W kolejny odcinek giełdowego serialu pt. „kwartalne wyniki finansowe” świat wkracza z niebywałym optymizmem. Od długich tygodni nie ma siły, która potrafiłaby ugiąć indeksy adekwatnie do nadal solidnie zadomowionej recesji w czołowych gospodarkach rozwiniętych. Pośród odtrąbionego zwycięstwa w walce z kryzysem i zachwytu nad groteskowo-egzotycznym pokojowym „Noblem” dla głowy kraju uwikłanego w 2 wojny trwa zliczanie wzrostowych serii w USA.
Wczoraj miała miejsce szósta zwyżka z rzędu, po czwartym pod rząd liftingowaniu do góry o znikome ułamki procentu. Najmniej przyjemne będą chwile pryskania przesadzonych nadziei – nieraz takie pasmo wzrostów było niwelowane w ciągu jednej sesji spadku o 4 lub więcej proc. W razie gorzkiego zawodu ze strony jakiegoś giganta takie wymiecenie optymistów staje się bardzo prawdopodobne, a cieniutki lód spokojnego optymizmu załamie się.
Dzięki mocno uwidocznionym interakcjom rynku walutowego z parkietami giełdowymi gra od pewnego czasu stała się (przynajmniej pozornie) banalnie prosta. Słabnięcie dolara, a więc wzrosty na parze EURUSD, jest równoznaczne z przewagą popytu na akcje i surowce. Każdy tick indeksu S&P500 zostaje natychmiast małpowany przez proporcjonalne wahnięcie wskaźnika DAX30 do tego stopnia że ten drugi dawno zatracił swoją tożsamość. Umocnienie dolara to natychmiastowy sygnał do sypnięcia akcjami i korekty na surowcach. Za tym triumwiratem podąża większość pozostałych giełd pomimo widocznych rozbieżności w ich kondycji (dość bliskie historycznych szczytów indeksy w Brazylii i Meksyku, z drugiej strony ślimaczące się notowania w części krajów Środkowej Europy).
Ten sielankowy obraz jest sukcesywnie podminowywany przez zachowanie złota. Zdobywa ono nowe szczyty (nominalnie, bo po urealnieniu brakuje mu do rekordów z 1980 r. jeszcze z 1000 dolarów), przypominając o tykającej minie inflacyjnej. Nawet przy wątłym ożywieniu ciężko będzie uniknąć inflacji z racji błąkających się po rynkach miliardów pochodzących z uruchomionych programów pomocowych. Ostatnie kilka lat na Węgrzech pokazuje, że inflacja z recesją mogą trwale koegzystować, tworząc wyniszczający stagflacyjny koktajl.
W pewnym momencie powtarzający grzechy przeszłości FED stanie przed ścianą: na ratunek upadającemu dolarowi i przeciw rosnącej inflacji będzie musiał podnieść stopy, tłumiąc ożywienie w zarodku. I tak oto nadzieje na recesję typu „V” ostatecznie zginą, ustępując pola długotrwałemu przygnębieniu wynikłemu z klęski strategii, która zdołała jeszcze odroczyć wyrok w latach 2001-2002.
Powróćmy do wyników kwartalnych. Panuje szeroko rozpowszechniona nadzieja na powtórkę z poprzedniego kwartału, kiedy to tabuny analityków panicznie zaniżały swoje prognozy, a faktyczne dokonania spółek nie były aż tak fatalne. W ten sposób modeluje się zbiorowe nastroje, sterując emocjami poprzez sztuczne wytwarzanie miłych niespodzianek w odniesieniu do zdołowanych prognoz. Niniejszym oczekuje się, że typowania wyników za III kwartał również zostały zaniżone.
Dziś po sesji sentyment „ustawi” Intel, a jutro dowiemy się ile na światowych rynkach zdołał uspekulować JP Morgan (nie łudźmy się, że w dobie recesji banki inwestycyjne kasują krocie na lewarowanych fuzjach i przejęciach – zamiast tego trzeba wykorzystać efekt synergii w postaci „współpracy” swoich działów analitycznych i inwestycyjnych). W czwartek poznamy dokonania takich tuzów jak: Goldman Sachs, Nokia, AMD, IBM oraz były gigant Citigroup, natomiast piątek zdominuje konglomerat General Electric.
Pośród napiętego terminarza publikacji wyników (dlaczego polskim spółkom aż pół następnego kwartału zajmuje przygotowanie raportu za minione 3 miesiące?) niemało dziać się będzie na froncie makroekonomicznym. Dziś przed południem podany zostanie najnowszy odczyt niemieckiego indeksu nastrojów instytutu ZEW, a o 14 napłynie saldo naszego rachunku bieżącego za sierpień. Jutro poznamy rodzimą stopę inflacji za wrzesień, a zagranica będzie żyć amerykańską dynamiką sprzedaży detalicznej za ten sam miesiąc. W piątek ujawniony zostanie sierpniowy bilans handlowy strefy euro i na deser po godz. 15 naszego czasu wrześniowa dynamika produkcji przemysłowej w USA.
Należy się zatem liczyć z możliwością wystąpienia nagłych zwrotów notowań, gwałtownych szarpnięć i ogólnie zwiększonej nerwowości. Półroczna fala korygująca dwuletnią bessę przybrała imponujące rozmiary i dalej na samych nadziejach zajechać się nie da. Od ponad miesiąca liczne indeksy kreślą groźnie wyglądające konsolidacje (S&P500, DJIA, DAX30, WIG20), z wielkim trudem co jakiś czas nieznacznie poprawiając tegoroczne dokonania. Grunt pod znaczniejsze cofnięcie (w wymiarze minimum 10-15 proc.) dawno już został przygotowany i teraz pozostaje czekać na bodziec do niewidzianej od przedwiośnia wyprzedaży.
Źródło: Wealth Solutions