Dzisiaj Rada Polityki Pieniężnej po dwudniowym posiedzeniu ogłosi swój komunikat, ale rynki nie zareagują, bo wszyscy wiedzą, ze RPP stóp jeszcze długo nie zmieni. Trudno nawet oczekiwać, żeby rynek walutowy zareagował na ocenę sytuacji prezentowaną przez RPP, bo też nie powinno tam być nic nowego. Wydaje się, że w tej sytuacji bardziej prawdopodobna jest stabilizacja lub poruszanie się w rytm zmian kursu EUR/USD.
Na GPW we wtorek niespodzianki nie było. Indeksy rosły pod wodzą spółek surowcowych (szczególnie mocna była KGHM, ale bardzo tracił PGNiG) i banków. Nie widać było jednak nadmiernego optymizmu, ale to dobrze świadczyło o rynku. Dużo gorzej byłoby, gdyby rynek wpadł w euforię. Dzięki tak spokojnemu handlowi obóz byków mógł spokojnie prowadzić rynek na północ, a co najbardziej istotnie zwiększyła się aktywność większych graczy. Obrót był dużo większy niż w piątek i poniedziałek, ale jednak nie taki, jak w czasie hossy, która trwała przed majem tego roku.
Wydawało się, że nawet osłabienie rynków Eurolandu po publikacji kolejnych raportów kwartalnych spółek naszemu rynkowi nie zaszkodzi, ale jednak od 15.00 indeksy ruszyły gwałtownie na południe przechodząc nawet na minusy. Winne były oczywiście transakcje koszykowe. Nikt mi nie wmówi, że to nie jest manipulacja kursami spółek z WIG20 po to, żeby zarobić na kontraktach, na których zajęło się odpowiednią pozycję. Mam olbrzymie wątpliwości, czy nasze przepisy pozwalają na taką manipulację i nie miałbym nic przeciwko temu, żeby wypowiedziała się na ten temat KPWiG. Widać, że nie ma u nas zbyt dużo kapitału zagranicznego zainteresowanego normalnym inwestowaniem, bo gdyby był to takie zabawy byłyby bardzo utrudnione.
Udało się zakończyć sesję umiarkowanym wzrostem, co na dzisiaj jest całkiem sensowną zaliczką. Co prawda spadek ceny ropy może trochę naszemu rynkowi zaszkodzić, ale jednak nie jest to zniżka tak duża, żeby naprawdę mogła kogoś przestraszyć. Małe obroty przy tej fali wzrostowej mogą niepokoić, ale sygnały kupna nadal obowiązują i trudno w tej sytuacji pozostać bez akcji. Niepewne zachowanie rynków europejskich powinno dać dzisiaj neutralne otwarcie. Obawiam się, że wrócimy do marazmu o ile ze świata nie nadejdą nowe, mocne impulsy.
Fundusze zaczynają kończące miesiąc „window dressing”
We wtorek na rynku walutowym kurs EUR/USD rósł bez wyraźnych przyczyn. Mówiło się co prawda, że był to wynik wypowiedzi przedstawicieli chińskiego urzędu statystycznego, którzy uważali, że Chiny powinny zmniejszyć swoje rezerwy dolarowe, ale takie wypowiedzi pojawiają się od czasu do czasu i rynek się już do tego przyzwyczaił. Reakcja byłaby inna gdyby powiedział to ktoś z rządu lub banku centralnego. Po publikacji znacznie większego od prognoz bilansu obrotów bieżących w strefie euro zaczął spadać. Widać było jednak, że rynek nie może się zdecydować, w którym kierunku ma pójść. Indeksy giełdowe lekko rosły, ale nie widać było zbytniego entuzjazmu.
W USA inwestorzy otrzymali we wtorek sporą porcję raportów kwartalnych spółek i danych makroekonomicznych i nie bardzo wiedzieli, jak je zinterpretować. Popatrzmy wpierw na raporty makroekonomiczne. Okazało się, że w lipcu indeks zaufania konsumentów, których nastroje bada Conference Board lekko wzrósł, a oczekiwano równie niewielkiego spadku. Podobno to wyższe płace i większa możliwość znalezienia pracy tak poprawiają nastroje. Ja jednak trochę w tę poprawę wątpię, kiedy widzę rosnące ceny paliw, bardzo słabo zachowujący się rynek akcji, coraz mniejszy przyrost miejsc pracy i coraz większe problemy na rynku nieruchomości. Gracze chyba takich rozważań nie prowadzili i potraktowali te dane poważnie.
