Piaszczyste plaże w gorącej Hiszpanii i lazurowe wybrzeża we Francji urzekły już wielu. Niektórych na tyle, że wykupili prawo do spędzania urlopu w ulubionym zakątku podczas kilku kolejnych wakacji. Ta specyficzna usługa to tzw. timesharing – przepustka do raju dla jednych i prawdziwe piekło dla innych.
Ostrożnie z tym produktem
O timesharingu w Polsce niewiele się mówi. Tutaj w kontekście wakacyjnych nieruchomości nadal największym zainteresowaniem cieszą się domy w niedrogiej Bułgarii czy Chorwacji. Hiszpanię, Portugalię czy Wyspy Kanaryjskie głównie ze względu na dość wysokie ceny odwiedza się wciąż okazjonalnie. Tymczasem tamtejsze ośrodki wypoczynkowe przyciągają Europejczyków gotowych właśnie w takim miejscu regenerować siły choćby co roku. Ten, kto znajdzie idealne dla siebie miejsce do wypoczynku, coraz częściej może je zarezerwować na czas urlopu w ciągu każdego z kilku kolejnych lat, czyli skorzystać z tzw. timesharingu. Ten kij ma jednak dwa końce. Ponieważ w grę wchodzą zarazem emocje i brak odpowiedniej wiedzy, oszuści co sezon zacierają ręce na myśl o turystach chcących spełniać marzenia.
Europejskie Centrum Konsumenta zna liczne przypadki umów, które zamiast timesharingu okazały się nieźle zakamuflowaną, jedynie zbliżoną w formie usługą. W efekcie podpisanej umowy nie było ani gwarancji wieloletnich wakacji, ani możliwości wycofania się z feralnego kontraktu. – Zazwyczaj wszystko zaczyna się niepozornie – donosi Europejskie Centrum Konsumenckie. – Zrelaksowani konsumenci są „werbowani” podczas wakacji spędzanych w przyjemnych miejscach, kiedy to ich czujność może być osłabiona. Organizatorzy timesharingu wprowadzają konsumentów w błąd zachęcając wielkimi wygranymi i nagrodami za udział w bezpłatnej prezentacji ich produktów. Zaproszenia na tego rodzaju spotkania są rozdawane w hotelach, a nawet już na lotniskach. Często konsumenci wracają z takiego urlopu nie tylko z dobrym humorem, ale także z udziałem w nieruchomości w słonecznej Hiszpanii.
Sprawdź, czy to timesharing
Ponieważ liczba nienajlepszej jakości umów zawieranych jako timesharing w ostatnich latach szybko rosła, ta nowatorska usługa turystyczna wzbudziła zainteresowanie Unii Europejskiej. By powstrzymać proceder łamania praw konsumenta, kraje Wspólnoty uregulowały tą kwestię w specjalnej dyrektywie.
Nie należy jednak z góry zakładać, że każda firma oferująca timesharing ma złe zamiary. Podpisanie kompletnej umowy powinno dawać konsumentowi gwarancję nabycia usługi dobrej jakości, a w przeciwnym razie – prawo do rekompensaty poniesionych strat. Na co dokładnie możemy liczyć?
Timesharing fachowo określa się w branży jako „długoterminowy produkt wakacyjny” i oznacza umowę zawartą na okres nie krótszy niż rok (przepisy w tym zakresie złagodzono, w pierwotnej wersji mowa była o przynajmniej trzech latach). Wraz z jej podpisaniem otrzymujemy jako nabywca prawo do korzystania z konkretnej nieruchomości przez przynajmniej tydzień w ciągu każdego z kilku kolejnych lat.
O timesharingu warto wiedzieć też, że:
– daje prawo do użytkowania jednej lub kilku nieruchomości,
– dotyczy całego budynku lub tylko lokalu mieszkalnego,
– gwarantuje prawo rzeczowe własności lub inne prawo do korzystania.
