Na GPW we wtorek indeksy od rana kontynuowały spadek. Niedźwiedziom pomagały osuwające się indeksy na innych giełdach europejskich. Nadal najgorzej zachowywał się MWIG40. Tym razem sytuacja wyglądał naprawdę poważnie, bo WIG20 już po 20 minutach tracił 1,5 proc., a MWIG40 nawet ponad 2 procent. Dziwić mogło tylko to, że mocno traciły akcje sektora paliowego, mimo że cena ropy w USA zbliżała się do 75 USD. Od momentu osiągnięcia dna rynek pogrążył się w marazmie, a indeksy rysowały linię poziomą.
Próba odwrotu rozpoczęła się po publikacji lepszych od prognoz raportów kwartalnych amerykańskich spółek. Dane o amerykańskiej inflacji PPI ten proces zahamowały, ale po kolejnej porcji raportów indeksy ruszyły na północ naśladując swoim zachowaniem to, co działo się na innych rynkach europejskich. Szczególnie szybko odrabiał stracony teren MWIG40. Udało się temu indeksowi nie tylko obronić wsparcie na poziomie 5.200 pkt., ale również wyrysować świecę – młot, która bardzo często zapowiada zmianę trendu. Nie wiemy tylko jeszcze, czy to jest jedynie zapowiedź korekty spadków, czy wejście w nową falę wzrostową.
Po takim, neutralnym, ale z mocnym akcentem optymistycznym, zakończeniu sesji dzisiaj indeksy powinny rozpocząć sesję zwyżką. Problem jednak w tym, że światowe nastroje im na to prawie na pewno nie pozwolą. Raporty kwartalne, które po sesji opublikowały Intel i Yahoo oraz informacje Bear Stearns z pewnością doprowadzą do spadku indeksów na innych giełdach europejskich, a to musi pociągnąć w dół również nasz rynek. Bykom mogą pomagać dwa czynniki. Po pierwsze, jeśli kurs EUR/USD będzie nadal rósł tak jak to robił w nocy, to powinien podnieść cenę ropy i miedzi, co jest dla GPW korzystne. Poza tym momentem krytycznym sesji będzie 14.30, kiedy to w USA zostanie opublikowany raport o inflacji, ale musiałby być naprawdę bardzo korzystny dla posiadaczy akcji, żeby zmienić nastroje.
Posesyjne zagrożenie dla obozu byków
Wtorek indeksy na giełdach europejskich rozpoczęły sesję niewielkimi spadkami, które jednak z każdą godzina zwiększały się. Kurs EUR/USD, po piątkowej niewielkiej korekcie, znowu ruszył do ataku na poziom 1,38 USD. Najwyraźniej coraz gorsza sytuacja panująca na rynku ryzykownych kredytów hipotecznych nadal osłabiała dolara i szkodziła akcjom. Ten test jednak zakończył się niepowodzeniem.
Sytuację na rynkach nieznacznie pogorszyła publikacja danych z Niemiec. W lipcu indeks koniunktury niemieckiego instytutu ZEW spadł z 20,3 do 10,4 pkt. (oczekiwano delikatnego osunięcia do 19 pkt.). Analitycy i menedżerowie badani przez ten instytut bardzo się w zeszłym roku mylili wieszcząc znaczne pogorszenie sytuacji w 2007 roku, co znacznie obniżyło rangę tej publikacji, ale chwilowy spadek indeksów i szybkie obniżenie kursu EUR/USD dały się zaobserwować. Indeksy ruszyły na północ przed publikacją danych z USA, a po publikacji raportów kwartalnych amerykańskich spółek. Sesja zakończyła się jednak niedużymi spadkami indeksów.
Przebieg wtorkowej sesji w USA potwierdził, że amerykańscy gracze są coraz mniej obawiają się o rozwój sytuacji. A powinni byli trochę się niektórymi sygnałami zaniepokoić. Spójrzmy wpierw na raporty makroekonomiczne. Dane o inflacji były niejednoznaczne. Okazało się, że inflacja w cenach produkcji (PPI) nieoczekiwanie spadła (miesiąc do miesiąca) o 0,2 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,1 proc.), ale inflacja bazowa PPI (baczniej obserwowana) wzrosła o 0,3 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,2 proc.). Spadek głównej miary PPI wynika z dużego spadku cen żywności (efekt lata), a wzrost bazowej PPI ze zwyżki cen w sektorze motoryzacyjnym. Najważniejsze jest jednak, że Fed zwraca uwagę przede wszystkim na inflację w cenach konsumenta (CPI), więc po tak niejednoznacznych danych nie można było oczekiwać mocniejszej reakcji rynków. W komentarzach jednak uparcie podkreśla się, że inflacja spadła – tak jakby chciano zaczarować rzeczywistość.
