I rządy, i parlamenty, i banki centralne w świecie zachodu nie mogą już właściwie zrobić nic. Ciągle rozwiązują problemy wczorajsze: zajmują się czerwcowymi decyzjami dla Grecji, a już trzeba martwić się o Włochy. – tłumaczy prof. Krzysztof Rybiński, Rektor Uczelni Vistula.
Kiedy rok temu prognozował Pan zawirowania na rynkach finansowych, wielu komentatorów nazwało Pana czarnowidzem. Dzisiaj scenariusze się spełniają. Nie zaskoczyła Pana skala kryzysu? Zarówno pikujące giełdy, jak i dramat polskiej waluty?
Problem z prognozami jest taki, ze jak ktoś przedstawia swój scenariusz i jest on pesymistyczny to dostaje tytuł „czarnowidza”. Chodzi o to, aby umieć na podstawie wiedzy ekonomicznej przewidzieć koniunkturę. Moje scenariusze sprawdziły się z przerażającą dokładnością. Niestety jest jeszcze gorzej niż prognozowałem rok temu. Skala problemów, jakie widzimy na rynkach finansowych wykroczyły poza moje najczarniejsze scenariusze. Bardzo mnie to martwi, bo nie wiem czy Europa jest w stanie poradzić sobie z wyzwaniami, jakie nadchodzą.
Profesor Belka powiedział: „Kurs złotego oddala się od zdrowych fundamentów gospodarki”. Zgadza się Pan? Analiza techniczna nie daje nadziei, droga do euro za 5 zł wydaje się być otwarta.
To była klasyczna interwencja słowna prezesa NBP i takich możemy spodziewać się więcej. Nie można wykluczyć interwencji na rynku walutowym (w dniu wywiadu po południu interwencja faktycznie miała miejsce, przyp. redakcji). Ranga interwencji BGK jest znacznie mniejsza niż NBP. Kiedy Narodowy Bank Polski wkracza na rynek, jest to już wytoczenie ciężkich dział. Trzeba takie działania przeprowadzać bardzo rozważnie. To co powiedział prof. Belka, to prawda. Waluta oderwała się od fundamentów, natomiast dzisiaj fundamenty nie mają żadnego znaczenia. To już czysta psychologia rynków, obawy o poważny kryzys, globalne wycofywanie się inwestorów z rynków wschodzących, a Polska jest istotnym rynkiem wschodzącym i odczuwa odpływ tego kapitału.
W czwartek byliśmy w czołówce spadków, tylko Rosja spadała silniej. Wybitnie odczuwamy silne wahania. Czemu aż taka skala?
Jesteśmy dobrze rozwiniętym rynkiem, napływało do nas przez lata bardzo dużo kapitału, zadłużenie zagraniczne przekroczyło 70 procent PKB, więc teraz dużo odpływa. Podobnie jak przy upadku Lehman Brothers, waluty wszystkich regionów tąpnęły, a złoty spadł najmocniej. To tutaj były zbudowane największe pozycje inwestycyjne i spekulacyjne. Przy dużym rynku i skala spadków może być dużo wyższa. Na tym wszystkim cierpią kredytobiorcy z ratami w walutach obcych, ale z kolei cieszą się eksporterzy – wolumen eksportu może im spadać, ale marże utrzymują się na dobrym poziomie. Jak bym się tak bardzo nie martwił osłabieniem złotego, bo może to per saldo gospodarce pomóc. Zaniepokoiłbym się o stabilność polskiego systemu bankowego, gdyby kurs euro sięgnął 5,50 zł. Symulacje NBP i KNF pokazują, że wtedy banki mogłyby mieć kłopoty ze spełnieniem wymogów kapitałowych i z refinansowaniem swoich pozycji walutowych, co nie jest takie łatwe w tych czasach.
Przy takim kursie jest też kwestia 55 proc. długu do PKB. Przy rosnącym kursie euro rośnie prawdopodobieństwo przekroczenia tego pułapu. Co wtedy?
Jeśli kurs euro osiągnie 5 zł to z pewnością będzie temu towarzyszyła dekoniunktura, bardzo silne spowolnienie wzrostu, spadek spływających podatków, większy deficyt. Z każdej strony odczujemy silne uderzenie. Mamy wtedy bardzo duże ryzyko, że przekroczymy ten pułap 55 proc. długu do PKB, a jak sytuacja potrwa dłużej to przekroczymy nawet 60 proc.. Minister Finansów dysponuje kilkoma możliwościami obrony: można umocnić złotego interwencją na koniec roku, część długu można przesunąć z budżetu do BGK., tego nie wlicza się do długu publicznego. Ja tego nie pochwalam, ale takie możliwości są. Walka o utrzymanie tego poziomu będzie i nie będzie to walka łatwa.
Patrzy Pan na CDS-y? Dużo tam spekulacji, ale dla Polski ryzyko rośnie cały czas.
