Śledztwo prowadzone w Gdańsku przez tamtejsza prokuraturę było wydarzeniem bez precedensu. To właśnie tam rozpoczął się gorący temat SKOK-ów i ich powiązań z politykami PiS-u, podniesiony przez „Gazetę Wyborczą” i „Politykę”
„Prokurator nie tylko wnioskował do sądu o zwolnienie autorów publikacji z tajemnicy dziennikarskiej, lecz także żądał od Polityki” ujawnienia systemu działania poczty elektronicznej. Centralne Biuro Śledcze – na co dzień zajmujące się ściganiem przestępczości zorganizowanej – na zlecenie prokuratury przesłuchiwało rozmówców obu gazet. Wszystko po to, by dotrzeć do osób, które udzielały informacji o nieprawidłowościach, do jakich dochodziło w Kasach, i o ich powiązaniach z politykami – głównie z PiS. Ciągnące się od 2005 r. postępowanie umorzono, gdy partia Jarosława Kaczyńskiego straciła władzę” jak donosi „Polityka”.
„Przyjęta ostatnio przez Sejm ustawa łagodząca kary za pomówienie nie rozwiązuje najważniejszego problemu: nie zapobiega wykluczeniu społecznemu i zawodowemu ludzi, którzy walcząc o prawa swoje i innych, ujawniając nieprawidłowości w rozmaitych instytucjach, piętnując nadużycia władzy, może i użyli nieodpowiednich słów. Ale często mówili po prostu prawdę i za nią zostali skazani” informuje „Polityka”.
Wolność słowa jest prawem każdego człowieka, lecz jak każda inna swoboda ma swoje granice. Pytaniem odwiecznym jest: gdzie postawić te granice? Art. 212 z kodeksu karnego rysuje dość wyraźnie granice, jednak budzi wątpliwości czy nie gwarantuje on możliwości zaciemniania prawdy. Dodatkowo może on zamykać usta osobą posiadającym ważne dla społeczeństwa informacje i chronić polityków przed krytyką.
Więcej na temat wagi słowa w dzisiejszym wydaniu „Polityki” w artykule Bianki Mikołajewskiej pt.:” Polskie prawo pozwala za słowa ścigać tak jak za najgroźniejsze przestępstwa”.
Źródło: Polityka