mBank, detaliczne ramię BRE, uzyskał wczoraj zgodę KPWiG na działalność maklerską w ograniczonym zakresie. Na początek dostał możliwość pośredniczenia w handlu akcjami i obligacjami. Na kontrakty terminowe klienci mBanku będą musieli poczekać jeszcze około roku, mimo że to właśnie zlecenia dotyczące futures dominują wśród tych, które inwestorzy składają w sieci.
– Mieliśmy wybór: albo dalej rozbudowywać system informatyczny i ruszyć z usługą później, albo w okrojonym zakresie szybciej. Wybraliśmy drugie rozwiązanie – tłumaczy Maciej Witkowski, dyrektor działu produktów inwestycyjnych w mBanku.
Spółka rachunkiem bankowym zintegrowanym z kontem inwestycyjnym chce skusić nowych klientów (teraz możliwość taką oferuje wyłącznie BPH). Może też „przejąć” inwestycje giełdowe” osób, które już współpracują z mBankiem – podaje „Parkiet”.
– Ale przede wszystkim zależy nam, by przekonać do inwestowania osoby, które już rynkiem kapitałowym się interesowały, a później go zaniedbały – zaznacza M. Witkowski. Jego zdaniem, zachęcenie do powrotu na giełdę będzie tym prostsze, że bank, jak w przypadku ROR, nie będzie pobierał żadnej opłaty za otwarcie i prowadzenie rachunku maklerskiego. Prowizje wyniosą 0,39% dla akcji i 0,25% dla obligacji, ale nie mniej niż 5 zł, przy czym opłata będzie pobierana za zlecenie, a nie transakcje. Stawki te mieszczą się w średniej dla zleceń przez internet.
Rynek obawiał się, że wejście w usługi brokerskie mBanku będzie się wiązać z wypowiedzeniem konkurentom wojny cenowej. Niepokój nasilił się szczególnie po tym, jak DI BRE zaproponował wiosną dużo niższe od konkurencji prowizje na kontrakty terminowe. M. Witkowski zapowiada, że poziom prowizji może się jednak zmienić – czytamy w „Parkiecie”.