Po wtorkowej, spadkowej, sesji gracze w USA stanęli przed dylematem: sprzedawać dalej, czy jednak jeszcze raz spróbować ataku na linię bessy (w układzie liniowym). Wiele czynników bykom pomagało, ale nie miały one łatwego zadania, o czym niżej.
Szaleństwo zapanowało na rynku walutowym i surowcowym. Przed sesją w USA kurs EUR/USD lekko spadał, ale potem amerykański optymizm doprowadził do jego wzrostu. To uruchomiło stop lossy i doprowadziło do przełamania oporu na 1,50 USD, co jeszcze bardziej zwiększyło wyprzedaż dolara. Duże wzrosty kursu EUR/USD doprowadziły do wybuchu entuzjazmu na rynku surowcowym. Blisko cztery procent zdrożała miedź, przełamując broniący się od sierpnia opór. Nadal trend wzrostowy jest niezagrożony. Ropa, podobnie jak miedź taniejąca przed rozpoczęciem sesji w USA, ruszyła szybko na północ i zdrożała o kolejne ponad trzy procent. Złoto zdrożało nieznacznie, co może dziwić skoro tak mocno wzrósł EUR/USD, ale trzeba pamiętać, że złoto jest już i tak na szczytach.
Na rynek akcji pozytywnie wpływały nie tylko wzrosty cen surowców, ale również wyniki kwartalne spółek. Były mieszane, ale ze zdecydowaną przewagą lepszych od oczekiwań (jak zwykle zresztą). Raport kwartalny Boeinga i wyniki linii lotniczych rozczarowały. W sektorze bankowym dobre wyniki opublikował Wells Fargo, Morgan Stanley i US Bancorp. Przypominam też, że po wtorkowej sesji dobre wyniki opublikowały Yahoo i SanDisk. Wyżej wymienione czynniki doprowadziły już na początku sesji do wybuchu swoistej euforii, dzięki czemu indeks S&P 500 już po 90 minutach zaatakował poziom 1.100 pkt., czyli właśnie linię bessy. Odskoczył od niego jak oparzony i od tego momentu indeksy zaczęły się osuwać stabilizując się w końcu na poziomie o pół procent wyższym od wtorkowego zamknięcia.
Końcówka była fatalna. Na godzinę przed końcem sesji indeksy zanurkowały. Bardzo szybko pół procentowy zysk zamienił się na pół procentową stratę. Niedźwiedziom pomógł Wal-Mart informując, że rozpoczyna świąteczną wojnę cenową. W okresie przedświątecznym, podczas każdego weekendu, będzie drastycznie obniżał ceny z powodu niedostatecznego popytu. Skoro taką decyzję podjęła najtańsza amerykańska sieć, to sygnalizuje to dla wszystkich bardzo duże kłopoty. Nic dziwnego, że indeksy zakończyły sesję spadkami. Opór bardzo się umocnił – nie wierzę, żeby w bliskim czasie został przełamany.
GPW rozpoczęła środową sesję spadkiem WIG20, co nie mogło dziwić, bo przecież we wtorek poszła pod prąd. Początkowo indeks trzymał się bardzo blisko poziomu wtorkowego zamknięcia, bo pomagały mu lekko rosnące indeksy na innych parkietach. Potem jednak sytuacja tam się pogorszyła, więc i nasze indeksy spadały, ale rynek był bardzo spokojny. Spadki były niewielkie i każde drgnięcie w górę indeksów w Europie pomagało naszym bykom.
Taka sytuacja panowała do czasu opublikowania raportu kwartalnego Wells Fargo, co zbiegło się pobudką w USA. WIG20 bardzo szybko odrobił wszystkie straty. Nasz rynek był tak silny jak nasza waluta. Wystarczyło pozytywne rozpoczęcie sesji w USA, żeby WIG20 zabarwił się na zielono. Nadal liderami była TPSA i KGHM (wyraźne czekanie na raport kwartalny). Obrót był umiarkowany – klasyczne wyczekiwanie. Nadal dużo słabiej zachowywały się mniejsze spółki. Końcówka była wręcz euforyczna – WIG20 wzrósł o prawie jeden procent. Rynek jest bardzo silny, ale nie tak silny, żeby oprzeć się korekcie w USA.
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi