Obok Brukseli, to jedna z dwóch siedzib Parlamentu Europejskiego. Nad miastem wznosi się budynek w kształcie przeszklonej, nowoczesnej Wieży Babel. Ci, którzy obradują tam raz w miesiącu, skutecznie dezorganizują normalne życie mieszkańców. Tyle że bez tej parlamentarnej turystyki miasto mogłoby znacznie ucierpieć – mówi będąca ponownie gościem Bankier.pl europosłanka Lidia Geringer de Oedenberg.
Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Witam ponownie. Dziś rozmawiamy o Strasburgu, mając jeszcze w pamięci odcinek o Brukseli jako drugiej siedzibie Parlamentu Europejskiego i Pani drugim miejscu zamieszkania. Gdzie spędza Pani więcej czasu?
Lidia Geringer de Oedenberg: W każdym miesiącu trzy tygodnie jestem w Brukseli, jeden w Strasburgu. Na niektóre weekendy wracam do Polski. W Brukseli pracujemy w Komisjach Parlamentu i w grupach politycznych – przygotowując dokumenty, które są następnie poddawane pod głosowania na sesjach plenarnych w Strasburgu. Przez tydzień w miesiącu tam właśnie „bije serce unijnej demokracji”. Gdy jednak istnieje potrzeba dodatkowych głosowań czy debat, organizowane są tzw. „demi-session”, czyli skrócone do dwóch dni sesje plenarne… w Brukseli. Trochę to skomplikowane, ale mówiąc ogólnie w Strasburgu podejmowane są decyzje, które z reguły negocjuje się wcześniej w Brukseli.
I na te sesje, podobnie jak Pani, między Brukselą a Strasburgiem podróżują całe zastępy europarlamentarzystów. Czy to drugie miasto nie zatraciło jeszcze swojej tożsamości z racji nieustannego unijnego zamieszania?
Budynki Parlamentu Europejskiego, a także instytucji europejskich, tj. Rady Europy i Europejskiego Trybunału Praw Człowieka znajdują się na obrzeżach Strasburga, mimo to comiesięczne pojawienie się paru tysięcy osób dezorganizuje normalne życie mieszkańców. Podczas sesji praktycznie nie ma szans na taksówkę, stolik w restauracji bez wcześniejszej rezerwacji czy na znalezienie wolnego pokoju w hotelu. Przez pierwszy rok mojej pracy nie udawało mi się znaleźć żadnego lokum w mieście, mieszkałam 25 km od Strasburga. Teraz rezerwuję pokój z rocznym wyprzedzeniem.
Od sześciu lat zatrzymuję się w tym samym hotelu w uroczej zabytkowej dzielnicy Petite France. Mam nawet od dwóch lat ten sam pokój, co stwarza mi namiastkę domu. Większość swoich rzeczy pozostawiam (spakowanych) w hotelu lub w moim biurze. Kosmetyki, kostiumy, buty – mieszkają już tam na stałe.
Stolica Alzacji jest przy Brukseli stosunkowo niewielka – nieco ponad 200 tys. mieszkańców, ma też zupełnie inny charakter. To kameralne miasto z absolutnie bajkową starówką, setką mostów udekorowanych kwiatami, czyste i dobrze skomunikowane. Z ulgą oddychamy w nim po notorycznych brukselskich korkach.
Pracuje się tam Pani lepiej, niż w Brukseli?
Nasza bieżąca praca jest lepiej zorganizowana, przez co z pewnością bardziej wydajna tam, gdzie mamy dostęp do kompletu materiałów, a także tam, o czym się często zapomina, dokąd łatwiej i szybciej można się dostać – czyli w Brukseli. Strasburg ma tylko kilka bezpośrednich połączeń lotniczych: z Brukselą, Paryżem, Pragą, Amsterdamem, Lizboną i Madrytem. To stanowczo za mało jak na „stolicę Europy”. W moim przypadku lecę z Wrocławia z przesiadką w Monachium do Bazylei, po czym mam jeszcze 120 km do pokonania samochodem. Zajmuje to od 6 do 8 godzin – jeśli nie ma opóźnień.
Wychodząc w poniedziałek rano z domu we Wrocławiu ledwo zdążam na posiedzenie Prezydium Parlamentu, które zaczyna się o 18:30. Gdy mam w Strasburgu wcześniejsze spotkania, decyduję się na lot w przeddzień do Brukseli (także z przesiadką we Frankfurcie lub Monachium), po czym następnego dnia lecę już bezpośrednio do Strasburga.
