Wyższa inflacja to wynik głównie mniejszego, niż spodziewali się ekonomiści, spadku cen żywności. Zazwyczaj w czerwcu ceny żywności i napojów spadają – tym razem też tak było, ale spadek wyniósł 0,6 proc. w ujęciu miesięcznym, podczas gdy rok wcześniej było to 1 proc.
– To efekt wyższych kosztów związanych z wynagrodzeniem pracowników sezonowych, a także wpływem wyższych cen nośników energii, głównie oleju napędowego – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Invest Banku.
Wzrosły także ceny paliw (o 3,3 proc.), co ekonomiści tłumaczą wzrostem cen ropy, których umacniający się złoty nie zniwelował w całości. Wzrosły także ceny w kategoriach usługowych (rekreacja i kultura o 1 proc. mdm, restauracja i hotele o 0,7 proc. mdm), co też można tłumaczyć wpływem wcześniejszych podwyżek cen nośników energii.
– Nadal te wtórne efekty wzrostu cen energii są dość umiarkowane – mówi Ernest Pytlarczyk, ekonomista BRE Banku.
Dlatego jego zdaniem kolejne miesiące przyniosą dalszy wzrost inflacji – w lipcu do 4,7 proc. W sierpniu może zostać przekroczony poziom 5,0 proc., czyli najwyższy od 2001 roku. Pod koniec roku inflacja ma zacząć spadać.
– Ale już na początku 2009 roku znów pójdzie w górę, głównie przez rosnące ceny energii – mówi Jakub Borowski.
GUS podał także dane o wynagrodzeniach. O ile dane o rosnących pensjach nie zaskoczyły (choć były nieco silniejsze od oczekiwań), o tyle spadek dynamiki zatrudnienia (4,8 proc. rdr wobec oczekiwań na poziomie 5,1-5,2 proc. rdr) może oznaczać zbliżające się spowolnienie gospodarcze.
– Spada dynamika zatrudnienia, a zatrudnienie w firmach w liczbach bezwzględnych nie zmienia się od kilku miesięcy. Być może jest to oznaką tego, że firmy spodziewają się mniejszego popytu i nie chcą już tak bardzo zatrudniać. Poszukiwani są pracownicy w handlu czy usługach, ale tam, gdzie widać oznaki spowolnienia popytu. Dlatego najbliższe miesiące mogą przynieść zmniejszenie presji na wzrost płac w niektórych gałęziach gospodarki – mówi Jakub Borowski.
Ale ogólny wzrost płac będzie nadal się utrzymywał na wysokim poziomie.
– Słabsza dynamika zatrudnienia może oznaczać, że mamy do czynienia ze schyłkową fazą wzrostu gospodarczego. Co do płac, to będą rosły na pewno przez kilka miesięcy, a może i kwartałów, tu nie można się spodziewać załamania – przekonuje Ernest Pytlarczyk.
Ekonomiści przyznają, że RPP ma trudny orzech do zgryzienia. Z jednej strony całkiem realna wydaje się wizja spowolnienia gospodarczego, z drugiej strony bieżący wskaźnik CPI będzie rósł jeszcze do sierpnia, podbijając tym samym oczekiwania gospodarstw domowych na dalszy wzrost cen. Podwyżki w lipcu raczej być nie powinno, choć jeszcze GUS opublikuje ważne dane: o produkcji przemysłowej w piątek, a także o sprzedaży detalicznej w przyszłym tygodnu.
OPINIA
MARIAN NOGA
członek RPP
Inflacja w czerwcu na poziomie 4,6 proc. oznacza, że prawdopodobnie w sierpniu wskaźnik CPI zbliży się do poziomu 5,0 proc., może nawet nieznacznie ten poziom przekroczy. Silny wzrost płac sugeruje utrzymujące się zagrożenie ze strony wystąpienia efektów drugiej rundy, czyli spirali cenowo-płacowej. To, czy inflacja w sierpniu będzie rzeczywiście szczytem i potem tempo wzrostu cen zacznie słabnąć, będziemy wiedzieć po danych wrześniowych, czyli w październiku. Dodatkowo będziemy dysponować danymi na temat wzrostu PKB w II kwartale. Jeżeli będzie spowolnienie, będzie to mogło oznaczać osłabienie napięć inflacyjnych. Wreszcie, w październiku poznamy nową projekcję inflacyjną NBP. Dlatego moim zdaniem, dziś nie widzę potrzeby zmiany stóp do października.