Pozostałe dane były dosyć jednoznaczne. W maju przepływ kapitałów do USA był wyższy od oczekiwań (105,9 vs, 90 mld USD). Napływ kapitałów ustanowił rekord, bo kupowano akcje spółek i obligacje firm. Przy okazji jednak warto wspomnieć, że drugi miesiąc z rzędu Chiny sprzedawały obligacje amerykańskie ze swoich rezerw. To źle wróży amerykańskiej walucie, bo, kiedy nastanie korekta na rynku akcji, a Chińczycy będą nadal sprzedawali to dolar bardzo ucierpi. Poza tym produkcja przemysłowa i wykorzystanie potencjału produkcyjnego wzrosło w czerwcu nieco mocniej niż oczekiwano. Problem jednak w tym, że publikacja tych raportów od dawien dawna nie ma wpływu na zachowanie rynków.
Całkowicie zlekceważony został raport stowarzyszenia budowniczych domów (NAHB). Indeks rynku nieruchomości spadł z poziomu 28 do 24 pkt. (najniżej od 1991 roku). Oficjalnie oczekiwano, że pozostanie bez zmian, ale rynek i tak wiedział swoje. Skoro wszyscy mówią, że sytuacja na rynku nieruchomości jest zła to, spadek indeksu nikogo nie zdziwił. Jednak w normalnym, nie skrajnie euforycznym nastroju, zostałby przyjęty z niepokojem, a we wtorek wręcz przeciwnie – to po publikacji tego raportu indeksy naprawdę ruszyły na północ.
Po tych raportach rynek walutowy zamarł w marazmie, a kurs EUR/USD prawie się nie zmienił. Było to bardzo racjonalne zachowanie. Wzrosła nieznacznie rentowność obligacji, ale był to wzrost tak mały, że właściwie bez znaczenia. Dziwnie zachowała się cena ropy. Do godziny 16.00 rosła atakując poziom 75 USD za baryłkę, ale potem rozpoczęła się realizacja zysków, która doprowadziła cenę do poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Nieznacznie spadła cena kontraktów na miedź i równie nieznacznie zdrożało złoto.
Jeśli chodzi o rynek akcji to teoretycznie można powiedzieć, że nie ma nic dziwnego w tym, że indeksy rosły, skoro spółki publikowały lepsze od prognoz wyniki. Przed sesją raporty kwartalne opublikowały Coca Cola, Merrill Lynch oraz Johnson& Johnson. Coca Cola i Johnson& Johnson miały wyniki nieznacznie lepsze od oczekiwań, a Merrill Lynch znacznie lepsze. Problem jednak w tym, że prognozy są bardzo zniżone, a kursy akcji tych trzech spółek… spadały. Merrill Lynch zasygnalizował, że widzi nadal problem rynku kredytów hipotecznych, a Johnson& Johnson, mimo opublikowania dobrych wyników, nie podniósł prognozy na cały rok. Generalnie widać było, że spadek cen jest prostą realizacją zysków zgodnie z zasadą „kupuj pogłoski sprzedawaj fakty”.
Niczego to jednak graczy nie nauczyło, bo przed publikacją raportów kwartalnych rosły ceny akcji Intela I Yahoo. Indeksowi DJIA pomagał wzrost kursu American Express (wynik podniesienia rekomendacji przez Goldman Sachs). Poza tym indeksowi NASDAQ pomagał wzrost ceny akcji Novellus, który w poniedziałek po sesji opublikował bardzo dobre wyniki. Spadały jednak ceny w sektorze paliwowym po tym jak na rynku ropy zapanowała korekta. Jak widać powodów do wzrostów cen akcji praktycznie nie było. Można nawet dopatrzyć się impulsów podażowych. Indeks NASDAQ jednak całkiem wyraźnie wzrósł, chociaż DJIA zawrócił znad poziom 14.000 pkt. (opór wyłącznie psychologiczny), a S&P 500 zamknął sesję neutralnie. Hossa nadal kierowana jest jedynie mechaniką rynku, wypalaniem się procesu zamykania krótkich pozycji i niczym więcej. Takie wzrosty mogą oczywiście jeszcze być kontynuowane, ale ryzyko inwestycyjne rośnie niezwykle szybko.