Na potrzeby unijnych polityków w mieście wniesiono budynek… wzorowany na Wieżę Babel. Fascynujący, ale kompletnie niepraktyczny – tak mówią o francuskiej siedzibie Parlamentu. Mają rację?
Wieża Louise Weiss zlokalizowana jest kompleksie tzw. nowego parlamentu, została oddana do użytku 1999 roku wraz z budynkiem Hemicycle z gigantyczną salą plenarną. Pozostałe budynki, starsze, położone są na drugim brzegu rzeki Ill, nad którą przebiega wewnętrzna kładka – mostek pozwalający na szybszą komunikację. Nowy kompleks jest imponujący, przeszklona nieregularna bryła dumnie przegląda się w rzece. Ogromny dziedziniec emanuje potęgą. Wnętrza nowych budynków oddziela pięciopiętrowy „kanion” z lianami i filodendronami, pnącymi się po kilkanaście metrów w stronę szklanego dachu. Rozrzucone gdzieniegdzie nad tą zieloną przestrzenią mostki pozwalają na komunikację. W górę i w dół mkną szklane windy… Podziwiam te budynki jako dzieło sztuki, niestety, niespecjalnie użytkowej.
Przestrzenie do pokonania są bardzo czasochłonne. Czasami 15 minut to mało, by się przemieścić z jednego miejsca spotkania do kolejnego. Jest stanowczo za mało wind, a mostki – przejścia koło sali plenarnej są bardzo wąskie, w tych „gardłach” robi się straszny tłok, gdy prawie tysiąc osób jednocześnie wychodzi z sali plenarnej i kieruje się do dwóch zaledwie kładek, by przejść na przykład do biur w wieży.
Skąd zatem pomysł na realizację takiego projektu architektonicznego?
Połączenie stali, szkła, roślin, rzeki odzwierciedla także pewne założenia polityczne – transparencję, otwartość; połączenie różnych materiałów jest niczym różnorodność w Europie, do tego bliskość natury, na wielu schodkowych tarasach rosną drzewa… Budynki najwyraźniej zachwyciły nowoczesnością i oryginalnością ówczesnych decydentów. Do dzisiaj zresztą robią na wszystkich odwiedzających Parlament ogromne wrażenie.
Można, nie będąc pracownikiem PE, zwiedzać wieżę Louise Weiss?
Parlament w Strasburgu, jak już wspomniałam, jest „czynny” tylko jeden tydzień w miesiącu. Wtedy też jest otwarty dla zwiedzających, przybywających na zaproszenie europosłów lub w zorganizowanych grupach, mających wcześniejsze zezwolenie wejścia. Goście mogą się przysłuchiwać z galerii obradom. Chcąc indywidualnie zwiedzić Parlament, trzeba się zarejestrować na stronie http://www.europarl.europa.eu/visiting/pl/strasbourg.html. Ponadto raz do roku, z okazji Dnia Europy 8-9 maja Parlament Europejski organizuje dni otwarte, podczas których można zwiedzić zarówno siedzibę w Brukseli, jak i Strasburgu. Dla tych, których nie odstraszają gigantyczne kolejki (dni otwarte cieszą się wielkim powodzeniem) przewidziano liczne atrakcje.
Co, prócz tej niecodziennej architektury, odkryła Pani z zaskoczeniem w Strasburgu?
Strasburg to miasto, które w harmonijny sposób połączyło w swojej architekturze wpływy niemieckie i francuskie. Alzacja była zawsze terenem „gorącego” pogranicza między tymi dwoma krajami i często zmieniała swoją przynależność państwową. Zauroczyły mnie przede wszystkim zabytkowe kamieniczki o szachulcowej konstrukcji przeglądające się w licznych kanałach i wodach rzeki Ill, nad którymi góruje strzelista katedra. Ta najstarsza część nie bez przyczyny została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
W centrum Strasburga można podziwiać też przepiękną dziewiętnastowieczną, pełną bogatych motywów dekoracyjnych architekturę. Jest również wiele udanych nowoczesnych gmachów, jak choćby siedziba telewizji ARTE czy budynki instytucji europejskich. W stolicy Alzacji odbywa się także coroczny największy Targ Bożonarodzeniowy, przyciągający tysiące turystów – to bezsprzecznie ekscytujące miejsce…
Co szczególnie rekomendowałaby Pani turystom? I czy to w ogóle jest miasto, które warto odwiedzić, jeśli nie ma się wiele wspólnego ze strukturami Unii?
