W USA gracze czekali w piątek na doskonałe dane makro. Oficjalny, miesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy okazał się jednak być fatalny. Prognozy były niskie, ale apetyty rozbudzone zostały przez czwartkowy, niezwykle optymistyczny, raport ADP.
Rzeczywistość okazała się być zupełnie inna. Zatrudnienie ogółem wzrosło jedynie o 18 tysięcy (oczekiwano 105 tys.), a zatrudnienie w sektorze prywatnym wzrosło o 57 tys. (przypominam, że ADP twierdziło w czwartek, iż wzrosło o 157 tys.). Stopa bezrobocia miała pozostać na poziomi 9,1 proc., a tymczasem wzrosła do 9,2 proc.
Na rynku walutowym nastroje zmieniały się jak w kalejdoskopie, ale w końcu kurs EUR/USD mocno stracił. Powodem były obawy o stan banków europejskich i zawirowania we Włoszech. Europejskie banki, które nie przejdą testów wysiłkowych, będą musiały najpóźniej do końca września przedstawić plan podwyższenia kapitałów. Zagrożone banki dostaną tylko 3 miesiące na podniesienie kapitałów. Włoskiemu długowi szkodziły też zawirowania polityczne związane z możliwym odejściem ministra finansów. Nie wykluczam, że informacja z Handelsblatt zmroziła rynek. Gazeta napisała, że prywatni inwestorzy (banki) zgodzili się wyłożyć jedynie 15 mld euro na ratowanie Grecji, czyli połowę z planowanej kwoty
Po publikacji tak fatalnych danych gwałtowna reakcja rynku kontraktów na indeksy amerykańskie była łatwa do przewidzenia. Początek sesji też był bardzo słaby. Pogorszył nastroje Barack Obama, prezydent USA. Powiedział, że gospodarka USA jeszcze długo będzie się kurowała, zwrócił uwagę na problemy związane z europejskim zadłużeniem i na to, że różnice między politykami odnośnie do zwiększenia limitu zadłużenia USA są bardzo poważne. Dodatkowo wykupienie techniczne rynku zadecydowanie zachęcało do zrealizowania części zysków.
Było prawie pewne, że część graczy dojdzie do wniosku, iż słaby raport z rynku pracy nie jest zbyt istotny, bo to są dane z ostatniego miesiąca bardzo słabego drugiego kwartału, a w trzecim kwartale będzie lepiej. To powinno było zmniejszyć skalę spadków. Owszem, po dwóch godzinach indeksy zaczęły się podnosić. Nie widać było większej chęci do kupna akcji, ale była jednak wystarczająca do tego, żeby zgodnie z oczekiwaniami zmniejszyć skalę spadków. Można powiedzieć, że była to niegroźna realizacja zysków w niczym nie zmieniająca byczego obrazu rynku.
GPW rozpoczęła piątkową sesję neutralnie, w nastroju wyczekiwania. Jednak już po dwóch godzinach handlu WIG20 wylądował na półprocentowym minusie. Powodem było pogorszenie nastrojów w europejskim sektorze bankowym. Opisałem to w części europejskiej. Dlatego też najmocniej taniały akcje banków posiadających zagranicznych właścicieli (BRE i Pekao SA).
Od południa indeksy powoli odrabiały starty, a przed publikacją danych w USA już praktycznie nic z nich nie zostało. Jednak zimny prysznic, którym była publikacja fatalnych danych z amerykańskiego rynku pracy doprowadził do gwałtownej reakcji. Gracze tak bardzo byli zaskoczeni, że rzucili się do gwałtownej wyprzedaży akcji. WIG20 tracił dobrze ponad jeden procent. Udało się jednak zakończyć dzień spadkiem nieco mniejszym od jednego procenta. WIG20 znowu wylądował tuż nad bardzo ważnym wsparciem.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi