Nieoczekiwanie silny wzrost liczby nowych etatów w USA w piątek wprawił inwestorów na całym świecie w doskonałe humory. WIG20 odbił się od bariery 2400 pkt jak piłka od ściany.
Większość inwestorów w Europie będzie dobrze wspominać miniony tydzień – cztery kolejne wzrostowe sesje zakończone mocnym akcentem w piątek. Również notowania w USA zaczęły się z wysokiego C, a Wall Street ma szanse zakończyć wzrostem piąty tydzień z kolei.
Przyczyną niekończącego się karnawału na rynkach ponownie są dane makroekonomiczne – tym razem dotyczą one USA (w środę powiem optymizmu miał źródło w europejskich odczytach PMI). Liczba nowych etatów w gospodarce amerykańskiej wzrosła o 243 tys., podczas gdy ekonomiści (średnia z ankiety Bloomberga) oczekiwali 140 tys., zaś największy optymista miał nadzieję na 225 tys. miejsc pracy. Reakcja rynków europejskich była natychmiastowa, ceny akcji i indeksy przesunęły się w jednej chwili niemal pionowo w górę, Wall Street wystartowała od zwyżek. Nieco później – o 16:00 – pojawiły się kolejne doskonałe informacje. Indeks ISM dla sektora usług w USA wzrósł z 53 do 56,8, co wskazuje na silne ożywienie sektora dającego obecnie większość zatrudnienia i trzy czwarte PKB w Stanach. Po tych informacjach S&P zyskiwał 1,3 proc., DAX 1,5 proc., a WIG20… 0,2 proc., choć wcześniej (po danych z rynku pracy w USA) skala zwyżki w Warszawie także przekraczała 1 proc.
Czy można wskazać lokalną przyczynę słabości naszego rynku? Pomocny może okazać się wykres – WIG20 zbliżył się do linii, a właściwie nawet się z nią zderzył, łączące szczyty z końcówki sierpnia i października – ta linia jest zarazem ograniczeniem trendu bocznego, w jakim znajduje się indeks naszych blue chips już od pół roku. Mimo doskonałych informacji z USA, które mogą wręcz świadczyć o zażegnaniu widma spowolnienia amerykańskiej gospodarki i sukcesie metody Fed w walce z recesją, WIG20 nie zdołał przebić się przez tę barierę, ponieważ jego rajd trwa już zbyt długo i w inwestorach narasta pokusa realizacji zysków przy tak wysokich poziomach. Indeks rośnie od siedemnastu sesji, w czasie których zdarzyły się tylko dwie spadkowe, które zabrały łącznie… 0,5 proc. wartości. Od dołka z 11 stycznia WIG20 wzrósł o 13 proc. właściwie bez żadnej korekty, wskutek czego wskaźniki techniczne weszły w obszar wykupienia rynku. Bez dodatkowego kapitału trudno liczyć na dalsze zwyżki i pokonanie z marszu ważnego, wielomiesięcznego oporu. Kupujący muszą nieco odpocząć po forsownym marszu i jest bardzo możliwe, że wkrótce to samo zdanie będzie dotyczyło także indeksów giełd zachodnich. Pokusa realizacji zysków z kilkutygodniowego rajdu jest do tego bardzo dobrym powodem, żadne inne preteksty nie są niezbędne.
Źródło: Open Finance