Biznes nie może być zgadywanką zamiarów władz fiskalnych i regulacyjnych. Wyhamowanie „wzmożenia regulacyjnego” byłoby więc najlepszym ich wkładem w zdynamizowanie inwestycji.
Co nas czeka w 2018 roku? W największym skrócie, w scenariuszu bazowym — samo dobro. Zdecydowana większość prognoz ośrodków zagranicznych i krajowych przewiduje utrzymanie pozytywnych tendencji w gospodarce. W niezłym tempie rosły będą gospodarki USA, Unii Europejskiej i najważniejszych krajów rozwijających się. Bazowy scenariusz dla naszej gospodarki jest optymistyczny — PKB ma wzrosnąć o około — albo i ponad — 4 proc., utrzymać się ma wysoki wzrost spożycia, przyspieszą inwestycje, nastąpi dalszy spadek stopy bezrobocia i znaczący wzrost płac. Towarzyszyć temu ma dobry stan równowagi zewnętrznej i wewnętrznej. Inflacja ma nieco przyspieszyć, ale utrzymać się w granicach celu polityki monetarnej banku centralnego. Stopy procentowe przez kilka kolejnych kwartałów mają pozostać stabilne, a złoty lekko się umocnić. Można tylko zaciskać kciuki, aby te optymistyczne przewidywania się zmaterializowały.
Mam wrażenie, że od wielu lat nie było tak szerokiego i optymistycznego konsensu co do rozwoju sytuacji gospodarczej. Z pewnością pewien wpływ na to ma fakt, że rok 2017 zarówno gospodarka światowa, jak też nasza skończyła znacznie lepszymi rezultatami, niż przewidywały prognozy sprzed kilkunastu miesięcy. Co może zagrozić pozytywnemu scenariuszowi?
Myślę, że nie ma sensu spekulować o zdarzeniach globalnych, jakie mogą, ale wcale nie muszą, się wydarzyć, jak np. eskalacja konfliktów lub pęknięcie prawdziwych lub domniemanych baniek inwestycyjnych. Jeśli idzie o naszą gospodarkę, to — zgadzając się z opiniami, że generalnie czeka nas kilka kwartałów pozytywnych tendencji w sferze realnej — mam pewien niepokój dotyczący presji inflacyjnej oraz skłonności do inwestowania. W zasadzie panuje zgodność poglądów, że tempo wzrostu cen nieco się zwiększy, ale pozostanie umiarkowane i pod kontrolą.
Potencjalną presję inflacyjną w Polsce będą powściągać takie czynniki, jak osłabienie wzrostowych tendencji światowych cen surowców i żywności oraz stabilizacja, a nawet lekkie umocnienie, złotego. Z drugiej jednak strony obserwujemy od pewnego czasu dość szybki wzrost kosztów w przedsiębiorstwach. Istotnym jego źródłem jest to, co zarazem jest postrzegane jako wielkie osiągnięcie ostatnich lat, czyli wzrost zatrudnienia połączony z wyraźnym wzrostem wynagrodzeń.
W sumie — co wynika z comiesięcznych danych GUS — mamy do czynienia z około 10-procentowym wzrostem funduszu płac w sektorze przedsiębiorstw. Cieszy fakt, że prowadzi to do podnoszenia stopy życiowej i jest jednym z czynników napędzających wzrost PKB. Nie ma problemu, jeśli dokonuje się to w miarę bezinflacyjnie, to znaczy poprzez jednoczesny wzrost produktywności pracy lub akceptowalne przesunięcia na linii zyski — płace. Trzeba jednak pamiętać, że mocna pozycja międzynarodowa wielu sektorów naszej gospodarki została zbudowana dzięki przewadze kosztowej.
Ekspansja kosztów płacowych może tę przewagę ograniczyć, a nawet zlikwidować. Już dziś można zaobserwować spadek zysków wielu ważnych sekcji przemysłowych, w tym liderów naszego eksportu (meble, motoryzacja). Wiadomo, że za średnimi kryje się zróżnicowana sytuacja poszczególnych firm. Te, które zaczynają ocierać się o straty lub już je ponoszą, staną przed alternatywą próby podwyższenia cen bądź redukcji skali produkcji i zatrudnienia. To może stopniowo pchać w górę ceny producentów, a w ślad za nimi ceny detaliczne (lub zacząć odwracać tendencje na rynku pracy). Spowoduje to pogłębienie już występującego zjawiska ujemnych realnych stóp procentowych.