Z pewnością poleciłabym zwiedzane miasta z pokładu statku turystycznego, który przez blisko półtorej godziny lawiruje po kanałach rzeki Ill. Miasto żyje wokół wody, zwrócone ku rzece są piękne bulwary, zabytkowe pałace, restauracje, aż po budynek Rady Europy (gdzie odbywały się obrady europarlamentarzystów zanim wybudowano „wieżę Babel”), Europejski Trybunał Praw Człowieka (zwany „domem bez kantów”), przeszkloną siedzibę telewizji Arte i oczywiście Parlament Europejski. Polecam wyborną kawę na Starym Mieście z widokiem na gotycki cud architektury, czyli katedrę Notre-Dame. Koniecznie też trzeba się zaopatrzyć się w alzackie przysmaki: pasztet strasburski, wędliny, sery i wino.
Pewnie warto by też rekomendować zabranie wypchanego portfela? Goszczenie u siebie co miesiąc tylu polityków i urzędników musi windować ceny.
I tu Panią zaskoczę – noclegi w niezłym trzygwiazdkowym hotelu położonym około 30 km od centrum miasta są tańsze niż w hotelu analogicznej klasy poza ścisłym centrum Brukseli. Oczywiście te w centrum Strasburga, zwłaszcza położone w pobliżu dzielnicy europejskiej są drogie, ale zainteresowani zwiedzaniem stolicy Alzacji nie muszą lękać się „astronomicznych cen” poza tygodniami sesyjnymi, wtedy bowiem obowiązuje zupełnie inny cennik. Ponieważ Strasburg leży praktycznie na granicy francusko-niemieckiej, część turystów szuka zakwaterowania po drugiej stronie Renu – gdzie jest o połowę taniej…
Mimo to, władze miasta podkreślają, że lokalna gospodarka opiera się nie na turystyce, ale przede wszystkim na usługach medycznych. Tę specjalizację widać gołym okiem?
Myślę, że już bez „turystyki parlamentarnej” Strasburg bardzo by ucierpiał. Tysiące osób przybywających na sesję plenarną każdego miesiąca zostawia tu pokaźne sumy. Miasto promuje się, co prawda jako tanie dla… nabywców nieruchomości (najtańszy mkw. w metropoliach Francji), przyjazne naturze (zielone przestrzenie są tu w każdym możliwym miejscu, np. trawa na torach tramwajowych), dobrze skomunikowane – podróż z Paryża szybkim pociągiem trwa tylko nieco ponad 2 godziny (dodam też, że na tej trasie został pobity rekord szybkości – 574,8 km/h). Co do usług medycznych – korzystałam z nich do tej pory tylko raz, ale z bardzo dobrym dla mnie rezultatem, a leczył mnie… polski lekarz.
Rok temu podkreślała Pani, że praca unijnych polityków w rozkroku pomiędzy dwoma krajami i dwoma miastami to czysto nieekonomiczne rozwiązanie. Widzi Pani dziś większą szansę na zamianę kilku miejsc pracy Parlamentu w jedno?
Wielu posłów podnosi temat oszczędności w czasach kryzysu – a wiadomo, że przenoszenie pracy Parlamentu Europejskiego na jeden tydzień w miesiącu do Strasburga jest bardzo kosztowane. Ale „lobby francuskie” jest silne i powołuje się na zapisy Traktatów określające, że siedzibą Parlamentu Europejskiego jest Strasburg i tam ma się odbywać 12 sesji plenarnych w roku. Jednak są już poddawane pod głosowanie rewolucyjne pomysły, które mają na celu ograniczenie liczby podróży do Strasburga. O jednej z takich propozycji autorstwa brytyjskiego deputowanego Ashleya Foxa pisałam obszernie na moim blogu. Sprawa zresztą trafiła do Trybunału Sprawiedliwości na wniosek Francji, która moim zdaniem nigdy nie pozwoli na ograniczenie czasu trwania sesji w Strasburgu, póki jest wymóg jednomyślności w Radze Unii Europejskiej – słabo widzę powodzenie tej inicjatywy, ale pożyjemy – zobaczymy.
Źródło: Bankier.pl