W opublikowanym na stronach internetowych Ministerstwa Finansów dokumencie, czytamy że pierwotnie planowana data przyjęcia wspólnej waluty zostanie przesunięta.
Powód? Zbyt duży niepokój na rynkach finansowych i zbyt duże wahania kursowe złotego. Z datą 1 stycznia 2012 roku jako terminem wejścia do euro będziemy mogli się definitywne pożegnać, jeśli do końca roku Polsce nie uda się wejść do ERM2 – poczekalni, w której obowiązuje usztywniony kurs złotego. Wahania kursu narodowej waluty w tej strefie nie powinny przekraczać plus minus 15 proc.
Spełnienie tych warunków w tym roku, według Piotra Kuczyńskiego, głównego analityka firmy Xelion, jest mało prawdopodobne. – Ustabilizowanie kursu euro, jeśli w ogóle do niego dojdzie, musi zająć co najmniej kilka miesięcy – podkreśla Kuczyński.
Rządowy dokument nie precyzuje nowego terminu wejścia do euro. Eksperci mówią jednak, że na wspólną walutę przyjdzie nam długo poczekać. Zdaniem Marka Rogalskiego, analityka walutowego DM BOŚ, realną datą przyjęcia euro w Polsce jest 2014 lub 2015 rok. – Sztywne trzymanie się daty 2012 przy obecnej sytuacji na rynkach finansowych nie jest wskazane – mówi Rogalski.
Optymalny kurs naszej waluty przed wejściem do ERM2, czyli na ok. 2 lata przed wejściem do euro, powinien bowiem znaleźć się w przedziale 3,70-4,1 zł za 1 euro. Do tego na jednak jeszcze daleko, bo wczoraj za euro płacono już blisko 4 zł i 60 groszy. Co będzie, jeśli w tym roku nie wejdziemy do ERM2? Notowania naszej waluty nadal będzie cechować duża zmienność. To z pewnością nie jest na rękę kredytobiorcom spłacającym kredyty walutowe, bo płacone przez nich raty z powodu słabości złotego są coraz wyższe. Cieszyć mogą się za to eksporterzy – przy obecnych notowaniach euro opłaca się im wysyłać towary za granicę.
Ale brak stabilności na rynku finansowym, to niejedyny powód przesunięcia wejścia do strefy euro.
Rząd przyznał też, że aby wprowadzić euro, potrzebna jest zmiana konstytucji. Obecnie w naszej ustawie zasadniczej jest zapisane, że nasza waluta to polski złoty. Do tej pory politycy PiS nie zgadzali się na korektę tego zapisu. PO wpadła więc na pomysł, że najpierw Polska wejdzie do ERM2, a później zmienimy konstytucję. Teraz wycofuje się z tego.
Resort finansów twierdzi teraz, że „wzrost niepewności co do spełnienia wszystkich kryteriów członkostwa w strefie euro mógłby doprowadzić do zaburzenia na polskim rynku walutowym„. Chodzi tu przede wszystkim o kolejne ataki spekulacyjne w celu gwałtownego osłabienia bądź umocnienia złotego w sytuacji, gdy konstytucja nie jest zmieniona. Ale notowania naszej waluty i treść ustawy zasadniczej to nie jedyne zmartwienie Ministerstwa Finansów.
Nawet gdybyśmy weszli do strefy ERM2, na drodze do wspólnej waluty mógłby stanąć kiepski stan finansów państwa. Aby wejść do strefy euro, deficyt publiczny nie może być większy niż 3 proc. PKB. Tymczasem w ubiegłym roku sięgnął on 3,9 proc., a w tym ma przekroczyć 4,6 proc. PKB.
Polska może mieć też kłopot z wypełnieniem tzw. kryterium inflacyjnego wejścia w euro.
Zgodnie z nim inflacja w kraju przyjmowanym do unii walutowej nie może być wyższa niż 1,5 pkt proc. od inflacji w krajach o najniższym poziomie tego wskaźnika w Unii. W praktyce więc inflacja w Polsce nie powinna przekraczać 2 proc., co może być trudne do osiągnięcia.
Tomasz Dominiak