Oczywiście, trzeba cały czas spoglądać na CDS-y. To jest bardzo ważny rynek, który mówi o prawdopodobieństwie bankructwa w poszczególnych krajach. Tam również jest wiele spekulacji, bo można obstawiać przeciwko jakiemuś krajowi. Obecnie, rynek pokazuje jednak, że dla wszystkich krajów, również Niemiec, rośnie ryzyko inwestowania w obligacje rządów tych krajów. Skala zadłużenia urosła do tych poziomów, że wierzyciele zaczęli się po prostu martwić.
Tam gdzie prawdopodobieństwo bankructwa, tam i agencje ratingowe. Możemy obawiać się o rating Polski?
Może przyjść czas na Polskę, ale jesteśmy chwilowo w zawieszeniu. Wszystkie agencje ratingowe wiedzą, że mamy nadchodzące wybory. Po wyborach będzie nowy parlament, pojawi się nowa agenda reformatorska. Jeśli te plany reform będą ambitne, nie bałbym się o ratingi – albo się ustabilizują albo z czasem pójdą w górę. Jeśli jednak nie będziemy mogli porozumieć się w parlamencie, nie będzie pakietu dobrych reform, wówczas nas ukarzą. Jeśli ratingi pójdą w dół, koszty pożyczania pieniędzy pójdą do góry, złoty jeszcze się osłabi. Strach przed kryzysem widziałem w oczach polityków, z którymi miałem okazje debatować na tematy gospodarcze. Wszyscy wiedzą, że trzeba będzie oszczędzać, wprowadzać lepsze regulacje, pomagać przedsiębiorcom. Mamy teraz okres łagodniejszego traktowania z powodu wyborów, jednak po zaraz nich przyjdzie czas na konkretne reformy.
Ben Bernanke zafundował rynkom Twista, MFW mówi, ze jest źle, a dla Grecji powstały 3 różne scenariusze. Politycy cały czas odkładają trudne decyzje. Widzi Pan jeszcze nadzieje na konkretne decyzje?
Banki centralne świata zachodu nie mają już żadnych skutecznych instrumentów żeby przyspieszyć wzrost gospodarczy. Jeśli będzie QE3, to już dzisiaj wiemy, że nie ma to wpływu na gospodarkę, a może jedynie wytworzyć krótki impuls wzrostowy na rynku akcji czy surowców. Grali na to spekulanci i się nie doczekali. Stopy procentowe są już na poziomie zerowym. Banki centralne mogą kupować coraz dziwniejsze aktywa, mogą nawet kupować akcje. Widzieliśmy takie sytuacje na rynkach azjatyckich. Jest to jednak przekraczanie granic, których przekraczać się nie powinno. Stamtąd nie ma powrotu – to jest psucie rynku, niczym nacjonalizacja, ciężko będzie się z tego wycofać. EBC będzie mogło jeszcze skupować obligacje włoskie czy hiszpańskie, ale kiedyś musi powiedzieć dość. Pozostają jedynie reformy.
Jednak reform boją się politycy, a w Grecji czy Hiszpanii na wspomnienie o cięciach ludzie wychodzą na ulice. Błędne koło?
Reformując, wprowadzając cięcia – wywołujemy poniekąd recesję. Ludzie wychodzą na ulice, dochodzi do napięć społecznych, więc cięć nie można skutecznie przeprowadzić. I rządy, i parlamenty, i banki centralne w świecie zachodu nie mogą już właściwie zrobić nic. Ciągle rozwiązują problemy wczorajsze: zajmują się czerwcowymi decyzjami dla Grecji, a już trzeba martwić się o Włochy. W 1961 roku też tańczyliśmy „twista” – efekt był prawie zerowy, bez sensu. Ci którzy proponują dodruk pieniądza, źle życzą światowej gospodarce. Dzisiaj trzeba wrócić do idei Hayeka, uwolnić gospodarki od nadmiaru regulacji, od zbyt wielkiego sektora publicznego, ułatwić prowadzenie biznesu. Dopiero wtedy naturalne siły rynku mogą pomóc nam wyjść z tego bagna, w którym obecnie jesteśmy.
Dużo na rynkach decydują politycy. Stąd Pańska decyzja o kandydowaniu w wyborach do Senatu? Więcej może zrobić senator niż zewnętrzny doradca?
Precyzując, nie wybieram się do polityki jako członek partii politycznej, ale kandyduję do senatu z jednomandatowego okręgu wyborczego z prawobrzeżnej Warszawy. Głosuje się nie na partię, a na konkretną osobę. Na te czasy kryzysowe, moje umiejętności, moja wiedza i doświadczenie międzynarodowe lepiej sprawdzą się w Senacie. Pojawiła się również grupa osób, z którymi chciałbym wiele zdziałać. Jest w tej grupie również kilku profesorów. Można lepiej, mądrzej stanowić prawo i chcielibyśmy to zrobić. Widzę swoją rolę jako współdecydującego o jakości prawa w Polsce – już nie doradcy, nie publicysty, nie kogoś, kto wyłącznie przez media może wpływać na władzę. Jak uda mi się dostać do Senatu, to pokażę jak mądrze można stanowić prawo w Polsce.
Dziękuję za rozmowę.
Źródło: Przegląd Finansowy Bankier.pl