Środowe zamkniecie oraz dzisiejszy poranek na Wall Street wyraźnie pokazały, że inwestorzy operujący na globalnych rynkach akcyjnych mają coraz większy dylemat, w którym kierunku pójść z kolejnymi transakcjami. Z jednej strony najświeższe dane makro ze świata są zaskakująco optymistyczne.
Jednakże z drugiej, ostatnimi czasy skala odbicia od dna bessy jest bardzo duża, co może skłaniać inwestorów do realizacji zysków. Dodatkowo z Chin napływają niepokojące sygnały mogące rzutować na tamtejszy rynek (obecnie mówi się głównie o rządowych planach ograniczenia produkcji). Nie brakuje też głosów (w tym znamienitych ekonomistów) o tym, że ryzyko ponownego pogorszenia się stanu światowej ekonomii wcale nie jest takie małe.
Wczoraj amerykański indeks S&P 500 zwyżkował jedynie minimalnie, bo o 0,01%. Dziś o godz. 11:05 paneuropejski indeks DJ Stoxx 600 rósł „tylko” o 0,06%, a w tym samym czasie kontrakty terminowe na indeks S&P 500 znajdowały się niewiele ponad kreską, zyskując o 0,02%. Kto wie, może pewnego rodzaju impulsem do bardziej gwałtownych zmian, okażą się być publikowane dziś o godz. 14:30 zrewidowane dane ze Stanów Zjednoczonych o PKB za II kwartał? Średnia prognoz analityków wskazuje na to, że gospodarka USA w okresie kwiecień-czerwiec skurczyła się o 1,5%, a nie jak wynikało to ze wstępnego odczytu o 1,0%.
W czwartek na polskim rynku, w odróżnieniu od Zachodu, obserwowany jest dość duży ruch wzrostowy. O godz. 11:05 indeks WIG20 zwyżkował o 1,44%, a indeks WIG zyskiwał 1,20%. Aprecjacja ta nie powinna jednak dziwić. W środę główne warszawskie indeksy zostały bowiem bardzo mocno przecenione, na fali realizacji zysków. Zaś inwestorzy operujący na GPW nie zdążyli pod koniec dnia zareagować, na lepsze od prognoz dane z USA dotyczące sprzedaży nowych domów, które były opublikowane o godz. 16:00. Tak więc dziś musieliśmy nieco „dobić” do zagranicznych rynków, które wczoraj tez straciły, ale zachowały się zdecydowanie lepiej niż nasz.
Marek Nienałtowski
Źródło: Money Expert