który otworzył swoje oddziały
w największych ośrodkach polskiej emigracji. Z Paryża, Tel Avivu, Buenos Aires, Nowego Jorku… do Polski coraz szerszym strumieniem płynęły przekazy. W 1936 r. wynosiły ponad 10 proc. wszystkich pieniędzy transferowanych do kraju (135,6 mln zł). Pieniądze, które od razu nie były przejadane trafiały na książeczki oszczędnościowe, terminowe wkłady złotowe i walutowe, bony depozytowe i inne. Już wtedy pojawiły się szkolne książeczki oszczędnościowe, które miały uczyć oszczędzania najmłodszych klientów banków. Pekao SA oferowało je w Palestynie.
W 1938 r. na rachunkach oszczędnościowych Pekao SA było 34,4 milionów zł, co stanowiło zaledwie jeden procent oszczędności zgromadzonych w polskich bankach. Ale rozproszone oszczędności emigrantów zebrane w jednym banku wystarczały na sfinansowanie wielu ważnych publicznych przedsięwzięć takich jak: budowa kolei Śląsk-Gdynia, powstanie Banku Gospodarstwa Krajowego oraz rozwój Biura Podróży Orbis. Wysokie tempo inwestowania w ostatnich latach niepodległości możliwe było dzięki rosnącym wkładom bankowym, a więc dzięki przyrostowi oszczędności Polaków. Niestety większość tego majątku roztrwoniła kolejna wojna.
PRL: Strach przed wymianą pieniędzy i czarny rynek
Komuniści odrzucili możliwość czerpania dochodów z posiadanego kapitału, w tym także z oszczędności. W odgórnie narzuconym systemie płac przestały istnieć materialne bodźce podnoszenia wydajności. Reforma systemu bankowego z 1948 r. doprowadziła do koncentracji finansów w rękach państwa. Wymiany walut okupacyjnych i wysoka inflacja bez litości drenowały portfele Polaków. Wkłady bankowe wzrosły wprawdzie ze 155 mln zł w 1945 r. do 2,5 mld zł w 1946 r., ale stanowiło to znikomy procent środków potrzebnych na odbudowę kraju.
Posiadanie dewiz, precjozów i złota było zabronione do 1956 r. Za łamanie zakazu groziła nawet kara więzienia. Za handel dewizami można było dostać karę śmierci. Nie zlikwidowało to jednak „czarnego rynku”, na którym dolar wart był średnio pięć razy więcej niż wynikało to z oficjalnie ogłaszanych kursów. Cena ta była dla większości Polaków zawrotna. Cała pensja nawet nieźle zarabiających osób wystarczała na kupno kilkunastu dolarów.
Trzęsieniem ziemi dla ciułaczy była wymiana pieniędzy w 1950 r. Doprowadziła do spadku siły nabywczej złotówki aż o dwie trzecie. Straty ponieśli wszyscy posiadacze oszczędności powyżej pewnego limitu oraz właściciele obligacji państwowej Premiowej Pożyczki Odbudowy Kraju z 1945 r. Państwo pokazało, że nie respektuje nawet własnych zobowiązań. Reforma zabrała z kieszeni Polaków 3 mld nowych zł, czyli ok. 750 mln dolarów. Wymiana pieniędzy wywoływała koszmarne skojarzenia przez cały PRL, aż do denominacji złotówki w 1995 r. Pogłoski o kolejnej wymianie pieniędzy i niepewna sytuacja polityczna spowodowały panikę pod koniec lat 60. Polacy masowo wycofywali wkłady oszczędnościowe i zamieniali je na towary. Do powierzania pieniędzy państwu zniechęcały też wspomnienia stanu wojennego, kiedy przez cztery lata obowiązywały ograniczenia w wypłatach z rachunków.
Historię PRL dzielą przełomy polityczne. Każda zmiana budziła nadzieje na lepszą przyszłość. Wyznacznikiem zamożności było posiadanie radia, magnetofonu, adaptera, kolorowego telewizora, pralki, kryształów, meblościanki, wersalki, działki z letnim domkiem. Dla większości Polaków zakup samochodu pozostawał abstrakcją. Osoby związane z władzą miały dostęp do dóbr, ale tylko sklepikarze, badylarze, rzemieślnicy i nieliczni artyści mieli większą gotówkę. Nadzieję na własne „M” dawały wprowadzone w latach 60. przymusowe wkłady mieszkaniowe. Niestety z brakiem mieszkań Polska ma problemy do dziś. W PRL brakowało nie tylko mieszkań. Kolejki przed sklepami i spekulanci na wiele lat weszli do polskiego krajobrazu. W 1970 r. przeciętny mieszkaniec PRL spędzał półtorej godziny dziennie na zakupach.