Po sesji reakcja na raporty kwartalne, które opublikowały Intel i Yahoo była negatywna. Intel opublikował zysk zgodny z prognozami, a przychody miał nawet wyższe od oczekiwań. Tyle tylko, że marże nieco spadły. To wystarczyło, żeby cena akcji w handlu posesyjnym spadła o 4,9 proc. To znowu ten sam casusu obserwowany podczas wtorkowej sesji – realizacja zysków. Gdyby tylko Intel tracił to nie należałoby się tym przejmować, bo jedna, nawet duża spółka rzadko zmienia nastroje. Jednak gorsze od oczekiwań wyniki opublikował Yahoo (po sesji kurs spadł o 4,1 proc.), a Bear Stearns poinformował, że jeden z jego funduszy hedżingowych (handlował instrumentami opartymi na ryzykownych kredytach hipotecznych) nie wypłaci klientom żadnych pieniędzy. Gdyby to działo się w Polsce to już widzę jak media ekscytowałyby się twierdząc, że firma oszukała klientów. Cena akcji spółek spadła o 3,6 proc., ale, co bardziej istotne, ta informacja doprowadziła do przełamanie przez kurs EUR/USD poziomu 1,38 USD (w momencie pisania 1,3828), bo gracze uciekali od dolara w obawie o dalsze reperkusje sytuacji na rynku kredytów hipotecznych. Dane makro i wypowiedzi szefa Fed musiałyby być wprost niezwykle korzystne dla rynku, żeby zmienić te nastroje.
Środa jest na rynkach finansowym dniem pełnym ważnych wydarzeń. Poranna publikacja protokołu z ostatniego posiedzenia Banku Anglii oraz bilansu handlu zagranicznego strefy euro nie będzie miała większego znaczenia, bo wszyscy uczestnicy rynku będą czekali na raporty z USA oraz na popołudniowe półroczne zeznanie Bena Bernanke, szefa Fed przed Kongresem.
Godzinę przed rozpoczęciem sesji zostaną opublikowane raporty z rynku nieruchomości (czerwcowe zezwolenia na budowy domów i rozpoczęte budowy domów) oraz o inflacji w cenach konsumenta (CPI). Najważniejsze będą dane o CPI, a szczególnie jej składnik bazowy. Tę właśnie miarę inflacji bierze Fed pod uwagę przy podejmowaniu decyzji. Jeśli inflacja (bazowa CPI) będzie wyższa od oczekiwań to dolar zyska, a akcje powinny stracić. Niska dynamika wzrostu inflacji podziała odwrotnie i wtedy wzrośnie znaczenie publikowanych przez spółki raportów makroekonomicznych. Dane z rynku nieruchomości nie zaszkodzą, a mogą nawet pomóc posiadaczom akcji. Wszyscy wiedzą, że sytuacja jest bardzo trudna, wiec bardzo słabe dane nikogo nie zdziwią. Wzrośnie nadzieja na cięcie stóp, a to może nawet pomagać bykom. Dane nieznacznie tylko lepsze od oczekiwań bardzo temu obozowi pomoże.
Pół godziny po rozpoczęciu sesji w USA pojawi się w Kongresie Ben Bernanke. Będzie mówił o stanie gospodarki i polityce monetarnej i będzie miał wystarczająco dużo czasu, żeby dokładnie przedstawić swoje poglądy. Wszyscy czekają na to dwudniowe wystąpienie (jego treść przed Senatem i Izbą Reprezentantów jest taka sama, ale pytania potem oczywiście inne). Wydaje się, że szef Fed może tylko pomóc akcjom, bo co innego może powiedzieć oprócz tego, że gospodarka się rozwija, a presja inflacyjna nadal niepokoi, ale powinna słabnąć? W każdym razie takie wystąpienie zawsze może doprowadzić do nagłych ruchów kursów i cen, bo nie wiadomo, co sobie gracze z niego wybiorą.
