Tylko we wtorek na wieść o tym, że Polska będzie miała otwartą linię kredytową z Międzynarodowego Funduszu Walutowego na około 20 miliardów dolarów, złoty umocnił się prawie o 3 procenty. Dziś nasza waluta również kontynuowała wzrosty. Za euro trzeba płacić było 4,25, czyli tyle, ile pod koniec ubiegłego roku. Dla eksporterów coraz bliższe staje się widmo euro poniżej 4 zł. A to może oznaczać koniec opłacalności eksportu w wielu branżach.
Już od dawna twierdzi się, że kurs euro w okolicach 4 zł jest kursem równowagi. Nie ma jednak żadnej gwarancji, że na tej granicy się zatrzyma i nie będzie już dalej umacniał.
Jeśli dobre nastroje na giełdach będą się utrzymywały do jesieni, zaś rząd w ciągu 12 miesięcy wprowadzi nas do ERM2, czyli przedsionka strefy euro, to już za rok możemy znowu zobaczyć euro po 3,20 zł. To z kolei może pogrążyć wielu eksporterów, którzy w styczniu i lutym zaczęli powoli odbijać się od dna. Zwiększali pakiet zamówień, produkcję i obroty, a niektórzy nawet zatrudniali ludzi.
Przy mocnym złotym znów zaczną tracić odbiorców na Zachodzie, bo unijny klient dotknięty recesją szuka dziś tanich towarów. Przestanie kupować produkty z Polski, jeśli ich cena wzrośnie o 20-30 procent. Efektem spadku eksportu będą wzrost bezrobocia oraz spadek PKB, choć nie tak mocny, bo nasz eksport wypracowuje około 30 procent PKB.
Co muszą teraz zrobić eksporterzy? Powinni przestać krzywo patrzeć na opcje walutowe i zacząć się zabezpieczać przed ryzykiem kursowym. Opcje nie są diabelskim wynalazkiem wtedy, jeśli zabezpiecza się realne wpływy z eksportu, a nie próbuje wypracować dodatkowe zyski, zabawiając się w spekulanta walutowego.
Warto też podkreślić, że chociaż eksport i import w okresie styczeń – luty wyrażony w złotych spadł nieznacznie, to już liczony w walutach zanurkował o blisko 30 procent. Pokazuje to, jaka jest skala spowolnienia gospodarki w całej Unii, bo tak znaczny spadek importu sygnalizuje nie tylko zmniejszenie się popytu konsumenckiego, lecz także inwestycyjnego. A to gospodarce źle wróży na przyszłość. Jak widać, osiągnięcie, jakim jest wzmocnienie złotego, nie musi pomóc w wyjściu z kryzysu.
Polska może nigdy nie skorzystać z linii kredytowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jednak samo jej przyznanie znakomicie spełnia zadanie odstraszania spekulantów, którzy grali na osłabienie złotego. Można więc prognozować, że nasza waluta będzie się jeszcze umacniać. Gdyby rząd rzeczywiście postanowił wprowadzić złotego do ERM2 jeszcze przed wakacjami, to proces umacniania naszej waluty uległby znacznemu przyśpieszeniu. Polscy eksporterzy są i będą więc w trudnej sytuacji, dopóki polski rząd nie przyjmie euro.
Piotr Kuczyński