O planach renacjonalizacji BOŚ zrobiło się głośno, gdy okazało się, że rząd chce odkupić od skandynawskiej grupy SEB pakiet 47 proc. akcji banku. 570 mln zł na ten cel miał wyłożyć Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska. Jednak rząd szybko zrozumiał, że NFOŚ nie stać na taki wydatek.
Pieniądze postanowiono więc wydobyć z 16 wojewódzkich funduszy ochrony środowiska. Problem w tym, że to sejmiki wojewódzkie wybierają władze funduszy wojewódzkich. A tu PiS ma niewiele do powiedzenia.
W lutym Jan Szyszko, minister środowiska, który nadzoruje bank spotkał się z prezesami WFOŚ w Białowieży. Towarzyszył mu Stanisław Kostrzewski, od niedawna wiceprezes BOŚ i skarbnik PiS. Starali się przekonać prezesów, że BOŚ powinien być państwowy i warto kupić jego akcje. Prezesi byli po kolei proszeni na rozmowę z Szyszką i Kostrzewskim.
– Pytali nas, ile jesteśmy w stanie wyłożyć, żeby wykupić BOŚ – mówi jeden z prezesów. – Dla mnie to skandal. Wydatki planujemy wcześniej, więc musielibyśmy odmówić samorządom obiecanej już pomocy, np. na wysypiska śmieci czy kanalizację. Poza tym dlaczego pieniądze przeznaczone na ochronę środowiska mamy wydawać na akcje banku?
– Nie chodzi nam o żadne upartyjnianie banku, to absurdalny argument – zapewnia Przemysław Gosiewski, szef Klubu Parlamentarnego PiS. – Broniliśmy tylko tego, by BOŚ nie został wrogo przejęty i stąd pomysł na wykup akcji. BOŚ to ważny polski bank, który będzie obsługiwał miliardowe środki unijne na ochronę środowiska, i powinien zostać w polskich rękach. A to, że Stanisław Kostrzewski jest jego wiceprezesem, nie ma nic wspólnego z tym, że to działacz PiS. O nominacji zadecydowały wyłącznie jego kwalifikacje – zapewnia poseł.
„Gazeta Wyborcza” dotarła do pisma, które po spotkaniu w Białowieży dostali wszyscy prezesi WFOŚ w Polsce. NFOŚ chce, by fundusze kupiły co najmniej 10 proc. akcji. Z ustaleń „Gazety” wynika, że 12 prezesów zgodziło się na transakcję, czterech ma wątpliwości. – My wyłożymy 10 mln zł i tyle już zadeklarowaliśmy ministrowi – mówi wiceprezes Brzostowski z Poznania.
Wiesław Siwczak, który miał obiecać 35 mln zł, nie chce na ten temat rozmawiać. – Obowiązuje mnie tajemnica handlowa – ucina.