Podobnie rzecz się miała z interpretacją raportu z rynku nieruchomości. Okazało się, że na rynku wtórnym w USA sprzedano w czerwcu o 1,3 proc. mniej domów, a prognoza mówiła o spadku o 2,5 proc. Tutaj też mówiło się, że dane są całkiem dobre, a wystarczyło raport przeczytać, żeby zobaczyć, że sytuacja się znacznie pogorszyła. Po pierwsze ilość niesprzedanych domów wzrosła w ciągu roku już o 39 procent i sięgnęła poziomu najwyższego od 9 lat. Po drugie mediana ceny wzrosła jedynie o 0,9 procenta w stosunku do zeszłego roku, co jest najsłabszym wzrostem od 11 lat. Dynamika wzrostu cen systematycznie spada od października zeszłego roku.
To wcale nie były dobre dane, ale zostały jako dobre potraktowane, a nie to się liczy na rynku, co jest prawdą, a jedynie subiektywny odbiór danego faktu. Rentowność obligacji wzrosła, a dolar się umocnił. Dziwnie zachowywał się w tych warunkach rynek surowców, bo cena ropy spadła (pomagając akcjom) tak jak powinna, wtedy, kiedy wzmacnia się dolara, ale złoto i miedź podrożały. Jeśli chodzi o miedź to pretekstem były problemy z wydobyciem w jednej z kopalń, ale tak naprawdę to rynek surowców, podobnie jak walutowy nie bardzo wie, co ma robić, a to w czasie letniego spowolnienia handlu owocuje dziwnymi i często nielogicznymi ruchami.
Rynek akcji też oczywiście potraktował dane makroekonomiczne jako dobre, a ponieważ teraz gracze boją się zarówno spowolnienia gospodarki jak i inflacji to taka interpretacja posiadaczom akcji musiała pomóc. Ze spółek nadeszły mieszane informacje. Bardzo zawiódł swoim raportem kwartalnym UPS. Rynek nie był też zadowolony z raportu 3 M, której kurs (mimo tego, że spółka niedawno ostrzegła, co powinno graczy przygotować) spadał o sześć procent. Przypominam, że 3 M uważana jest za amerykańską gospodarkę w pigułce, ale we wtorek niewiele się tym przejmowano. Rynek zadowolony był z raportów AT&T i McDonald’s. Przez długi czas niewielką przewagę miały niedźwiedzia, ale poniedziałkowa sesja na tyle podniosła morale byków, że bez specjalnego problemu udało się im zakończyć sesję zwyżką, a to daje szansę na przedłużenie wzrostu indeksów przynajmniej do przełomu miesiąca (window dressing).
Po sesji raporty kwartalne opublikowały między innymi Amazon.com, Sun Microsystems i Corning. Pierwsza i ostatnia sesja bardzo rozczarowały i kursy akcji po sesja spadały o odpowiednio o około 12 i 7 procent. Raport Sun Microsystems został przyjęty pozytywnie, ale kurs wzrósł tylko o jeden procent. Co prawda kontrakty na amerykańskie indeksy rano trzymały się blisko poziomu wtorkowego zamknięcia, ale jeśli nowe raporty i Beżowa Księga bykom nie pomogą to zapowiada się dzisiaj korekta.
Dzisiejsza publikacja przez niemiecki instytut Ifo swojego indeksu klimatu gospodarczego oczekiwana będzie przez inwestorów z lekkim niepokojem. Przypomnijmy, że w zeszłym tygodniu okazało się, iż indeks koniunktury niemieckiego instytut ZEW gwałtownie spadł, a co gorsze był to już kolejny, siódmy spadek tego wskaźnika. Dotychczas bardziej poważany przez rynki indeks Ifo nie potwierdzał pesymizmu emanującego z indeksu ZEW. Tym razem też prognoza mówi co prawda o spadku, ale bardzo niewielkim. Gdyby okazało się, że jest dużo gorzej to osłabiłoby euro i mogłoby trochę zaszkodzić akcjom. Dane zgodne lub lepsze od prognoz podziałyby odwrotnie.
Reakcja na rynku walutowym mogłaby się utrzymać nawet do 20.00, kiedy to w USA publikowana jest Beżowa Księga Fed (raport o stanie gospodarki). Wydaje się bardzo wątpliwe, żeby znalazło się w nim coś diametralnie różnego od tego, co mówił szef Fed i co zawierał protokół, z posiedzenia FOMC, ale przecież nigdy nie wiadomo, co gracze wyciągną z takiej publikacji, żeby użyć potem jako pretekstu do wywołania pożądanych zmian na rynku. Dlatego też godzina 20.00 będzie bardzo dla rynków istotna. Przedtem zobaczymy jeszcze, jaki jest stan zapasów ropy i paliw w USA, ale musiałby być niezwykle jednoznaczny, żeby wpłynął na cenę ropy, która nadal podtrzymywana jest przez czynniki sezonowe i geopolitykę (problem Iranu, nie Libanu). Wydaje się jednak, że na rynki akcji (szczególnie w USA) nadal największy wpływ będą miały raporty kwartalne spółek.