Konia z rzędem temu, kto z dokładnością do jednego choćby miejsca po przecinku będzie w stanie przewidzieć kondycję franka szwajcarskiego w najbliższych dwóch latach. To nie złotówka, ani euro, czy dolar potrafią rozgorączkować setki tysięcy klientów polskiej bankowości, ale właśnie waluta niewielkiego alpejskiego kraju.
Analitycy bankowi wyjątkowo ostrożnie podchodzą do prognoz dotyczących kursu franka. Nie tylko dlatego, że bank centralny Szwajcarii szczegółowo i precyzyjnie dba o to, żeby kondycja franka była jak najlepsza jednocześnie wspomagając gospodarkę kraju, za nic mając wszystkie instytucje zainteresowane zarabianiem na różnicach kursowych franka (nawiasem mówiąc frank wciąż jest silny a kondycja Szwajcarii godna pozazdroszczenia).
Przede wszystkim z powodu chwilowej mody sprzed dwóch lat na branie kredytów w szwajcarskiej walucie. Kredytów najważniejszych dla domowego budżetu, bo hipotecznych, gwarantujących dach nad głową, a jednocześnie pozwalających na zaoszczędzenie na i tak wysokich ratach tych kredytów. W każdym razie zaoszczędzenie w społecznym odbiorze, bowiem ostatnie dwa lata pokazały, że mały frank potrafi być kapryśny i doprowadzić do ruiny niejedną rodzinę. A w połączeniu z bezwzględnością polskich bankowców, niewiedzą klientów i chciwością obu stron umów kredytowych frank może czynić prawdziwe spustoszenie w sektorze, czego echem jest choćby pozew zbiorowy klientów przeciwko bankom grupy BRE.
W sprawie franka autorytatywnie wypowiadał się również Marek Belka, szef NBP, który jeszcze niedawno nie wiadomo dlaczego był przekonany, że różnice kursowe nie będą miały dla kredytobiorców aż takiego znaczenia. Tymczasem tak się nie dzieje.
Skąd tak ogromne znaczenie waluty dla polskiej gospodarki? Prosty rachunek pokazuje, że wahania kursu franka uderza najmocniej w zadłużone rodziny o najsłabszej kondycji. To właśnie one decydowały się na kredyt w walucie obcej – ze względu na dużo niższe raty. Godzili się na ryzyko kursowe poniekąd z konieczności. Owszem, banki informowały ich o niebezpieczeństwie zmiany kursu, ale nie na tyle skutecznie, żeby otworzyć im oczy na prawdziwe niebezpieczeństwo, które mogło ich dotknąć. Pół milionowy kredyt z 2008 roku po kursie 2,2 złotego w ciągu kilku miesięcy zamienił się w kredyt niemal o połowę wyższy, czyli taki, na jaki z pewnością nie zdecydowaliby się. I z tej pułapki nie ratowała nawet sprzedaż nieruchomości po cenie zakupu!
Wszyscy, jak Polska długa i szeroka, oczekują więc momentu, kiedy frank dotrze do magicznej granicy 2,8 złotego zamiast oscylować w okolicach 3 złotych. Najwięksi optymiści zaglądając w swoje wykresy, niczym wróżka w kryształową kulę spodziewają się go lada dzień. Pesymiści uważają, że stanie się tak dopiero w marcu tego roku. Co będzie dalej? Paradoksalnie ilość zmiennych, która wpływa na wartość franka w międzynarodowym koszyku walut jest tak duża, że szczegółowa analiza wymaga również wzięcia pod uwagę udanej zimy w szwajcarskich kurortach. Tak więc wcale niemała grupa klientów bankowości, podświadomie cieszy się z każdego mroźnego wyżu podążającego na południe i zachód Europy. Bowiem wszystko co dobre dla szwajcarskiej gospodarki będzie dobre dla polskich kredytów hipotecznych. W granicach rozsądku oczywiście.
Źródło: Gazeta Bankowa