W kampanii przed wyborami parlamentarnymi padło hasło wprowadzenia nie tylko podatku bankowego, ale również podatku od transakcji finansowych (w skrócie PTF, ang. Financial Transaction Tax, w skrócie FTT). Przestrzegamy przed lekceważeniem potencjalnie destrukcyjnych skutków tego podatku, wskazując przy tym na bardzo wątpliwy efekt budżetowy.
Uważamy, że wprowadzenie PTF w Polsce w wysokości 0,14% od akcji oraz 0,07% od instrumentów pochodnych może oznaczać, że po pierwszym ciosie, jakim była antyreforma OFE w 2014r., polski rynek kapitałowy otrzymałby kolejny, tym razem zapewne jednak nokautujący. Cios w rynek kapitałowy, to nie tylko cios w kilkaset notowanych na giełdzie spółek, zatrudniających setki tysięcy osób, to przede wszystkim zachwianie kluczowego elementu gospodarki, jakim jest efektywna alokacja kapitału na inwestycje i na tworzenie nowych miejsc pracy.
Skąd pomysł na podatek od transakcji finansowych?
Temat podatku od transakcji na giełdach, który ukróciłby „spekulacje” giełdowe jest prawie tak stary jak rynki finansowe i pojawia się zwykle po krachach giełdowych (ostatnio po kryzysie finansowym w 2008r.). Jak to niedawno ujął Nicolas Véron, jeden z najbardziej wpływowych europejskich ekonomistów i były doradca francuskiego Ministra Pracy: „Podatek od transakcji finansowych wraca jak zombie: politykom nie pasuje żeby go całkiem uśmiercić, bo dobrze rezonuje z opinią publiczną, ale też nie chcą go wprowadzić, bo wiedzą, że po prostu wyprze działalność finansową do krajów, które nie mają PTF, a i tak nie przyniesie żadnych istotnych przychodów podatkowych.”
W niniejszej analizie przedstawiamy główne argumenty przeciwko wprowadzeniu PTF w Polsce.
Tomasz Bardziłowski, FOR