W sytuacji stopniowego normalizowania polityki monetarnej w USA i Unii Europejskiej może to zwiększyć presję na złotego. Jeżeli nie będzie temu towarzyszyło podniesienie stopy referencyjnej w Polsce (a nastawienie Rady Polityki Pieniężnej jest „gołębie”), może to prowadzić do osłabienia złotego, co z kolei nasili presję kosztową na ceny, nie mówiąc o innych negatywnych skutkach. W sumie regulacyjna polityka szybkiego wzmacniania presji płacowej może w nieodległej perspektywie wywołać niepożądane skutki. Drugi element prognostycznej układanki, który budzi obawy, to optymistyczne projekcje dotyczące inwestycji, a zwłaszcza inwestycji przedsiębiorstw. Drugi rok z rzędu mamy do czynienia z regresem w tej dziedzinie. Widzimy to wyraźnie także z bankowej perspektywy.
ZOBACZ POZOSTAŁE PROGNOZY NA ROK 2018
Zdecydowanie za mało jest aplikacji kredytowych związanych z inwestycjami w rzeczowe środki trwałe. Występuje sporo aplikacji o kredyty inwestycyjne, przeznaczone jednak nie na inwestycje rzeczowe, ale na inwestycje „własnościowe” (przejęcia i połączenia). Sprzyjają one oczywiście optymalizacji wykorzystania czynników wytwórczych, ale nie zapewnią długoterminowego rozwoju gospodarki. Można powiedzieć, że banki od kilku lat czekają na zdynamizowanie przez przedsiębiorstwa inwestycji rzeczowych, ale jakoś nie mogą się doczekać.
W konsekwencji następuje dalszy spadek udziału inwestycji w PKB. Dzieje się tak mimo wyraźnych bodźców popytowych. Podzielam pogląd, że wpływ na to mają niepewność regulacyjna i presja podatkowa, pod jaką znalazły się przedsiębiorstwa. Wydaje mi się, że te czynniki będą nam towarzyszyły w nadchodzącym roku. Odnosząc się do specyfiki sektora bankowego, muszę podkreślić, są one dla nas szczególnie uciążliwe. Można powiedzieć, że nastąpiło załamanie stabilności regulacyjnej, która w poprzednich latach przyczyniła się do szybkiego rozwoju sektora.
Wprowadzenie podatku bankowego, częste i uznaniowe zmiany parametrów określających wymogi kapitałowe, miecz Damoklesa w postaci projektów ustaw frankowych to czynniki powodujące, że planowanie rozwoju biznesu bankowego staje się w dużej mierze zgadywanką zamiarów władz fiskalnych i regulacyjnych. Życzeniem przedsiębiorców jest wyhamowanie swego rodzaju „wzmożenia regulacyjnego”, z jakim mamy do czynienia. To byłoby, moim zdaniem, najlepszym wkładem regulatorów i decydentów w zdynamizowanie inwestycji w 2018 roku. Jeśli chodzi o najważniejsze trendy wpływające na nasze życie i pracę, to wskazałbym na wyzwania związane z szeroko rozumianą mobilnością. Postęp technologiczny, jaki nastąpił w okresie kilku ostatnich lat, stał się wyzwaniem i szansą tak dla przedsiębiorców, jak konsumentów. Uważam, że sektor bankowy jest jednym z liderów w absorpcji możliwości niesionych przez mobilną rewolucję.
Gdy porównamy ofertę bankową i sposób docierania z nią do klientów dziś i np. pięć lat temu, to widać ogromny skok technologiczny. W zakresie komunikacji na linii bank — klient nastąpiły przełomowe zmiany. Mimo to ciągle znacznie więcej jest do zrobienia, niż zostało zrobione. Dlatego też dążenie przedsiębiorców do bycia liderami rozwoju technologicznego i absorbowania tego postępu pozostaje kluczowym wyzwaniem i szansą na przyszłość.
Cezary Stypułkowski prezes mBanku
Wszystkie felietony z serii „Co nas czeka” na łamach pb.pl >>