Wyraźny wzrost stopy życiowej Polaków nastąpił w pierwszej połowie lat 70. Jednak nie wszyscy skorzystali na tym w równym stopniu. Bogatsi wywodzili się z uprzywilejowanych działów gospodarki i wielkoprzemysłowej klasy robotniczej. Na drugim biegunie znalazły się masy żyjące na poziomie minimum socjalnego i wręcz nędzarze. Rosnąca część dochodów zamożniejszej części społeczeństwa pochodziła z nadużyć, kradzieży, łapownictwa bądź dochodów w walutach wymienialnych. Aby poradzić sobie z tym niekontrolowanym wzrostem zamożności w 1979 r. rząd wprowadził opodatkowanie dochodów na podstawie „zewnętrznych znamion” luksusu.
Niemal przez cały PRL największym oknem na świat były sklepy oferujące zagraniczne towary w tzw. eksporcie wewnętrznym. Obsługą takich transakcji zajmował się Bank Pekao SA. Od 1952 roku Bank zaczął udostępniać klientom towary we własnych placówkach, a jego skarbce zamieniły się w magazyny. Pekao SA tak mocno związało się wtedy z handlem, że miało problemy z umieszczeniem swoich danych w prestiżowym międzynarodowym Almanachu Bankowym. Poprzez Pekao SA ściągano do Polski dewizy od środowisk polonijnych. W 1949 r. transakcje opiewały na kwotę 317 tys. dolarów, natomiast w roku 1955 wynosiły już niemal 6,5 mln dolarów. Takie były oficjalne statystyki. Do kraju docierały też dolary zaszyte w ubraniach lub ukryte w obcasach butów. Posiadanie kogoś bliskiego zagranicą – tak jak przed wojną – okazywało się najlepszą inwestycją. Waluty wysyłane w ramach „eksportu wewnętrznego” zamieniano na lekarstwa, ubrania, żywność, używki, opał, na wszystkie towary niedostępne lub trudno dostępne w normalnych sklepach. Najbogatsi kupowali mieszkania i domy jednorodzinne o podwyższonym standardzie. Bank zaopatrywał też zakłady rzemieślnicze w narzędzia, maszyny i surowce.
Towary można było zamieniać na gotówkę sprzedając je spekulantom. Najbardziej chodliwe były ortalionowe płaszcze, pasty kiwi i tkaniny, a w latach 70. dżinsowe spodnie, papierosy, krajowe wódki, kosmetyki, a nawet samochody, maszyny rolnicze, złoto i numizmaty.
Od 1956 r. klienci Banku mogli otrzymywać z zagranicy dewizy z tytułu rent, spadków czy odszkodowań. Do Polski pieniądze trafiały w postaci czeków, które skupowało Pekao SA. Odbiorcy nie musieli zamieniać wszystkiego na towary, więc część środków mogło pozostać na koncie. Mogli też dokonywać samodzielnych wpłat walutowych na konto „eksportu wewnętrznego” (wcześniej dopuszczalne były tylko przekazy z zagranicy).
Kolejną „rewolucyjną” zmianą było wprowadzenie w 1960 r. bonów towarowych wydawanych zamiast dolarów. Bony były wydawane na okaziciela, więc szybko powstał czarny rynek bonów. Między rokiem 1961 a 1973 sprzedaż towarów w „eksporcie wewnętrznym” wzrosła z 18 do 126 milionów dolarów. W tym samym czasie wpływy dewizowe Pekao SA wzrosły z 19 do 153 mln dolarów, z czego 60% wpłacano w kraju, a wcześniej było to 21%.
W 1968 zaczęto zakładać pierwsze w PRL oprocentowane rachunki walutowe. Na początku mogły otworzyć je osoby pracujące i zarabiające za granicą. Po dwóch latach Pekao SA – posiadające wyłączność na prowadzenie rachunków walutowych – prowadziło mniej niż dwa tysiące takich rachunków. W efekcie dwa lata później władza zdecydowała się na wprowadzenie rachunków, na które można było wpłacać waluty ze źródeł nieudokumentowanych. Okazało się, że tych „nieoficjalnych” oszczędności jest dużo więcej. W końcu 1973 r. kont dewizowych było już 36 tys. W 1976 r. władza zupełnie zrezygnowała z dokumentowania pochodzenia sum lokowanych na rachunkach walutowych. Kwoty na tych kontach wzrosły z ok. 125 mln dolarów w 1975 do pół miliarda dolarów pod koniec 1977 r.
Zadłużona i uzależniona od zachodniego importu polska gospodarka potrzebowała dolarów, których szukano „w skarpetach” Polaków. Według szacunków władz wiele osób trzymało waluty w domu. Szacowano, że mogą to być kwoty w granicach dwóch a nawet pięciu miliardów dolarów. Dlatego na różne sposoby zachęcano ich do przeniesienia tych oszczędności do banku. W ciągu lat 80. depozyty dewizowe wzrosły z 438 mln dolarów do ponad 3,3 mld dolarów. W większości nie były to jednak wielkie kwoty. W 1989 r przeciętny wkład a vista wynosił 337 dolarów, a wkład roczny – 1404 dolarów. Na tyle w PRL mógł sobie pozwolić przeciętny ciułacz.
