W czwartek Bank Pekao, drugi największy bank detaliczny, ogłosił, że jego czysty zysk w pierwszym kwartale wyniósł 331 mln zł. To o jedną piątą lepiej, niż przed rokiem.
Prezes Jan Krzysztof Bielecki oczekuje, że kolejne kwartały będą jeszcze lepsze. – Jest tylko kwestią czasu, kiedy wzrośnie popyt na kredyty – powiedział.
Inny bankowy potentat, ING Bank Śląski, podał wczoraj, że jego zysk za pierwszy kwartał wyniósł 135 mln zł, czyli niemal trzy razy więcej, niż przed rokiem (cały ubiegłoroczny wynik to 366 mln zł). Prezes Brunon Bartkiewicz obiecuje, że wzrost zysków się utrzyma, choć trudno liczyć na podobne fajerwerki w kolejnych kwartałach.
Wcześniej swoimi osiągnięciami pochwaliły się m.in. krakowski BPH oraz wielkopolski BZ WBK. BPH zarobił w pierwszym kwartale 205 mln zł – o 45 mln zł więcej, niż w 2004 r. Raport wielkopolskiego banku nie był tak spektakularny – zyski wyniosły 119 mln zł, nieco mniej, niż przed rokiem. Ale to efekt statystyczny, zeszłoroczne wyniki powiększyła dywidenda z Commercial Union. Biorąc pod uwagę tylko podstawową działalność, BZ WBK radzi sobie lepiej, niż przed rokiem – pisze „Gazeta”.
Jednak analitycy ostrzegają, że dobry początek roku jeszcze o niczym nie świadczy. Dla banków ten rok będzie okresem próby. W ubiegłym poprawianie wyników było łatwe – był to pierwszy czas po głębokim kryzysie. Teraz punkt odniesienia jest już wyśrubowany.
– W sektorze jest przeciętnie. Kredyty dla firm nie rosną. Co prawda te detaliczne utrzymują w miarę niezły poziom, ale ciągle rośnie konkurencja. Coraz więcej banków walczy o tych samych klientów. Będzie ciężej rozpychać się na rynku – studzi optymizm Marcin Jabłczyński, analityk DM BZ WBK.
Widać to w raportach kwartalnych. O ile wszystkie banki, jak jeden mąż, zwiększają dochody z prowizji, o tyle zaledwie niektóre są w stanie poprawiać dochody z odsetek i wartość portfela kredytów, zwłaszcza tych hipotecznych oraz dla firm – czytamy w „Gazecie”.