Dogodne raty, możliwość wstrzymania spłaty kredytu, zmienna wysokość miesięcznej spłaty wybierana przez klienta banku – to wszystko są chwyty marketingowe, które skutecznie kuszą klientów będąc dla nich jednocześnie ogromnym zagrożeniem. Z czego klienci zwykle zdają sobie sprawę za późno.
Wstrzymanie spłacania rat np. kredytu hipotecznego w okresie wakacyjnym jest niewątpliwą wygodą – choć de facto taki zabieg zwiększa zadłużenie klienta wobec banku i koszt takiego zabiegu może się okazać skórką niewartą wyprawki. Dlaczego? Przede wszystkim z powodów narastających odsetek, w przypadku dużych kredytów, których spłata rozłożona jest na raty, całkiem sporych. Na przykład wynoszących wysokość jednej, dwóch a nawet trzech rat – jeśli klient hipoteczny postanowi co roku wybierać się na wakacje i wstrzymywać spłatę kredytu w ciągu miesiąca, lub dwóch przez kolejne 20 lat, na jakie ów kredyt wziął.
Podobny efekt wywołują raty, których wysokość klient ustala każdorazowo podczas podczas spłaty. Wszelkie kredyty szyte na miarę, z możliwością dynamicznego ustalania wysokości (a często również liczby) rat są niczym więcej, niż bankowym zarobkiem, o czym kredytobiorcy wydają się zupełnie zapominać.
Zresztą rozwiązania proponowane przez banki a dotyczące mniejszych kredytów, gdzie możliwość określania raty jest ograniczona do momentu podpisania umowy (to właśnie wówczas klient jest proszony o to, żeby z góry ustalił wysokość każdej raty lub wszystkich – w zależności od tego, na jaki okres będzie się z bankiem wiązał umową kredytową) także nie są do końca korzystne dla klientów, jeśli ci pokusiliby się o wyliczenie korzyści wyłącznie finansowej. Wartość dodana, czyli możliwość niemal niezależnego od banku określania wysokości raty (niemal niezależnego, bo widełki rat bankowcy i tak będą musieli narzucić) jest tylko i wyłącznie krótkotrwałą wygodą i ułatwieniem pozornym, odbijającym się koniec końców na domowym budżecie.
Skąd zatem taka popularność tego typu rozwiązań? Z punktu widzenia bankowców odpowiedź jest oczywista – instytucja finansowa kredytująca jakikolwiek zakup klienta zawsze będzie zainteresowana tym, żeby możliwie najwyżej wyśrubować zyski z takiej inwestycji. Tym bardziej, że odsetki od kredytu naliczane są od kwoty głównej kredytu, której spłata jest rozłożona na cały okres kredytowania. Oznacza to, że spłacając kredyt klienci płacą raty składające się na część sztywną czyli kwotę główną oraz wyliczone wcześniej oprocentowanie kredytu, którego wysokość, choć ustalona w momencie podpisywania umowy, może się zmieniać w związku z ratalnymi wakacjami.
I o tym właśnie klienci polskiej bankowości zupełnie nie pamiętają. Skuszeni pozorną wygodą i możliwością odetchnięcia od spłacania trudnych rat mnożą swoje zadłużenie wobec banku, które i tak prędzej, czy później będą musieli spłacić – być może wtedy, gdy ich sytuacja finansowa stanie się dużo trudniejsza, niż przed wyjazdem na wymarzone wakacje.
Prawda jest taka, że edukacja polskiego społeczeństwa pod względem umiejętności korzystania z produktów bankowych wciąż kuleje. Bankowcy, co naturalnie, nie zawsze są zainteresowani zdradzaniem swoich tajemnic. A instytucje nadzorcze i bank centralny zamiast cierpliwie tłumaczyć, gdzie w „wygodnych” kredytach jest haczyk, próbują regulować rynek zakazami i ograniczeniami, często spychając go do szarej strefy. W której niebezpieczeństwa dla płynności finansowej klientów są nieporównywalnie większe.
Źródło: Gazeta Bankowa