Trzecia Rzeczpospolita: Kredyty i inwestycje
Rozwój usług bankowych w Polsce zapoczątkowało powstanie w 1989 r. regionalnych banków komercyjnych. W tamtym czasie zaledwie 30% środków pieniężnych w stosunku do Produktu Krajowego Brutto było zgromadzone na rachunkach. O połowę mniej niż w innych krajach przechodzących do gospodarki rynkowej. Przez kolejne sześć lat polskim rynkiem usług bankowych raz po raz wstrząsały afery finansowe, bankructwa i informacje o groźbach bankructw banków. Mimo to rosły apetyty konsumpcyjne Polaków. Wysoki wzrost gospodarczy budził nadzieję na wzrost osobistej zamożności.
Przez ostatnie 10 lat banki, fundusze inwestycyjne i firmy ubezpieczeniowe nauczyły miliony klientów korzystania z usług bankowych, nowych form oszczędzania i zabezpieczania swojej przyszłości. W czerwcu 1992 r. ruszyła sprzedaż obligacji państwowych, a w lipcu sprzedaż jednostek uczestnictwa Funduszu Pioneer. Na papiery pierwszych giełdowych spółek przyjęto prawie 90 tys. zamówień. Dominowali drobni kupcy kupujący do 25 akcji.
W 40 lat po pojawieniu się w Stanach Zjednoczonych do portfeli klientów polskich banków trafiły karty płatnicze i karty kredytowe. Polacy uzyskali dostęp do pieniędzy przez bankomaty, telefony i sieć internetową. Stopniowo polskie oszczędzanie zaczyna przypominać to Zachodnie. Banki starają się błyskawicznie reagować na zmieniające się warunki oszczędzania i inwestycji. Z sukcesem proponują klientom lokaty inwestycyjne
i obligacje bankowe. Ofertę funduszy inwestycyjnych sprzedaje się już poza domami maklerskimi. Obniżki stóp procentowych i opodatkowanie dochodów z odsetek doprowadziło do przesunięcia części oszczędności poza banki. Szybko rośnie znaczenie funduszy inwestycyjnych, a maleje znaczenie depozytów.
Obecnie w 61 bankach komercyjnych i 606 bankach spółdzielczych Polacy mają ponad 17 mln 200 tys. rachunków. Na tych rachunkach jest zgromadzone ponad 180 miliardów zł, czyli ponad jedenastokrotnie więcej niż to było na początku Trzeciej RP.
Przyszłość – więcej i nowocześniej
Pod koniec 2001 r. Polacy 83,6% oszczędności umieszczali na lokatach, 9,1% w papierach wartościowych, 3,8% w ubezpieczeniach na życie i 3,6% w funduszach powierniczych.
Wszyscy bankowi eksperci prognozują, że nadchodzą zmiany. Przede wszystkim zmieni się struktura oszczędności Polaków – depozyty stopniowo ustąpią miejsca na rzecz funduszy inwestycyjnych, papierów wartościowych i ubezpieczeń. Wraz ze wzrostem zamożności społeczeństwa należy się też spodziewać zwiększenia poziomu oszczędności. Obecny poziom lokuje nas ciągle daleko za państwami Europy Zachodniej.
Banki coraz bardziej rozwijają więc swoją ofertę i zachęcają do oszczędzania, nie tylko na lokatach. Trzy główne kategorie inwestycji, na których rozwój Bank Pekao SA stawia w najbliższych latach, to: fundusze inwestycyjne, produkty bankowo-ubezpieczeniowe oraz obligacje i lokaty indeksowane.
Jak będzie się zmieniała sytuacja w Polsce? Analitycy Banku Pekao SA uważają, że w nadchodzących latach nie chęć zysku, ale zaufanie do banków i potrzeba wysokiej płynności będą powodować, że udział depozytów w aktywach ludności nadal utrzyma się na stosunkowo wysokim poziomie. Będzie jednak postępować proces przesuwania znacznych aktywów z depozytów bankowych do bardziej wyrafinowanych produktów inwestycyjnych i bankowo-ubezpieczeniowych.
W latach 2001-2011 aktywa finansowe Polaków powinny wzrosnąć z ok. 200 do 700 mld złotych. W 2011 r. depozyty nadal będą przeważały, bo stanowić będą 53,1% naszych aktywów. Nieznacznie, do 5,4% wzrośnie udział ubezpieczeń na życie. Zainteresowanie ubezpieczeniami mogłoby być nawet większe, ale tylko w sytuacji, gdyby na ich korzyść zmieniły się regulacje podatkowe (jest tak w kilku krajach europejskich). W porównaniu z obecną sytuacją najbardziej wzrośnie udział funduszy powierniczych (25,2% udziału), choć będziemy też kupować więcej papierów wartościowych (18,1%). Będzie to początek budowania niezależności finansowej Polaków.