Jaka umowa, takie wakacje
Aby ułatwić konsumentom rozpoznanie poruszanie się po tym nieznanym, a w dodatku śliskim gruncie, unijna dyrektywa wskazuje elementy, które powinna zawierać rzetelna umowa o timesharing. Przede wszystkim kontrakt powinien być sporządzony w jednym z języków urzędowych państwa członkowskiego, w którym nabywca przebywa lub którego jest obywatelem. Umowa o timesharing powinna ponadto zawierać:
– szczegółowe dane obu stron transakcji,
– precyzyjne określenie rodzaju prawa, które jest przedmiotem umowy,
– dokładny opis i położenie nieruchomości,
– zapis o usługach, do których będziemy mieli dostęp (wywóz śmieci, konserwacja),
– zasady dostępu do urządzeń wspólnych, jak sauna, basen,
– zasady zarządzania nieruchomością,
– dokładny okres trwania umowy,
– cenę, jaką zapłaci nabywca, przybliżone koszty użytkowania urządzeń, korzystania z usług, podstawę obliczania opłat odnoszących się do korzystania z nieruchomości, obowiązkowe, ustawowe opłaty (np. podatki, należności) i ogólne koszty administracyjne (np. zarządzanie, konserwacja nieruchomości, naprawy),
– zapis wyłączający ponoszenie innych kosztów, opłat czy zobowiązań niż wynikające z umowy,
– datę i miejsce podpisania umowy.
Co kreatywniejszym handlowcom udaje się nakłonić klienta do zawarcia umowy o timesharing, nawet jeśli nieruchomość będąca jej przedmiotem znajduje się dopiero w budowie. W takiej sytuacji należy bezwzględnie wymagać, by w umowie podano dodatkowe informacje o stanie zaawansowania prac, planowanym i nieprzekraczalnym terminie zakończenia inwestycji, stanie zaawansowania robót wykończeniowych i gwarancji ich dokończenia, a także możliwości ubiegania się o zwrot kosztów w przypadku, gdy prace nie zostaną zamknięte.
Nieruchomości, których dotyczy timesharing są zlokalizowane tylko w najbardziej atrakcyjnych turystycznie obszarach Europy. Tym samym dla Polaków i wielu innych mieszkańców Unii oznacza to kontakt z zupełnie nieznanym sobie systemem prawnym. By zminimalizować ryzyko zawarcia szkodliwej w skutkach umowy, każdy nabywca ma prawo do odstąpienia od zawartej umowy w terminie 14 dni bez konieczności podania przyczyny. Oferent nie może zażądać w tym czasie zaliczki na poczet umowy, ani dokonywać blokady środków na rachunku bankowym.
Co do zapłaty – ta przy umowach o długoterminowy produkt wakacyjny dokonywana jest w systemie ratalnym. Jakakolwiek forma płatności ceny określonej w umowie inna niż system ratalny jest zakazana. Wszelkie opłaty dzielone są na roczne raty o równej wartości. Począwszy od drugiej raty, konsument może rozwiązać umowę bez jakichkolwiek sankcji za wypowiedzeniem złożonym przedsiębiorcy w terminie 14 dni kalendarzowych od otrzymania wezwania do zapłaty danej raty.
Jeśli realizujesz marzenia, rób to z głową
Mimo dość precyzyjnych zapisów w prawie, ten nietypowy produkt turystyczny wciąż jest przedmiotem licznych nadużyć. Wiele zachęcających do timesharingu firm w rzeczywistości nakłania do podpisania umowy, która faktycznie ma z nim niewiele wspólnego. A jeśli nie jest to timesharing, konsument nie może dochodzić swoich praw powołując się na dotyczące go przepisy.
Ofertą szczególnie bliską timesharingowi jest uczestnictwo w tzw. klubach wakacyjnych (holiday clubs). W podpisywanych z nimi umowach otrzymamy co prawda możliwość korzystania z nieruchomości, często jednak bez wskazania w której i w jakim okresie. To, co sprzedawcy zachwalają jako „elastyczność oferty” w rzeczywistości stać się może początkiem problemów z dochodzeniem jakichkolwiek praw. Instytucje chroniące konsumentów ostrzegają – członkostwo w Klubie wakacyjnym nie jest chronione tak samo, jak timesharing.
Timesharing z całą pewnością nie jest produktem dla każdego. To rozwiązanie dla świadomych konsumentów, którzy są w stanie dobrze rozpoznać warunki kontraktu. Za cenę spełnienia marzenia o własnym zakątku na Lazurowym Wybrzeżu stajemy się zakładnikami monotonnego wypoczynku w tym samym miejscu przez kilka kolejnych lat. Istnieje co prawda możliwość wymieniania się pomiędzy klientami udziałami w nieruchomościach, to jednak wymagać będzie poniesienia dodatkowych kosztów. Nawet jeśli w którymś z opłaconych lat nie będziemy mogli lub chcieli skorzystać z zagranicznej nieruchomości, i tak przyjdzie nam za jej rezerwację zapłacić. A ponieważ mówimy o obleganych lokalizacjach i o spełnianiu marzeń, cena nie będzie niska.
Źródło: Bankier.pl