W tym pierwszym przypadku zapłacą za to osoby, które spłacają kredyty hipoteczne w walutach obcych. W drugim inwestorzy giełdowi, którzy praktycznie stracili już całą nadzieję na szybką poprawę sytuacji.
Wczoraj za jednego franka szwajcarskiego trzeba już było zapłacić na rynku walutowym nawet 3,09 zł. Dolar kosztował 3,55 zł, a euro 4,58 zł. Oznacza to, że wystarczył jeden dzień, by złoty stracił na wartości aż 3 proc. Razem z polską walutą traciły wczoraj również waluty krajów naszego regionu. Węgierski forint przebił już granicę 300 forintów za euro. Tak tanie waluty w całym naszym regionie nie były od pięciu lat. Od swoich maksimów z końca lipca ubiegłego roku złoty stracił do franka aż ponad 50 proc., a do dolara 75 proc.!
To odbija się przede wszystkim na kredytobiorcach. Jak wynika z wyliczeń firmy doradczej Finamo, osoba, która zaciągnęła 300 tys. zł kredytu hipotecznego na 30 lat we frankach szwajcarskich w styczniu ubiegłego roku, płaci dzisiaj ratę w wysokości 1560 zł.
Tymczasem jeszcze w listopadzie ubiegłego roku była ona o 170 zł niższa. A przypomnijmy, że przecież w tym samym okresie stopy procentowe w Szwajcarii wyraźnie spadały, co wpłynęło na zmniejszenie oprocentowania takiego kredytu z ponad 4 proc. do niespełna 2 proc. Gdyby więc nie gwałtowne osłabienie złotego, miesięczne raty nie tylko by nie wzrosły, ale wręcz spadły o co najmniej kilkadziesiąt złotych.
Gwałtowny spadek wartości złotego niesie ze sobą jeszcze jeden dość poważny problem dla kredytobiorców. Znacznie rośnie bowiem sama wartość zaciągniętych przez nich zobowiązań. To praktycznie uniemożliwia im przewalutowanie teraz kredytu na złote. Bowiem biorąc kredyt na 300 tys. zł w styczniu ubiegłego roku, bank wypłacił go klientowi po kursie około 2,11 zł (uwzględniając to, że banki zaniżają kurs wypłaty kredytu). Oznacza to, że klient pożyczył 142 tys. franków. Teraz wartość zadłużenia wzrosła do 439 tys. zł.
– Gdyby więc klient chciał teraz przewalutować swój kredyt hipoteczny z franków szwajcarskich na złote, musiałby zaakceptować prawie 140 tys. zł straty – podkreśla Paweł Majtkowski, główny analityk Finamo. – Dlatego taki krok wydaje się w tej chwili kompletnie nieracjonalny. Kredytobiorcy pozostaje więc zacisnąć zęby i spłacać wyższe raty – uważa.
Tym bardziej że wiele wskazuje na to, że polska waluta jest już w okolicach swojego dna. – To, co teraz obserwujemy, stanowi już apogeum słabości złotego – uważa Marek Rogalski, niezależny analityk walutowy. – Nie wynika ono już z kolejnych fatalnych danych o stanie naszej gospodarki, a z czystej spekulacji na walucie. Dlatego w najbliższych dniach spodziewam się odreagowania – podkreśla Marek Rogalski.
Najmniejszych powodów do optymizmu nie mają za to w tej chwili inwestorzy giełdowi, którzy liczyli na to, że w nowym roku warszawska giełda odbije się od dna. Tymczasem wczoraj już drugi dzień z rzędu najważniejszy indeks naszego parkietu notował ponad 4-proc. stratę. A co gorsza, znalazł się już na niższym poziomie niż w październiku ubiegłego roku, gdy osiągnęliśmy dno trwającej już ponad rok bessy. Przypomnijmy, że wówczas światem finansowym wstrząsnęły informacje o upadku banku Lehman Brothers czy poważnych kłopotach ubezpieczyciela AIG.
– Giełda spada, bo inwestorzy coraz mocniej przekonują się o tym, że polska gospodarka i nasze firmy bardzo mocno odczują kryzys – mówi Grzegorz Mielcarek, doradca inwestycyjny z Investors TFI. – Codziennie słyszymy o poważnych problemach kolejnych firm z opcjami, z tego samego powodu spadają też notowania banków, brakuje inwestorów gotowych do kupowania akcji – wylicza. Jego zdaniem taka sytuacja potrwa do momentu, w którym dane gospodarcze przekonają inwestorów, że mamy szansę wyjść z kryzysu obronną ręką. A na razie nam do tego daleko.
Łukasz Pałka