Opublikowane dziś rano wyniki spółek seryjnie rozczarowały. Credit Suisse, Siemens, BASF, Bayer, Sony, Renault, Telefonica, Logitech – by wymienić te najważniejsze, osiągnęły wyniki poniżej oczekiwań.
Słabsze wyniki koncernów mogą pogłębić depresję na rynkach akcji, które wczoraj zanotowały jeden z najtrudniejszych dni w ostatnich miesiącach. S&P spadł o 2 proc. m.in. za sprawą słabych danych makro (spadła wartość zamówień na dobra trwałe), choć na pierwszy plan wysuwa się szeroko komentowany impas w amerykańskim kongresie.
Sytuacja jest o tyle irytująca, że amerykańscy wybrańcy narodu uważają, że targi polityczne są wewnętrzną sprawą USA, odrzucając w ten sposób odpowiedzialność nie tylko za losy międzynarodowych rynków finansowych, ale także za światową rolę dolara jako waluty rezerwowej i amerykańskich obligacji jako zabezpieczenia kapitałowego banków, rządów i tym samym światowego systemu finansowego. Przybliża to więc moment, w którym inni członkowie systemu finansowego spróbują wypracować nowe standardy bezpieczeństwa, by nigdy więcej nie dać postawić się pod ścianą przez amerykańskich czy jakichkolwiek innych polityków. W ten sposób wracamy do rozmów o standardzie złota, ale to już temat do innych rozważań.
Póki co nastroje inwestorów są słabe. W Azji kontynuowano amerykańską przecenę, choć w tempie nieco słabszym. Nikkei spadł o 1,5 proc. nawet pomimo danych o zaskakującym wzroście obrotów w handlu detalicznym (o 1,1 proc. r/r), ale w gospodarce zorientowanej na eksport ważniejsze są obroty eksporterów. Tymczasem Sony obniżyło dziś prognozę zysków o 25 proc. m.in. za sprawą słabszej sprzedaży telewizorów. Kospi spadł o 0,8 proc., a na pół godziny przed końcem notowań indeksy w Hong Kongu i Szanghaju traciły po 1,1 proc.
Rynki na dobrą sprawę nie mają pojęcia jak wycenić ewentualną utratę ratingu przez USA i chyba mało kto wie, jakie konkretnie mogą być skutki takiej decyzji. Oczywiście mówi się o chaosie, kolosalnych konsekwencjach, ale jak bardzo mogą być one kolosalne (osłabienie pozycji kapitałowej banków ale jak głębokie?), tego nie wie nikt, bo trzeba byłoby wycenić spadek cen obligacji USA. Te zaś trzymają cenę, a rentowność bonów bywa nawet ujemna. Na wszelki wypadek inwestorzy sprzedają jednak akcje, a ostatnie dane dostarczają im dodatkowych pretekstów.
Poranna fala publikacji raportów kwartalnych nie wzbudza entuzjazmu, z dużych firm jedynie Alcatel i Shell (wzrost zysku o 77 proc. na tle drogiej ropy) osiągnęły wyniki przewyższające oczekiwania. Można więc oczekiwać pogłębienia przeceny w Europie.
Na GPW sytuacja staje się coraz trudniejsza. WIG20 traci od dwóch sesji, kupujący są w odwrocie, ale wszystko to dzieje się przy niskich obrotach. Nadal trudno więc ustalić czy sesja z ostatniego czwartku (silny wzrost przy obrotach najwyższych od miesiąca) była dniem odwrotu zmieniającym trend, czy tylko jednorazowym wyskokiem, emocjami uwolnionymi po przyjęciu porozumienia w sprawie Grecji.
Odpowiedź będzie oczywista, jeśli indeks złamie minima z poprzedniego tygodnia w okolicach 2 662 – 2 675 punktów. Test tych poziomów możliwy jest zaraz po otwarciu, więc emocji nie powinno zabraknąć. Nawiasem mówiąc ta podwyższona zmienność nastrojów i przechylanie się ich od euforycznych zakupów do panicznej wyprzedaży jest cechą charakterystyczną dla zmiany trendów w średnim i długim terminie. Czyli w tym wypadku z hossy na bessę, ale oczywiście nie można biegu wypadków wyprzedzać.
Inwestorzy będą wypatrywać ratunku w doniesieniach z Białego Domu, raportach o nastrojach w strefie euro, odczycie indeksu o spodziewanej sprzedaży domów w USA. Karty posiadaczy akcji dziś są więc słabe, a rękawy za krótkie na asy.
Źródło: Noble Securities SA