W czwartek w USA rynki zostały zarażone grecką gorączką. W Europie byki szalały, bo wszystko wskazywało na to, że referendum w Grecji nie odbędzie się.
Premier Grecji pod naciskiem swoich kolegów z rządzącej partii PASOK zaczął się wycofywać. Mówiło się o jego dymisji (informacje o dymisji zmieniały się co pewien czas) i o nowych wyborach lub o rządzie jedności narodowej (wspólnie z opozycją). Sam premier stwierdził, że jeśli opozycja poprze porozumienie z UE to referendum nie będzie potrzebne.
W Europie zapanowała prawie euforia. Wydaje się, że gracze niezupełni rozumieją, powagę sytuacji. Powołanie nowego rządu oznaczałoby nowe negocjacje i nowe problemy. Jeszcze gorsza byłaby sytuacja, gdyby doszło do przeprowadzenia przyśpieszony wyborów. Przecież byłoby do po prostu rozszerzone referendum w wyniku którego do władzy doszliby przeciwnicy obecnej formy porozumienia. Poza tym pozostawienie Grecji w strefie euro daje ulgę tylko w krótkim terminie. Wrzód będzie nabrzmiewał i zarażał Włochy, Hiszpanię, Francję… Cóż, rynki reagowały „wprost”: decyzja o referendum wywołała olbrzymie spadki, wiec decyzja o nie ogłaszaniu referendum prowadziła do dużych zwyżek. Myśleć gracze będą później.
Częściowo pomagał bykom również wynik posiedzenia ECB i pierwsza konferencja Mario Draghi, nowego prezesa banku. Przyniosły niespodzianki. Bank centralny pod wodzą nowego prezesa wystosował pewnego rodzaju wotum nieufności pod adresem Jean-Claude Trichet, byłego prezesa. Okazało się, że Draghi jest zdecydowanym gołębiem, bo stopy już na pierwszym posiedzeniu zostały obniżone o 25 pb. (teraz 1,25 proc.).
Po początkowych wahaniach amerykański rynek akcji pomaszerował za swoimi europejskimi odpowiednikami. Zbyt dużo było wydarzeń, które pomagały bykom, żeby tak się nie stało. Indeksy przez dłuższy czas rosły, na chwilę weszły w stabilizację i w ostatniej godzinie z tej stabilizacji się wybiły. Rosły nie tylko indeksy, ale i kurs EUR/USD. To było lustrzane odbicie zachowanie po ogłoszeniu referendum. Zarówno wtedy jak i teraz gracze nie chcą widzieć rzeczy takimi, jakie są. Chcą za to wzrostów na koniec roku i wykorzystają wszystkie preteksty, żeby ona nadal były kontynuowane.
Jeśli chodzi o GPW to w czwartkowym komentarzu pisałem, że czekanie na ECB i na szczyt G-20 oraz przemyślenie wyników przed-szczytu z czasem poprawi nastroje na giełdach. Nie oczekiwałem jednak takiego rozwoju sytuacji, jaki obserwowaliśmy. Szybkie zmiany sytuacji w Grecji i coraz mniejsze prawdopodobieństwo ogłoszenie referendum doprowadziły najpierw do niezbyt dużego spadku, a potem, bardzo szybko, do niczym nieuzasadnionej euforii na rynkach europejskich, co przełożyło się z kolei na panikę popytu w Polsce. Indeksy wręcz eksplodowały.
Doskonałą, aczkolwiek niezbyt sensownie podbudowaną atmosferę dodatkowo poprawiło nieoczekiwane cięcie stóp w strefie euro. Podczas wypowiedzi nowego szefa ECB nastroje zaczęły się psuć, ale im bliżej było końca korekty tym bardziej widać było, że byki nadal panują nad zachowaniem rynków. WIG20 nie gonił jednak zbytnio za innymi i rynkami. Nic dziwnego – one miały dużo więcej do odrobienia. Dlatego też wzrost o 1,77 proc. należy uznać za bardzo dobry wynik. Znowu mamy sytuację, w której indeks WIG20 stoi przed oporem na poziomie 2.450 pkt. Jeśli go pokona to utworzy nieco ułomną formację odwróconej RGR i da sygnał kupna.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi