W USA zachowanie rynków akcji było równie „byczo” irracjonalne jak ich odpowiedników w Europie. Dosłownie wszystko zachęcało do sprzedaży akcji, a jednak byki potrafiły sobie z tym poradzić.
Fatalne dane makro skłoniły graczy do twierdzenia, że Fed nadal będzie drukował pieniądze. Pewnie będzie, ale w czerwcu skup obligacji (za nowe pieniądze) się skończy. Oczekiwania byków były więc całkowicie irracjonalne. Poza tym już gołym okiem widać, że wzrost PKB w drugim kwartale będzie niższy od oczekiwań. Z rynkiem jednak się nie dyskutuje – tanie pieniądze od dawna już zrobiły z giełd kasyna.
Popatrzmy na publikowane w czwartek dane makro. Raport o tygodniowej zmianie na rynku pracy był niejednoznaczny. Co prawda ilość nowych wniosków o zasiłek była niższa niż tego oczekiwano (409 tys. vs. 420 tys.), ale średnia 4 tygodniowa wzrosła do poziomu niewidzianego od pół roku. To wcale nie były dobre dane, ale w panującej na rynkach optymistycznej atmosferze spadek ilości wniosków został przyjęty z ulgą.
Potem było już jednak tylko gorzej. Sprzedaż domów na rynku wtórnym spadła o 0,8 proc. (oczekiwano wzrostu o 2 proc.). Mediana cenowa spadła o 5 proc. r/r. Indeks Fed z Filadelfii zanurkował z poziomu 18,5 pkt. na 3,9 pkt. Oczekiwano, że wzrośnie do 20 pkt. To drugi, po indeksie z Nowego Jorku, tak fatalny odczyt. Rynek ma tendencję do lekceważenia danych regionalnych, ale jeśli dwa raporty z ważnych regionów pokazują to samo to jest znaczący sygnał. Na domiar złego indeks wskaźników wyprzedających (LEI) w kwietniu spadł o 0,3 proc. Oczekiwano, że wzrośnie o 0,1 proc.
Na rynek akcji działały nie tylko bardzo słabe (kolejne słabe) dane makro. Przed sesją Goldman Sachs obniżył rekomendacje dla sektora produkcji półprzewodników z Intelem na czele, co przeceniało cały sektor. Jednak indeksy spadać nie chciały. Kolejny wzrost indeksów po bardzo złym zestawie danych makro sygnalizuje, że rynek skłania się bardziej do wybicia indeksów z flagi niż wyłamanie dołem z klina. Jeśli jednak publikowane dane będą nadal takie złe to byki nacisku fundamentów nie wytrzymają.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję bardzo ostrożnie. Indeksowi WIG20 szkodziło odjęcie od ceny akcji Pekao dywidendy (6,8 zł./akcję), ale i bez tego wzrosty WIG20 byłyby niewielkie. Potem zresztą też nasz obóz byków nie był tak bardzo chętny do kupna akcji jak gracze we Francji czy w Niemczech, ale przed pobudką w USA WIG20 zyskiwał jeden procent i tam czekał na publikację amerykańskich danych makro. Po publikacji drugiego zestawu (bardzo złych) danych w USA nasze indeksy zaczęły się osuwać, a dzieła zniszczenia dokonał fixing obniżając WIG20 o kilkanaście punktów. Przez fixing zakończenie sesji było absolutnie neutralne, ale gdyby nie dywidenda Pekao to indeks wzrósłby o 0,4 proc. Rynek był bardzo podzielony, bo na przykład Tauron i PGE zachowywały się znakomicie. Obraz techniczny pozostał bez zmian.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi