Na rynku walutowym za dolara trzeba było zapłacić 3,77 zł, za euro 4,75 zł, a za franka szwajcarskiego nawet 3,21 zł. Po południu złoty przestał tracić, ale sytuacja wciąż jest niezwykle nerwowa.
– Inwestorzy przede wszystkim źle odebrali efekty szczytu w Brukseli – uważa Grzegorz Mielcarek, doradca inwestycyjny z Investors TFI. – Cała Europa Środkowo-Wschodnia jest teraz postrzegana jako bankrut i Polska na tym mocno cierpi – dodaje. Podobnego zdania jest Roman Przasnyski, analityk spółki Gold Finance. – Nasza waluta, zupełnie niezasłużenie, obrywa rykoszetem – mówi.
Dlatego sytuacja wokół złotego może w tym tygodniu wyglądać dość niekorzystnie. – Niewykluczone, że znów będziemy testować poziom 4 zł za dolara – przewiduje Grzegorz Mielcarek.
Fatalne nastroje panowały wczoraj przed południem zarówno na warszawskiej giełdzie, jak i na europejskich parkietach. Giełdy zarówno w Polsce, jak i w Niemczech czy Wielkiej Brytanii otworzyły się z ponad 2-proc. stratą. I o ile na Zachodzie sytuacja w ciągu dnia nie uległa znaczącym zmianom, to w Polsce indeksy się podniosły. W rezultacie indeks największych spółek WIG20 zakończył sesję na niewielkim plusie, wynoszącym +0,57 proc. Powodem poprawy sytuacji były dane GUS-u o PKB w Polsce za czwarty kwartał. Wzrost gospodarki o 2,9 proc. oznacza, że nasz kraj jest w znacznie lepszej sytuacji niż nasi sąsiedzi z Europy Środkowo-Wschodniej.
Duży niepokój budzą tymczasem coraz bardziej wyniki giełdowych spółek w całej Europie, głównie z branży finansowej. Okazało się, że brytyjski bank HSBC będzie potrzebował pozyskać ponad 12 mld funtów nowych kapitałów. Z problemami zmaga się także niemiecki Commerzbank i francuski BNP Paribas.
Fatalnie wygląda sytuacja sektora nieruchomości, który mocno odczuwa spadek cen domów. Tylko w Wielkiej Brytanii aż 5 mln osób może mieć zobowiązania kredytowe wyższe od wartości ich domów.
Łukasz Pałka